Anna Lange — pseudonim doktor habilitowanej w dziedzinie chemii zatrudnionej na stanowisku profesora nadzwyczajnego na jednej z warszawskich uczelni wyższych, autorki licznych publikacji na temat widm (molekularnych). Karierę naukową łączy z fascynacją światami fantastycznymi, a także klasyczną powieścią kryminalną i literaturą XIX wieku. Inspirują ją w równej mierze Brandon Sanderson, Lois McMaster Bujold, Jane Austen, P.G. Wodehouse, Agatha Christie i Boris Akunin. Clovis LaFay jest jej debiutem powieściowym.
Clovis LaFay ma kłopoty rodzinne. Nieżyjący już ojciec miał reputację czarnego maga, znacznie starszy przyrodni brat jest wrogo nastawiony, a dzieci tego ostatniego… No cóż, na pewne zaburzenia nie ma jeszcze nazw — jest rok 1873 — co nie znaczy, że nie istnieją te zjawiska. John Dobson, dawny przyjaciel Clovisa i nadinspektor świeżo utworzonej jednostki wydziału detektywistycznego londyńskiej policji metropolitalnej również ma liczne problemy. Z pieniędzmi nie jest najlepiej, z prowincji przyjechała młodsza siostra, podwładni krzywo patrzą na zwierzchnictwo młodego eksporucznika artylerii, a najgorsze, że w Londynie drastycznie brakuje egzorcystów! Alicja Dobson waha się: zamążpójście czy pielęgniarstwo? Sęk w tym, że konkurenci się nie tłoczą, a zajęcia z magii leczenia na kursie pielęgniarskim okazały się nie całkiem tym, na co miała nadzieję. Clovis LaFay chętnie służy pomocą w tym drugim problemie, a kto wie, może i w pierwszym? Chociaż czegoś się jakby boi…
Muszę przyznać, że autorka nieźle mnie zaskoczyła. Mianowicie, dopiero po przeczytaniu lektury zorientowałem się, że owa książka wyszła spod pióra…Polki! W sumie mój błąd, bo z góry założyłem, że jeśli miejscem akcji jest Anglia, bohaterowie to Anglicy i ogólnie… cała fabuła naprawdę jest napisana tak, jakby ktoś doskonale znał i tamtejszą okolicę i kulturę, w dodatku tą historyczną, to autorką musi być ktoś z Wysp. Wielki słowa uznania! Szczególnie właśnie za umiejętność napisania tak bardzo angielskiej książki! Jeśli chodzi o inne wartości, to przyznaję, że jest bardzo OK. Książka jest debiutem literackim Anny Lange, aczkolwiek z tego co o sobie zdradziła wynika, że pisała sporo, chociaż bardziej poruszała się w świecie nauki niżby fantastyki. Widać, że dialogi, opisy, charaktery bohaterów, to wszystko jest skonstruowane naprawdę bardzo fachowo, każdy wątek ma swoje słuszne rozwinięcie, wszystko prowadzi do wcześniej przemyślanego rozwiązania.
Sam tytuł mówi już nam, że książka tycząca się Scotland Yardu z pewnością będzie miała jakiś kryminalny wątek. Osobiście bardzo lubię takie połączenia — śledztwo, tajemnica i mnóstwo magii. W książce Anny Lange znajdziemy to wszystko w dużej ilości. Bohaterowie są ciekawi, barwni. Nie było w sumie momentu gorszego, przez całe ponad 400 stron lektury autorka trzyma równy poziom, za co zdecydowanie należą się jej słowa uznania. Jedynym… minusem dla mnie, jeśli tak mogę to ująć, jest fakt, że akcja dzieje się u schyłku XIX wieku. Jakoś niezbyt lubuje się w historii i nie za bardzo interesuje mnie właśnie ten okres dziejów, jednakże książka jest napisana w taki sposób, że prawie tego nie czuć!
Podsumowując powiem, że Magiczne akta Scotland Yardu to debiut naprawdę świetny, po który warto sięgnąć na sklepową półkę! Zostaje mi czekać z niecierpliwością na inne książki autorki, bo widać, że ma w sobie spory potencjał literacki!