Jako wielbiciele Wielkiego Grafomana musieliśmy spróbować przeprowadzić ten wywiad. I dzięki uprzejmości Andrzeja Pilipiuka udało się. Przekazujemy w Wasze ręce kochani czytelnicy naszą “rozmowę” z autorem. Enjoy!
Kocham Książki: Debiutował Pan opowiadaniem „Hiena”, które ukazało się w piśmie FENIKS w 1996 roku. Obchodzi Pan 15-lecie twórczości. Czy taki jubileusz skłania do podsumowań, refleksji nad twórczością?
Należało lepiej wykorzystać okres studiów pochodzić na nadprogramowe wykłady, zdobyć więcej wiedzy interdyscyplinarnej. Teraz nieznajomość wielu dziedzin odbija mi się czkawką… Trzeba było więcej posiedzieć nad mikrofilmami w bibliotece. Wiele rzeczy było trzeba.
Problem w tym, że rozumu nabiera się z wiekiem, a o wielu możliwościach po prostu nie wiedziałem.
Jako Tomasz Olczakowski opublikował Pan 19 tomów „Pana Samochodzika”. Jak to się stało, że zaczął Pan tą przygodę?
Stwierdziłem – dlaczego by nie? Miałem pomysł, który rozwijałem w dłuższe opowiadanie. Mogłem go przerobić na powieść. Posiedziałem kilka tygodni nad klawiaturą. Wreszcie wysłałem maszynopis, został zaakceptowany. Umówiłem się na dostarczanie czterech podobnych książek rocznie. Byłem akurat totalnie pod kreską. W perspektywie miałem przerwanie studiów. Do tego szalało bezrobocie. A tu nagle zdobyłem robotę i to w wymarzonym zawodzie.
Siedziałem, pisałem, były z tego nawet pieniądze – co w tamtych czasach wcale nie było takie oczywiste… Uzbierałem z honorariów na wyjazd z Ojcem do Norwegii, zaciskając nieco pasa skończyłem studia i przeczekałem najgorszy dołek nim „Fabryka Słów” zainteresowała się wydawaniem Wędorwycza i innych moich dzieł. Przez dobre cztery lata pisałem „fuchę” i miałem z tego pieniądze dzięki czemu mogłem pisać inne rzeczy. Takie zupełnie własne.
Przede wszystkim była to ważna szkoła życia i pracy. Nauczyłem się pisać na termin, żonglować scenami by uzyskać zakładaną objętość. Te 3600-3800 stron maszynopisu było niezłym treningiem przed poważniejszymi zadaniami.
Jakub Wędrowycz – temat rzeka: degenerat, bimbrownik, egzorcysta amator. Podobny do Andrzeja Pilipiuka? Czy są płaszczyzny, na których identyfikuje się Pan ze swoim sztandarowym bohaterem?
Raczej nie. Nie piję, nigdy nie chodziłem w gumofilcach, doceniam znaczenie wody i mydła. Mam niższy niż Jakub poziom agresji. Nikogo nie zabiłem. Alkohol nie dodaje mi energii życiowej tylko oszałamia i dekoncentruje.
Fabryka Słów wydaje Jakubowe tomy już od 10 lat. W tym roku ukazał się również komiks, można też zagrać w karciankę. Jakub staje się coraz bardziej popularny. Co dalej? Gra na PC? Film? Serial?
Zobaczymy. Były pewne przymiarki do kręcenia filmu – niestety wszystkie projekty chwilowo utknęły na mieliznach. Oglądanie „arcydzieł” polskiej kinematografii też nie nastraja optymistycznie. Może lepiej jeśli moja proza pozostanie prozą?
Do gier tak karcianych jak też innych nastawiony jestem ż życzliwą neutralnością. Skoro są ludzie którzy chcą w ten sposób utrwalić wrażenia z lektury moich książek – nie będę im przecież zabraniał.
Osobiście cieszę się że polska proza fantastyczna pączkuje w ten sposób.
Dość o Jakubie 😉 Jedną z najlepszych książek, jakie miałam okazję czytać jest „Wampir z M-3”. Skąd pomysł na tą powieść, na polskie wampiry w komunistycznej rzeczywistości?
