Książka Masłowskiej może się przydać do wielu rzeczy. W czasie apokalipsy zombie, gdy będą chcieli czymś rozpalić ognisko, nada się idealnie ocalając wartościowe dzieła. Gdy biurko krzywo stoi albo papier toaletowy zacznie być reglamentowany zaczniemy doceniać fakt, że kiedyś ta książka trafiła w nasze ręce. Zastosowań może być wiele. Nie polecam natomiast jej czytania. Poza paroma zrywami w postaci kilku ciekawych zdań czy porównań, ta “powieść” to totalny bełkot.
Z tekstami pani Masłowskiej nie miałem wiele kontaktu. Czytałem jej Jak zostałam wiedźmą i po tej lekturze zostałem z raczej dobrym podejściem do autorki. Jest to dzieło ciekawe, trochę eksperymentalne. Tym razem jednak eksperyment (?) okazał się totalną klapą. Zamiast tekstu, który wciąga i intryguje dostajemy plątaninę słów, czasem chyba wręcz przypadkowych. Nicią przewodnią jest kulinarne zobrazowanie otaczającego świata, rzeczywistości. Jednak ta mieszanka przypadkowych składników została fatalnie doprawiona (albo niedoprawiona w ogóle), przypaliła się i spowodowała zatrucie pokarmowe.
Więcej niż możesz zjeść jest zaprawiona pesymizmem, narzekaniem i pretensjami, że świat nie jest tak idealny, jak chce autorka. Po tej lekturze konieczna będzie odtrutka w postaci czegokolwiek zawierającego sens. Po ponad stu stronach papki smakowej koniecznie należy sięgnąć po lekturę dająca choć trochę chęci do życia. Inaczej, jeżeli tylko owo “dzieło” Masłowskiej przyjmiemy na poważnie, może grozić nam choroba psychiczna i/lub samobójstwo intelektualne. Wtedy mózg odpuści sobie wszystko i zacznie wołać o popcorn i najdurniejsze seriale telewizyjne. Będzie to reakcja naturalna, wręcz swojego rodzaju znalezienie azylu w siermieznej prostocie. Będzie to też reakcja obronna przed słowem drukowanym i książką w ogóle. Po lekturze Więcej niż możesz zjeść twój umysł bowiem może nabrać wstrętu do czytania, którego nie da się już uleczyć.
Szukanie plusów książki jest zajęciem wielce kreatywnym. Zainteresowanie, jakie rozbudza w czytelniku, powoduje, że odkrywa się rozrywkową wartość słuchania muchy, a wyzwania intelektualne pobudzają myśli tak bardzo, że Czytelnik ani się obejrzy, a już śpi. Bo to nie jest nawet wyzywające intelektualnie, nie prezentuje sobą jakiejś ciekawej formy, z którą można być zmierzyć, powalczyć czy pomedytować.
Więcej niż możesz zjeść zawiera ilustracje. Takie łopatologiczne, obrazujące tekst bardzo dosłownie, bez specjalnego artyzmu. Skoro Masłowska napisała “Gołębie biją się nad nieruszonymi półmiskami” to będzie dokładnie to i nic więcej na obrazku. Być może w ten sposób ktoś chciał podkreślić wagę tego zdania jako klucza do tekstu. Ich twórcą jest Maciej Sieńczyk, ten Sieńczyk. Ten, w sensie, że wielki, wspaniały i oryginalny. Nie oceniam reszty twórczości, to co zawarto w Więcej niż możesz zjeść to po prostu słabe i kiczowate bohomazy.
Po tej lekturze podpisuję się pod poglądem niektórych, że w Polsce drukuje się za dużo, że wiele tytułów to śmieci, że niektórzy nie powinni pisać. O ile książeczka dla (nie)dzieci była jeszcze znośna, o tyle tego nie dałbym do ręki mojemu wrogowi. Zarzucono by mi wtedy znęcanie się i łamanie praw człowieka. Poza tym szkoda lasów na papier. Boję się, że część z osób czytających tę recenzję i tak weźmie książkę do ręki i zacznie ją czytać albo wręcz dobrnie do ostatniej strony. Jeżeli to zrobicie, to pamiętajcie, że was ostrzegałem. Próby wyłudzenia pieniędzy z moich podatków na leczenie niestrawności po tej lekturze spotkają się z moim oporem i sprzeciwem. Ale jak znam życie to i tak będą tacy, co spróbują…
Nie pierwszy raz czytam takie słowa o twórczości Masłowskiej. Pierwsze przeczytałam o “Kochanie, zabiłam nasze koty”, później o “Wojnie polsko-ruskiej…”, teraz o tym. Przyznam, że miałam małą chęć na “Więcej niż możesz zjeść”, ale skutecznie wybiłeś mi to z głowy. Nie mam czasu na czytanie takiego badziewia… Może dam szansę pierwszej przeze mnie wspomnianej książce, ale opisywanej przez Ciebie na pewno nie. A co do wydawania za dużo to się z Tobą zgodzę. Rynek czytelniczy jest zasypany pozycjami miałkimi, jałowymi, bardzo podobnymi do siebie. Coraz trudniej wybrać coś naprawdę wartościowego…
Dzięki za tą recenzję.. coś tak przeczuwałem i jak widzę przeczucie mnie nie zawiodło… faktycznie uratowałeś kilka drzew – nie będzie dodruku po takiej recenzji…
Pozdrawiam..