Czwarty tom Frontlines rozbudził ciekawość czytelników i pozostawił lekki niedosyt fabularny. Mam jednak wrażenie, że było to celowo zagranie autora, by przygotować swoich fanów na W ogniu walki, które bezapelacyjnie ożywiło serię i założe się, że po lekturze każdemu na usta cisnąć będzie się głośne WOW!
Nadeszła pora, aby przenieść walkę na terytorium Dryblasów. Mars znajduje się pod kontrolą obcych już od ponad roku. Od tego czasu zdziesiątkowane siły ziemskich sojuszy odbudowały swe floty i obsadziły stare okręty świeżo wyszkolonymi żołnierzami. Naczelne dowództwo, rozdarte między chęcią wyprzedzenia planów Dryblasów i potrzebą zebrania odpowiedniej potęgi bojowej, postanawia uderzyć już teraz. Weterani Andrew i Halley znów stają na czele niedoświadczonych nowicjuszy, gdy połączone ziemskie siły występują przeciwko najeźdźcom. Wojny kierują się jednak regułą, że żaden plan nie wytrzymuje pierwszego kontaktu z nieprzyjacielem…
A Dryblasy równie mocno chcą utrzymać się na Marsie, jak ludzie pragną go odzyskać.
Chociaż lektura książki zajęła mi mnóstwo czasu, bo ponad miesiąc, to muszę przyznać, że w końcu dostałem to, czego oczekiwałem po serii. Rzecz jasna, Frontlines od pierwszego tomu urzekł mnie historią Andrew, jest to cykl naprawdę na dobrym poziomie. Jednak W ogniu walki wymiata na każdej linii! Póki co jest to najbardziej dojrzały tom, pełen niewątpliwie dopracowanej akcji, w której dzieje się naprawdę wiele. W końcu dowiadujemy się czegoś więcej o obcych Dryblasach, w końcu mamy bezpośrednie starcie, które jest kwintesencją militarnej SF. Książka będzie gratką dla fanów bitewnych opowieści, dla wielbicieli szczegółowych opisów starć, zbrojeń, rodzaju broni. Wszystko to w tle niesamowitej historii rodzącego się na naszych oczach bohatera, który odda wszystko by uratować rodzimą planetę.
Książka naprawdę znakomita, lekka, a zarazem niezwykle fabularnie złożona! Wydaje mi się, że fani cyklu z pewnością będą zachwyceni, godna kontynuacja serii! Polecam.
Skoro tak polecasz to sięgnę po nią 🙂