Trochę przypadkiem. Przechodziłem sobie w Warszawie przejściem podziemnym. Spostrzegłem wielką witrynę zastawioną „Zmierzchem” i jego rozmaitymi klonami. I pojawiła się we mnie przekora. Myśl, że to szaleństwo poszło za daleko. Że trzeba tę absurdalną modę bezlitośnie wykpić. Amerykanie nigdy nie zakosztowali komuny. A gdyby tak… Pokazać wampiry, które zamiast pogrążać się w dywagacjach o sensie istnienia muszą zderzyć się z prawdziwymi problemami. Z kryzysem. Ubecją. Brakami w zapatrzeniu…
Zanotowałem pomysł. Pojawiły się kolejne. Nagle zorientowałem się że to fabularna żyła złota. Temat samograj. Wystarczy wyszukiwać kolejne absurdy z epoki mojego dzieciństwa i konfrontować z nimi bohaterów. I poczułem dziką radochę, że mogę jednocześnie dokopać i modzie na wampiry i komuchom.
Zarazem jest to wycieczka w przeszłość – przypominam sobie warszawską Pragę okresu gdy chodziłem jeszcze do podstawówki, z całym jej siermiężnym lumperskim kolorytem.
W Pana dorobku można znaleźć zarówno opowiadania, jak i powieści. Które z nich lepiej się pisze? A może nie ma żadnej różnicy?
Wymyślam sobie historie, które chciałbym opowiedzieć. Wyszukuję do „obsady” bohaterów już wymyślonych lub tworzę nowych. Trafiają się czasem pomysły tak idiotyczne, że „zagrać” może w nich tylko Wędrowycz. Trafiają się też pomysły, których żal na Wędrowycza. To trochę jak składanie klocków. Opowieść + tło historyczne + bohater. Sztuką jest zgranie tych elementów w sensowną całość…
Nośność fabularna też jest różna. Są pomysły na opowiadanko i są pomysły na powieść. „Krótkiego” pomysłu nie da się rozciągnąć, tzn. da się, ale efekt końcowy będzie kiepski.
Pisze się podobnie.
Polska fantastyka jest według Pana w dobrej formie? Mamy na co czekać, czy najlepsze już za nami?
Po straszliwej zapaści w latach 90-tych polska fantastyka od dziesięciu lat nadrabiała straty i można powiedzieć, że pod względem literackim jest w dobrej formie.
Niestety szaleństwa władzy, z wprowadzeniem VAT na książki włącznie, zadały rynkowi straszliwy cios. Będziemy po nim stawać na nogi całymi latami. Na razie wydawnictwa ścięły masę projektów, księgarnie jeszcze bardziej robią bokami. Cierpi cała branża dająca pracę kilkudziesięciu tysiącom ludzi.
Wielu początkujących twórców nie rozwinie przez to skrzydeł. Wiele małych wydawnictw zamiast się rozwijać padnie, a średnie będą przeżywać poważne kłopoty.
Niestety mamy d… wołowe, a nie polityków. Zwłaszcza, że są kraje unijne które tego podatku nie mają. Uważam, że w kraju gdzie Niemcy spalili tysiące bibliotek i miliony książek ta branża powinna znajdować się pod szczególną ochroną. A zaszłości historyczne mogą być dobrym argumentem wobec nacisków zdominowanej przez Niemców Unii.
Ma Pan jakiś pomysł na opowiadanie czy powieść, które zamierza Pan napisać, ale nie miał jeszcze wystarczająco dużo czasu na rozwinięcie idei? Jakiś kiełkujący przez lata zarys?
Chcę ruszyć wreszcie fantastykę dla młodszego czytelnika. Jak na razie w tym sektorze dominują tłumaczenia. Jednocześnie sukcesy „młodzieżowej” serii Rafała Kosika pokazują że da się.
Trzeba dokonać rekonkwisty. Odbić teren, wygonić obcych. Po co maja zarabiać cudzoziemcy skoro to my możemy na tym zarobić? Po co młody człowiek ma czytać dzieła cudzoziemców? Możemy dostarczyć mu prozę obracającą się wokół bardziej swojskiej tematyki odnoszącą się do naszej rzeczywistości i naszych doświadczeń.
Jest Pan najbardziej znanym polskim twórcą fantastyki…
Najbardziej znanym… Jak to!? Kosmici porwali Sapkowskiego, Dukaja i Grzędowicza!?
Skąd fascynacja tym gatunkiem? Jak to się zaczęło?
W domu zawsze była fantastyka. Czytał mój Ojciec, zacząłem czytać i ja. Inne gałęzi prozy nie wydały mi się wystarczająco interesujące.
