Lipcowy, ogrzany letnim słońcem wiatr przyniósł zapach zakiszonych onuc w gumofilcach i lekki aromat strawionego bimbru. Można by to tłumaczyć na wiele sposobów jednak fani twórczości Andrzeja Pilipiuka z pewnością znają sprawcę anomalii. Otóż Jakub Wędrowycz powrócił. Egzorcysta amator, którego, szczerze powiedziawszy, wstyd nie znać, wprost z Majdanu w Wojsławicach trafia na księgarskie półki! Kto pierwszy ten lepszy! Czas start!
Zbiory opowiadań o zdegenerowanym egzorcyście — ikonie polskiej (fantastycznej) wsi — od lat budzą ogromne zainteresowanie wśród czytelników w całej Polsce. Historie okraszone humorem, zabawą i olbrzymią dawką całkowicie niemożliwych przygód bohatera, stały się już ikoną polskiej popkultury. Nowa odsłona przygód Wędrowycza to aż 17 tekstów, większych i mniejszych, zebranych w tomie liczącym nieco ponad 400 stron. Jako ciekawostkę dodam, że pierwszy raz chyba tytuł zbioru nie jest tytułem opowiadania. Czego możemy się spodziewać tym razem? Jakub wraz z Semenem pokażą Wam jak z Baby Jagi stworzyć broń ostatecznej zagłady, co syndrom sztokholmski ma wspólnego z samogonem, jak poradzić sobie z okrutną plagą ptasiej grypy nad Krakowem oraz odkryją kim jest seryjny morderca, który każdego roku tego samego dnia od kilkudziesięciu lat, porywa jedną osobę. Dowiemy się, kto tak naprawdę jest twórcą legendarnych gumofilcy, odnajdziemy z bohaterami Złotą Kaczkę i dowiemy się, co stało się z żoną Jakuba. Nie zabraknie również odwiecznej walki z wrogim rodem Bardaków, którzy tworzą podejrzany indiański biznesplan, czy szemranych układów z miejscową policją. Trzeba przyznać, że będzie się działo, a to jeszcze nie wszystko, co znajdziecie w środku!
Na książki Andrzeja Pilipiuka czekam chyba najbardziej. Nie raz już wspominałem o straszliwym sentymencie do tegoż autora i za każdym razem gdy trafia mi w ręce nowe dzieło Wielkiego Grafomana, wszystko inne odchodzi gdzieś na dalszy plan, bo bezapelacyjnym priorytetem staje się lektura. Tak było i tym razem! Książka Karpie bijem to zbiór absolutnie niesamowity. Olbrzymie ukłony w stronę twórcy za niezwykle równy poziom swoich opowiadań przez tyle już lat. Ktoś mógłby pomyśleć: jak długo można męczyć jedną postać, rzucając ją w coraz to nowe wyzwania i przygody bez powielania tych samych schematów czy chwytania się zwyczajnie przypadkowych, na pozór nudnych tematów? Przewagą Jakuba Wędrowycza nad innymi jest to, że jest to bohater uniwersalny w każdej odsłonie, zawsze niezależny. Tak naprawdę można go wysłać w przyszłość, w przeszłość, w kosmos, w głąb ziemi, do świata alternatywnego… wszędzie będzie on tym Jakubem jakiego znamy i jakiego polubiliśmy — z błyskotliwymi pomysłami, radą na każdy problem i ukrytą w kieszeni butelką dobrego, kartoflanego bimbru.
Trudno mi podzielić Karpie bijem na teksty słabsze i lepsze. Chociaż każdy zbiór opowiadań ma swoje wzloty i upadki, to należy ocenić go jako całość — która kolejny raz jest perfekcyjna, zabawna, strasznie oryginalna… Przez 9 książek o Jakubie Wędrowyczu ani razu nie miałem okazji by powiedzieć sobie “o, to już było”. Pilipiuk ma tak niesamowite zasoby fantazji, że nie sposób jego bohaterem się znudzić. Autor kolejny raz udowadnia, że jest mistrzem w swoim fachu. Największą siłą egzorcysty amatora jest to, że trafia do wszystkich: starszych i młodszych, kobiet i mężczyzn, lubiących fantastykę oraz tych, którzy omijają ją szerokim łukiem. Dziewiąty zbiór opowiadań Karpie bijem to świetna, lekka lektura, którą przeczytać wręcz należy! Polecam z całego, przepełnionego bimbrem serca.