Tomasz Sobiesiek zadebiutował opowiadaniem “Astralker” w antologii Piór Falkonu wydanej w Fabryce Słów. Ponad dwa lata później dostajemy pełnowymiarową powieść pod tym samym tytułem, która stanowi rozwinięcie losów bohatera, który posiada nadprzyrodzone, fantastyczne zdolności wychodzenia ze swojego ciała. Jak wypada zatem debiut powieściowy Sobiesieka?
Fabryka Słów od pewnego czasu wydaje niektóre powieści w pewnym (tak naprawdę, z tego co mi wiadomo, oficjalnie nienazwanym) “cyklu”, gdzie wspólnym mianownikiem jest na ten moment chyba tylko fakt pasujących do siebie wizualnie okładek. Fajnie, że ów temat się rozwija, bo dzieła, chociaż tematycznie różne, wydane w takiej szacie są naprawdę niezłe i w dodatku świetnie prezentują się na półce. Sobiesiek dostał tę przyjemność zasilenia “cyklu” i jego nazwisko dumnie znajduje się obok Fletchera, Pilipiuka czy Przechrzty. Ja myślę, że całkiem słusznie. W swoim życiu miałem do czynienia z wieloma debiutami i ten Pana Tomasza to z pewnością kawał dobrej roboty i nadzieja świeżego talentu na rynku.
Dawid jest zwyczajnym chłopakiem — przybyłym z małego miasteczka studentem informatyki, który próbuje dać sobie radę w wielkim mieście. Jeden głupi pomysł zmieni jego życie na zawsze. Chłopak miał szczęście w nieszczęściu. Znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. A jednak okazało się, że przejawia zdolności uważane w niektórych kręgach za wyjątkowo cenne. Dzięki “propozycji nie do odrzucenia” nie tylko uratował skórę, ale dostał szansę, by wykroczyć daleko poza ramy trójwymiarowego świata.
W książce Astralker trzeba docenić na pierwszym miejscu pomysł. Tak naprawdę autor mnie zaskoczył, bo chociaż temat astralnych wędrówek poza ciałem jest znany czy to z legend, czy religii, to został dla mnie podany w bardzo interesujący sposób, w dodatku w polskich realiach, za co olbrzymi plus. Sobiesiek łączy w swoją powieść trochę religii hinduskiej z nieco sensacyjną fabułą. Powstaje nam trochę coś w klimacie ezoterycznego X-Mana pod zwierzchnictwem magicznej korporacji. Naprawdę ciekawie czytało się takie zestawienie.
Jeśli chodzi o styl pisarski, jakość budowania fabuły, dialogi… wszystko to naprawdę jest całkiem dobrze wykonane, widać, że autor włożył w książkę wiele pracy. W Astralkerze znajdziemy luźny język, trochę humoru i przede wszystkim fajnie prowadzoną akcję. Każdy element powieści jest przemyślany, nie ma miejsca na nudę, wydarzenia nie dzieją się ani zbyt wolno ani za szybko. Jedyną rzeczą, która jakoś mnie raziła, to ilustracja. To z kolei absolutnie nie wina autora, a wydawnictwa. Styl Vladimira Nenova nie jest mi obcy i niestety jest dla mnie słaby. Obrazki są nieciekawe, nie pasują do fabuły i jak dla mnie psuja wizualną część powieści. Okładka podobnie — mimo że jest obłędna — nie wpasowuje się w klimat Astralkera. Ale to i tak tylko małe szczegóły, które dla większości fanów z pewnością nie będą miały większego znaczenia. Książka Sobiesieka jest naprawdę udanym debiutem, czytało mi się ją z olbrzymią przyjemnością i mam szczerą nadzieję, że autor jeszcze nas zaskoczy!
[…] książce możecie również przeczytać na blogach: Kocham książki; Nasze […]