Wydawnictwo JUT od jakiegoś czasu (przynajmniej od 19 kwietnia 2023 roku) oferuje kurs łaciny online. Taka inicjatywa wydaje się godna pochwały. Dla wielu osób taki kurs online byłby możliwością poznania języka, samodzielnego studiów, zwłaszcza gdy na lekcje indywidualne czy studia brak czasu lub pieniędzy. Eheu! Niestety! Diabeł tkwi w szczegółach i do tychże chciałbym się odnieść w niniejszym wpisie.
Owe szczegóły dotyczą następujących kwestii:
1/ kwestie merytoryczne związane z kursem;
2/ certyfikat C1 oferowany na zakończenie kursu;
3/ uprawnienia do nauczania łaciny w szkole po uzyskaniu certyfikatu.
Sprawy merytoryczne
Zacznę od kwestii najistotniejszy, ale też tych, o których mogę wyrazić się jedynie na podstawie materiałów ogólnodostępnych, gdyż nie zakupiłem wspomnianego kursu. Kurs jest prowadzony metodą gramatyczno-tłumaczeniową. Wydawnictwo oferuje dwa kursy w tej samej cenie (349,32 zł) i są to Kurs łaciny kościelnej z możliwością certyfikatu C1 oraz Kurs łaciny z możliwością certyfikatu C1 pozwalający na naukę języka łacińskiego w szkołach podstawowych i średnich. Oba, wg opisu na stronie są prowadzone online przez ks. prof. dr hab. Artura J. Katolo. Kurs nauczycielski nie wspomina o łacinie kościelnej, choć wg moich źródeł jest oparty o dokładnie te same materiały, czyli Podręcznik łaciny kościelnej Artura J. Katolo. Sam podręcznik jest bardzo drogi, a jego cena kształtuje się w okolicach 250 zł. Dostępne w Internecie przykładowe strony pokazują, że jest on oparty o metodę gramatyczno-tłumaczeniową. Kursanci natomiast dostają materiały w formie pliku pdf. Według pozyskanych przeze mnie informacji oba kursy (łaciny kościelnej i nauczycielski) bazują na tym samym podręczniku, nieznacznie tylko zmodyfikowanym.
Drugim, po podręczniku, elementem kursu są materiały filmowe, które są standardowymi wykładami kolejnych zagadnień gramatycznych. Wykładowca zapisuje na tablicy np. odmianę wyrazu, tłumaczy ją. Jakość dźwięku jak na dzisiejsze czasy mogłaby być lepsza, nie znalazłem także jakichkolwiek filmów innego rodzaju, więc wydaje się, że całość kursu może być po prostu serią sfilmowanych lekcji przy tablicy.
W filmach, które oferuje wydawnictwo, można dostrzec niekonsekwentne stosowanie łacińskiej wymowy – głównie polskiej kościelnej (erazmiańskiej) przeplatanej jednak wymową włoską (np. /dżenetiwus/ zamiast /genetiwus/) oraz restytuowaną (np. /amika, amike/ zamiast /amice/). Od tego typu kursu oczekiwałbym konsekwentnego używania jednej konwencji wymowy. Wykładowca nie uwzględnia iloczasu w wymowie, zdarzają się potknięcia w akcentowaniu.
Wątpliwości budzi także czas kursu wobec planowanych efektów kształcenia. Według oferty otrzymujemy roczny dostęp do 62 lekcji. Filmy nie są długie, a lekcje w podręczniku też nie sprawiają wrażenia bardzo rozbudowanych. Trudno sobie wyobrazić, aby było to wystarczające do opanowania języka na poziomie C1. Różne są szacunki, jeżeli chodzi o minimalną ilość godzin, jednak „od zera” do poziomu C1 dla angielskiego minimalne wartości to 700 godzin nauki. Z własnego i nie tylko doświadczenia wiem, że rok nawet intensywnej nauki to za mało, aby taki poziom osiągnąć. Choć faktycznie da się w tym czasie „nauczyć się całej gramatyki łacińskiej”, ale sama znajomość zasad gramatycznych nie jest jeszcze wystarczająca. Potrzeba (dla języka angielskiego) znać minimum 5000 słów aktywnie, konieczne jest rozumienie i tworzenie tekstów. Choć, aby osiągnąć poziom 5000 słów wystarczy teoretycznie poznawać codziennie niecałe 14 nowych słów, ale należy uwzględnić także powtórki, ćwiczenia utrwalające itd. Kurs wydaje się więc za krótki jak na poziom, którego osiągnięcie obiecuje.
Kwestie merytoryczne mogłyby jednak powodować obniżenie oceny kursu (przynajmniej na podstawie dostępnych materiałów), jednak nie skreślałyby go całkowicie, zwłaszcza w związku z brakiem podobnej oferty na rynku. Inne kwestie wydają się istotniejsze, gdyż nie są tylko „potknięciami przy pracy”, a mogą być wprowadzaniem w błąd potencjalnych klientów.
Certyfikat z łaciny?
