Moje wycieczki rowerowe nigdy nie były długie. W porywach sięgały kilku godzin. Jazda na rowerze nigdy jakoś do mnie nie przemawiała. Mimo to, w czasie lektury Kołem się toczy miałem ochotę wyruszyć na choćby małą przygodę na dwóch kołach.
Książka nie urzeka językiem, wyszukanym stylem czy górnolotnymi metaforami. To co piękne w książce Karola Wernera to ludzie, których spotyka. Ludzie, którzy mimo przynależności do tak różnych kultur są sobie przyjaźni. Kołem się toczy jest dla mnie przede wszystkim historią osób.
Aby spotkać te osoby, autor podróżował rowerem przez Gruzję, Armenię, Iran, Irak i Turcję. Wielokrotnie doświadczał ogromnej życzliwości ze strony spotkanych osób. Miał też okazję podziwiać wspaniałe widoki, krajobrazy i pomniki cywilizacji. Oj, jak bardzo chciałoby się tam być i móc doświadczać tego samego!
Niewiele czytam tego typu lektur. Przypomina mi się jednak Tysiąc szklanek herbaty Roberta Maciąga. Jest coś niezwykłego w tych książkach podróżniczych, co budzi w człowieku chęć wyruszenia na przygodę. Nie jest to poradnik czy zapis technicznych szczegółów podróży. Oba tytuły łączy chęć opowiedzenia o spotkaniach, przeżyciach autorów, podzielenia się z Czytelnikiem niesamowitymi wrażeniami z poznawania innych zakątków świata.
Po lekturze książki chciałem wskoczyć na rower i pojechać gdzieś w nieznane. Niestety roweru nie posiadam, ale kto, wie może w przyszłości? Tymczasem jednak potraktowałem publikację Wernera jako zaproszenie do podróży niekoniecznie rowerowych. Wybrać się należy na w taką drogę nie z biurem podróży, ale z chęcią poznawania ludzi. Wtedy będzie to podróż marzeń, nawet jeśli jej celem będzie pobliskie miasto czy niedaleki szczyt Beskidów.
Hej Janek, późno trochę wpadłem na recenzję, ale jak mowią – lepiej tak , niz wcale 😀 Bardzo mi milo, fajnie, że się podobało 🙂
Jak książka jest fajna, to się podoba. 🙂