Czy ma Pan swoje ulubione opowiadanie albo powieść? A może coś, czego jako autor dziś się Pan wstydzi?
Za najbardziej udane z reguły uważa się książki najnowsze. „Oko Jelenia” jest przynajmniej na razie moim szczytowym osiągnięciem.
Czasem po miesiącach lub latach od wydania dochodzę do wniosku, że pewne elementy fabuły można było rozwinąć inaczej. Lepiej. Ale staram się pisać tak by niczego się nie wstydzić.
Słyszałam, że pisarze rzadko czytają swoje książki.
Czasem podczytam sobie swoje dla odświeżenia – szczególnie gdy siadam do pisania kontynuacji czegoś co było wcześniej. Ale w zasadzie nie czytam mojej prozy – wystarczająco wiele razy muszę przelecieć cały tekst podczas pisania i przy obróbce redakcyjnej.
Pisanie to straszna orka. Dobrze gdy efekty są zadowalające – ale wtopiony wysiłek często zniechęca do ponownego sięgnięcia… Poza tym pamięta się fabułę… to też odbiera przyjemność lektury.
Kto jest pierwszym czytelnikiem Pana dzieł…
Zazwyczaj jako pierwsza czyta moja żona. Chyba ze akurat spiętrzenie pracy naukowej jej to uniemożliwi… Czasem więc jako pierwszy czyta wydawca.
…i co czytuje Pan w wolnym czasie?
Czasu wolnego mam niewiele – poświęcam go na czytanie konkurencji. (trzeba wiedzieć co knują…) Czytam też literaturę popularno naukową. Trzeba uzupełniać braki. Chodziłem do marnych szkół, zabrakło formacji intelektualnej… Teraz muszę na każdym kroku nadganiać.
Pytanie z gatunku prywatnych 😉 O czym marzy Andrzej Pilipiuk?
Marzenia? Pokój na świecie i dobrobyt w Polsce. Stryczki z sizalowego sznurka dla złodziei którzy próbują rządzić tym krajem.
Na realizację pozostałych marzeń powolutku sobie zapracuję. Jachtu nie potrzebuję – można wyczarterować. Ale warto by trochę powłóczyć się po świecie. Dotrzeć do tych szczęśliwych krain gdzie jeszcze o mnie nie słyszeli.
Na koniec pytanie, które pada pewnie w każdym wywiadzie. Jakie ma Pan plany pisarskie na najbliższe miesiące?
Kończę prace nad zbiorem opowiadań bez-jakubowych. Zejdzie mi jeszcze dwa do trzech tygodni. Na warsztacie mam drugi tom „Wampirów” pt. „Martwym okiem”, kolejny siódmy już tom przygód Wędrowycza oraz jeden ściśle tajny projekt.
To będzie ciężka jesień – ale cóż roboty się nie boję. Wszak „nie tymi Rzeczpospolita stoi, którzy mają ale tymi, którzy chcą mieć.”
Panu Andrzejowi dziękujemy za udzielenie wywiadu i życzymy kolejnych sukcesów 🙂
No to ja się z osobą przeprowadzającą wywiad nie zgodzę. Osobiście uważam “Wampira” za najgorszą pozycję wśród dokonań Pana Andrzeja. Czytając ją miałem wrażenie że autor nie do końca jest w stanie się zdecydować czy to powieść czy zbiór opowiadań czy może to jeden z wielu tomów jakiejś nowej sagi. Akcja na samym początku bardzo fajnie się rozkręca ale z każdym kolejnym rozdziałem odnosiłem wrażenie, że tempo siada.
Koniec uwag krytycznych, teraz czas na słodzenie. Dziękuję za opowiadania – jeśli o mnie chodzi to AP jest moim mistrzem, trylogia – świetny cykl, który można polecić każdemu na pierwszy kontakt z twórczością. Oko Jelenia to idealny przykład jak stworzyć kilkutomową sagę – bogaty świat, świetni bohaterowie i zakończenie z głową, które nie powoduje odczucia, że autor kończy ostatni tom bo musi iść na obiad.
P.S. pozdrowienia dla p. Andrzeja bo jak dobrze kojarzę, to uczęszczał do mojej podstawówki na warszawskiej pradze.
“Wampir” jest jedną z najlepszych książek jakie czytałam – rzeczywiście tak jest. Na pewno nie przeczytałam tak dużo książek jak powinnam, dlatego napisałam o własnych, zupełnie subiektywnych odczuciach 🙂 A że kobieta to stworzenie zmienne z natury, nie twierdzę, że mi się nie odwidzi.
