W związku z poprzednim postem, na Facebooku nawiązała się ciekawa dyskusja, w której jedna z osób nie zgadzająca się z podejściem deskryptywnym, zasygnalizowała taki oto problem:
Jan Oko mam w takim razie pytanie, a właściwie dwa: jak Pan uczy i sprawdza prace uczniów, skoro wszystko jest dobre, a reguły zbyteczne i przestarzałe? Oraz po co w takim razie zawód lektora czy nauczyciela, skoro można mówić (I według Pana pisać) jak się chce?
Odpowiadając na to należy wyjaśnić kilka spraw. Po pierwsze – można mówić i pisać jak się chce, to jest oczywiste. Może to być bełkot, idiolekt itd. Jednak celem języka jest komunikacja, skuteczne przekazanie informacji tak, aby odbiorca ją zrozumiał. Po to uczymy się języków. W przytoczonej wypowiedzi zawiera się oczywiście niezrozumienie podejścia opisowego do języka. Standardem, a więc rodzajem reguły, będzie to jak rodzimi użytkownicy używają języka. Dlatego witam na początku mejla to dla mnie nie jest błąd – tak ludzie używają tego słowa. Zwykle informuję, że jeżeli uczeń chce podejść do egzaminu państwowego, to musi sobie zdawać sprawę, że tam obowiązują jeszcze zamierzchłe standardy i nawet średnio formalny mejl musi rozpocząć od “Szanowny Panie” itd. Błędem jednak może być użycie tej formy, gdy zwraca się do znajomego, przyjaciela. Choć z drugiej strony, to może być kwestia stylu.
Co więc jest błędem i jak je poprawiać?
Błędem dla mnie jest odstępstwo od pewnej normy, które szkodzi celowi wypowiedzi. Najpoważniejsze to błędy gramatyczne i leksykalne, które zmieniają treść, nie oddają skutecznie komunikaty. Można by je określić błędami pierwszoplanowymi. Pozostałe mogą wpływać na gorsze zrozumienie szczegółów lub niuansów. Należy dodać błędne posługiwanie się stylem. Zdanie “O k***, ale zajebista impreza” jest jak najbardziej na miejscu na przyjęciu u znajomego Seby, ale raczej nie jest to styl na podsumowanie udanego spotkania biznesowego. Nie należy jednak rozumieć błędu od razu jakość czegoś pejoratywnego jakby było to coś nagannego moralnie.
Jednak, jeżeli chodzi o błędy, to po pierwsze należy unikać możliwości ich powstania. Metoda gramatyczno-tłumaczeniowa lub inne mocno oparte na wykładzie teoretycznym bardzo często prowadzą do błędnego użycia form i słów. Przykładem może być podręcznik “Hurra!” do nauki języka polskiego, w którym jest relatywnie mało przykładów w stosunku do wprowadzanych zagadnień gramatycznych i leksykalnych. W takim natłoku uczeń nie przyswoi sobie jeszcze jednej partii materiału, a już przychodzi kolejna i kolejna. Poprawianie uczniów “na bieżąco” przynosi znikomy rezultat. Moim zdaniem należy od początku tak prowadzić zajęcia, aby błędów powstawało jak najmniej.
Jak wspomniałem powyżej, najpoważniejsze to błędy uniemożliwiające zrozumienie naszego komunikatu. Ucząc się języka obcego, jeżeli pomylimy czasy sens komunikatu znacząco się zmieni. Dlatego ja uczniom mówię, że takie zdanie nie ma sensu lub ma sens inny od zamierzonego. Skąd wiem, że tak jest? Z obserwacji języka. Oczywiście normy podawane przez instytucje typu Poradnia językowa PWN mogą być pomocne, jednak nie są wykładnią ostateczną. Choć w tej kategorii myślę, że nie byłoby między nami większych rozbieżności.