Europejska skala opisująca znajomość języka na poziomach od A1 do C2 została stworzona z myślą o językach nowożytnych, używanych na co dzień w komunikacji. Łacina też jest obecnie (wciąż? ponownie?) używana w tego typu sytuacjach – świadczą o tym różnorakie szkoły żywej łaciny, społeczności internetowe itd. Nie istnieje jednak żadne dostosowanie opisu poziomów A, B, C do łaciny. Mimo to kurs oferowany przez Wydawnictwo JUT daje możliwość uzyskania certyfikatu C1 z języka starożytnych Rzymian (za dodatkową opłatą 246 zł). Jak to należy rozumieć?
Można założyć, że twórcy kursu sami dostosowali swoją ofertę pod opis poziomu C1. Byłoby to niełatwe zadanie, bo pionierskie, ale nie niemożliwe. Pytanie jednak, czy posługując się założoną metodą oraz w zaplanowanym czasie można osiągnąć następujące umiejętności językowe z poziomu C1:
a. Osoba posługująca się językiem na tym poziomie rozumie szeroki zakres trudnych, dłuższych tekstów, dostrzegając także znaczenia ukryte, wyrażone pośrednio.
b. Potrafi wypowiadać się płynnie, spontanicznie, bez większego trudu odnajdując właściwe sformułowania. Skutecznie i swobodnie potrafi posługiwać się językiem w kontaktach towarzyskich i społecznych, edukacyjnych bądź zawodowych. Potrafi formułować jasne, dobrze zbudowane, szczegółowe wypowiedzi dotyczące złożonych problemów, sprawnie i właściwie posługując się regułami organizacji wypowiedzi, łącznikami i wskaźnikami zespolenia tekstu.
Wątpliwości naturalnie budzi szczególnie druga część (b) opisu poziomu C1. Czy proponowany przez Wydawnictwo JUT kurs pozwoli na płynne i spontaniczne wypowiedzi etc?
Możemy naturalnie założyć, że „poziom C1” jest tu pewną metaforą poziomu zaawansowanego. Dla łaciny byłoby to naturalnie opanowanie całości materiału gramatycznego, ale czy to wystarczy? Czy nie należałoby dodać, że poziom zaawansowany to swobodne posługiwanie się tekstami, bez konieczności zaglądania do słownika, bez konieczności tłumaczenia? Jeżeli kurs ma doprowadzić do poziomu po dwóch, trzech semestrach lektoratu z łaciny, to przecież nie moglibyśmy mówić o poziome zaawansowanym, a jeżeli już to średniozaawansowanym (B1, ew. niższym B2).
Oczywiście każdy może wystawić certyfikat ze znajomości języka. Ja też, jako nauczyciel angielskiego, mógłbym taki wystawić mojemu uczniowi. Poza wartością motywacyjną, sentymentalną, to jednak nie będzie on niczym innym niż zwykłym papierkiem. W ten sposób dochodzimy do głównego problemu.
Kwalifikacje do nauczania łaciny
Oferta kursu dla nauczycieli obiecuje coś, co moim zdaniem jest po prostu wprowadzaniem klienta w błąd. Chodzi mianowicie o uzyskanie uprawnień do nauczania łaciny w szkole. Certyfikaty językowe są honorowane i przydatne, jeżeli ktoś chce pracować w szkole podstawowej bądź średniej. Należy spełnić wtedy inne wymagania (dla szkoły średniej tytuł magistra dowolnego kierunku oraz przygotowanie pedagogiczne). Rozporządzenie jednak wymienia konkretne certyfikaty, które potwierdzają odpowiedni poziom znajomości języka. Nie ma tam żadnego certyfikatu dla łaciny. Jeżeli więc ktoś, kto nawet łacinę zna świetnie, i chce pozyskać uprawnienia skusi się na ten kurs, to po prostu straci pieniądze. Często ludzie robią różne kursy „dla papierka”, po to aby zdobyć poświadczenie swoich kwalifikacji. Rozumiałbym taką motywację. Ktoś uczył się samodzielnie łaciny przez kilka lat, czyta teksty starożytne, jest nauczycielem angielskiego i teraz chciałby poszerzyć swoje oficjalne kwalifikacje. Nie ma czasu na studia dzienne, a tutaj pojawia się taka oferta! Do tego za „jedyne” 595,32 zł. Szczerze mówiąc, sam bym się zastanawiał. Kurs potraktowałbym jako powtórkę gramatyki, a celem byłby oczywiście „papierek”. Jednak ten papierek jest wart, według wszelkich znaków na niebie i na ziemi, tyle samo, co certyfikat, który sam sobie mogę wystawić.
Podsumowanie
Kurs oferowany przez Wydawnictwo JUT mógłby być kursem językowym, jakich dla innych języków jest mnóstwo w Internecie. Może lepszym, może gorszym. Dyskutowalibyśmy wtedy przede wszystkim nad doborem metody, realnością dojścia do poziomu C1 w rok itd. Jednak obietnica pozyskania kwalifikacji do nauczania łaciny w szkole wydaje się być bujdą i kłamstwem. Zapytałem wydawnictwo na Instagramie o podstawę prawną pozyskiwanych uprawnień. Od miesiąca nie dostałem odpowiedzi. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że ew. certyfikatowi powagi może nadawać Europejska Uczelnia w Warszawie. Wysłałem do uczelni maila w tej sprawie i czekam na odpowiedź.