Dzięki za wyrażenie swojej opinii 🙂
Ja właśnie pana Pilipiuka znam najlepiej – Grzędowicza, ani Dukaja nie czytałam i mnie nie ciągnie póki co. Sapkowskiego czytałam jak byłam chyba na niego jeszcze za młoda i planuje niedługo uzupełnić lekturę, natomiast Pilipiuka brakuje mi do uzupełnienia jeszcze dwóch książek, z których jedną już mam. Tak więc pozostaje najbardziej znany, choć dorzuciłabym jeszcze obok Piekarę 😉
Cieszę się, że wyjdzie kolejny tom Wędrowycza, bo obawiałam się, że to może już być koniec i kolejny tom “Wampira z M3”, który dla mnie jest genialny! Na początku inteligentna parodia Zmiarzchu, a potem to już stary dobry klimat “Wędrowycza”, w podobnym stylu (zresztą Jakub W. nawet tam występuje 😉 )
Gratulacje dla Pana Andrzeja zakończenia cyklu “Oko Jelenia”. Udało się panu to co rzadko się zdarza autorom długich cykli – dać satysfakcjonujące zakończenie, a tego się najbardziej obawiałam czy przypadnie mi do gustu 🙂
Hyh, jeżeli Ciebie ‘Agnieszko’ Wampir z M-3 jest najlepszą książką Mistrza Pilipiuka, to ekhm, strzel sobie w łeb, zakop się pod ziemię i wbij kołek… Przyznam, że opowiadanie o poszukiwaniu Necronomiconu oraz ataku Babci z kumplami z AK było super, ale reszta… Reszta nie pozwala stwierdzić, iż jest to najlepsza Jego książka.
Strzelać sobie w łeb nie zamierzam, podobnie jak z resztą zaproponowanych przez Ciebie praktyk… Napisałam, że DLA MNIE “Wampir” jest JEDNĄ Z NAJLEPSZYCH książek, jakie czytałam. A znaczy to, że po pierwsze, nie trzeba się ze mną zgadzać, po drugie nie chodzi mi tylko o książki Andrzeja Pilipiuka, i po trzecie jak już wspominałam wcześniej nie uważam się za znawcę, bo przeczytałam zdecydowanie za mało książek 🙂
Pozdrawiam.
Każdy ma prawo do swojego zdania. To co zachwyca jednych, dla innych jest szczytem okropności. “De gustibus non disputatur”. Nie popadajmy więc w skrajności, prowadźmy kulturalną dyskusję itd. Bez sugestii o “strzelaniu sobie w łeb” itd. Naprawdę można inaczej.
Czytać Pilipiuka. Czytać Grzędowicza. Czytać fantastykę. Czytać.
[…] również wywiad który przeprowadziliśmy z Andrzejem Pilipiukiem na początku […]
Najpierw cytaty szanownych poprzedników:
@Michał Słowikowski
“Oko Jelenia (…) zakończenie z głową, które nie powoduje odczucia, że autor kończy ostatni tom bo musi iść na obiad.”
@Emilia
“Gratulacje dla Pana Andrzeja zakończenia cyklu „Oko Jelenia”. Udało się panu to co rzadko się zdarza autorom długich cykli – dać satysfakcjonujące zakończenie, a tego się najbardziej obawiałam czy przypadnie mi do gustu”
A teraz prośba: wyjaśnijcie mi drodzy komentujący w jaki sposób wprowadzenie do akcji jakiegoś dachowca z kosmosu uznać można za dobre zakończenie?? Wszystkie tomy cyklu “Oko jelenia” oceniam na co najmniej dobry (a większość wyżej). Poza ostatnim. Według mnie, to wyglądało dokładnie tak, jakby Pan Autor się sagą znudził, albo jakby mu powiedzieli w wydawnictwie “kończ Pan już”, bo takie zamknięcie sagi satysfakcjonujące nie było w najmniejszym stopniu. U mnie budziło wręcz frustracje, żeby nie powiedzieć, zażenowanie :-/
[…] Słów, będąc jednym z jej sztandarowych autorów. Ale dość o nim. Zainteresowanych odsyłam do wywiadu , którego pan Andrzej udzielił nam jakiś czas […]
[…] znajdziecie tu. A jaka jest wasza ulubiona książka Pilipiuka, czy może w ogóle nie lubicie jego […]