Andrzej Pilipiuk to polski pisarz znany głównie z fantastyki rozrywkowej. Jest jednym z najpoczytniejszych twórców w kraju, sam siebie nazywa Wielkim Grafomanem. Niedawno na rynek trafiła jego nowa książka, niemniej, ku zdziwieniu zapewne wielu fanów, nie jest to ani kontynuacja jego cykli, ani pełnowymiarowa powieść, ani nawet żaden nowy zbiór opowiadań. Jest to książka na pierwszy rzut oka podróżnicza, ale tak naprawdę to osobisty dziennik autora…
Ta książka jest poniekąd książką podróżniczą — jednak w przeciwieństwie do książek prawdziwych podróżników nie opisuję miejsc egzotycznych ani choćby trudno dostępnych. Zamiast to draństwo czytać możecie wsiąść w samolot tanich linii lotniczych i zobaczyć to wszystko na własne oczy.
Obsesją mojego życia zawsze była chęć odgryzienia się.
Podjąłem walkę by nie dać się wdeptać w błoto. By się uratować. By się odegrać. By żyć po swojemu, a nie tak jak nam wymyślono. Moje podróże po Skandynawii to część tego planu. I ta książka jest pełna moich obsesji. To jest książka napisana przez wkurzonego niewolnika, który zdołał zerwać się z łańcucha.Andrzej Pilipiuk
Książka to swoiste sprawozdanie z podróży Pilipiuka do Skandynawii. Chociaż nie tylko… Trzeba na początku powiedzieć, że dzieło zdecydowanie bardziej spodoba się fanom dokonań Wielkiego Grafomana, takim osobom, które skrupulatnie śledzą jego twórczość. Początek Raportu… to trochę wstęp biograficzny, w którym Pilipiuk dzieli się szczegółami swojego dzieciństwa, opowiada o trudach dorastania w komunistycznej Polsce, o marzeniach, które wydawały się wtedy nie do spełnienia, o dorastaniu i poczuciu inności wśród rówieśników. Dowiemy się między innymi jak autor zaczął pisać, jak wyglądała jego kariera zaraz na początku i jak dostał się w literacki świat, w którym przebywa aktualnie. Potem zaczyna się przygoda ze Skandynawią…
W książce znajdziemy też nawiązania do jego twórczości, przede wszystkim tyczy się to Norweskiego Dziennika (pewnie dlatego nowe wydania trylogii zgrywa się graficznie z Raportem z Północy, aczkolwiek nie rozumiem tego zabiegu) i trochę Oka Jelenia. Autor odwiedza miejsca, które opisał na kartach swoich trzech tomów o Pawle Koćko, co lepsze — pisząc jako nastolatek ten cykl, nigdy nie był na Północy i znał miejsca tylko z map! Mamy też analizę pomysłu na Norweski Dziennik, etapy pracy nad nim i pierwszego czytelnika, który zachęcił autora do dalszego działania.
Na książkę składają się liczne, krótkie historie z podróży na północ Europy, a miał ich Pan Andrzej kilka. Pilipiuk opisuje tak naprawdę wszystko, co w jakiś sposób go ujęło i zaciekawiło, nie muszą być to rzeczy wielkie i piękne, nie muszą to być krajobrazy górskie, a najprostsze, małe przypadki, związane często z charakterem tamtej ludności, z kulturą, codziennym życiem… Jeśli ktoś spodziewa się szalonej książki podróżniczej o Skandynawii to szczerze powiem — rozczaruje się. Jeśli ktoś ma nadzieję na fajną, super ciekawą historię z humorem… to powinien wziąć się lepiej za kolejnego Wędrowycza. Raporty z Północy to książka dość specyficzna, która fanom może albo bardzo przypaść do gustu, albo spowodować kompletnie odwrotne odczucia. Ja należę na szczęście do tej pierwszej kategorii, nie tylko dlatego, że twórczość Pilipiuka jest mi niezwykle bliska, nie dlatego, że Norweski Dziennik otworzył mnie na czytanie, na fantastykę i polskich twórców, ale dlatego, że cholernie marzę o zwiedzeniu Norwegii i północy kontynentu!
Lubię Norweski Dziennik sięgnę też po Raporty z Północy!
“Raport z Północy” to książka, którą czyta się tak, jak gdyby słuchało się wciągającej opowieści snutej przez arcyciekawego gawędziarza. Krótkie momenty, zwyczajne zdarzenia i przypadkowe spotkania budują większy obraz i właśnie dzięki nim można dostrzec szerszy kontekst. Świetna recenzja! 🙂 A z okazji zbliżających się Świąt życzymy Ci znalezienia pod choinką biletu do Norwegii! 🙂