Większe rozbieżności to kwestia stylu, czyli owego witam na początku mejla. Co bowiem chce ktoś powiedzieć używając takiego sformułowania, które jest już powszechnym? To nie wyraz wyższości czy chęci wejścia w rolę gospodarza. To po prostu mejlowe dzień dobry. Tak używają tego ludzie, a więc nie będę zwracał na to szczególnej uwagi uczniom. Choć z drugiej strony zwrócę na to uwagę. Powiem, że witam jest powszechnie używane, ale niektórzy jeszcze nie nadążyli za zmianami i wykorzystują to do pompowania swojego lingwistyczno-preskryptywistycznego ego. Zwracając uwagę na odstępstwa od norm (bo są różne) pokazuję jaki efekt może dany zwrot wywołać. W nauczaniu języka nie chodzi bowiem o ocenę, których na szczęście nie muszę wystawiać, ale o jakość używania, znajomość niuansów. Owe niuansy kulturowe słowa witam są bardzo często przywoływane. To jest znajomość języka w całości, a nie tylko jego wybranej części.
Inną kategorią są błędy ortograficzne. Niestety preskryptywistom mylą się rzeczywistości i błędy ortograficzne stawiają na równi z lingwistycznymi. Ortografia jakiej używamy to tylko konwencja. Można język polski zapisać alfabetem greckim albo cyrylicą, ale nie taką mamy konwencję. Nie jest też zapis wiernym odzwierciedleniem mowy, bo wtedy pisalibyśmy japko, a nie jabłko i nie istniałaby potrzeba rozróżniania ż i rz itd. Ta konwencja jest jasna o tyle, że jest spisana przez ciała urzędowe. Oczywiście można pisać japko, celowo czy przypadkiem, jednak utrudni to odczytanie wiadomości, przekazu. Jest to jednak kwestia przyzwyczajenia i gdyby dzisiaj reformą zrównać u i ó do jednego u, to za kilkadziesiąt lat dziwilibyśmy się, że mogły być dwie litery oznaczające ten sam dźwięk. Tym, który się oburzają, można podać więcej przykładów. Piszemy frekwencja choć żadne w tam nie ma, gdy to słowo wymawiamy. Błędy w pisowni powstają więc w odejściu od tej umownej normy. Nie działa to jednak w języku jako takim. Tam norma nie jest dekretowana, ustalana przez grono profesorów na uniwersytecie. Ci mogą jedynie opisać to jaki język jest w danym momencie, pokazać co jest najpopularniejszym wariantem, jakie warianty zwykle stosuje się w danej sytuacji. To jest też rola nauczyciela języka – pokazać jak język jest używany.
Weźmy na przykład włanczać. Czy jest to błąd? Wobec normy ortograficznej zdecydowanie, wobec tego jak się faktycznie to słowo wymawia, to może już niekoniecznie. Która wymowa jest bardziej naturalna /ą/ czy /an/ a może /ał/? Może to zależy od dialektu, regionu, wieku osoby mówiącej? Wziąść posiada w zapisie dodatkową literę, która bierze się z powszechnej obecność dźwięku /ś/ w tym wyrazie. Wg normy ortograficznej – błąd, ale jednak tak jest to słowo używane, tak usłyszy je wielu obcokrajowców. Ba! Przeprowadzając analizę statystyczną może okazać się, że to wcale nie jest rzecz marginalna, występująca u niewielkiego procenta użytkowników języka.
Nie należy więc uznać, że reguły nie istnieją. To co jest zasadniczą różnicą, to źródło ich pochodzenia. Można wskazać konteksty, w których dana wypowiedź jest stosowna, a w których nie pasuje do kontekstu. Zadaniem lektora, nauczyciela języka (obcego) jest te konteksty pokazać – od najprostszych używanych zdań, po skomplikowane niuanse. Naturalnie początki nauczania języka obcego są dosyć nakazowe, preskrypcyjne oraz uproszczone. Niuanse i detale wprowadza się później. Jednak nie warto katować obcokrajowców zasadami, które wynikają z przyzwyczajeń i gustów, a nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości.