John Sack, Spisek Franciszkanów, [Wydawnictwo Albatros], Opole – 2009
John Sack to urodzony w 1938 r. amerykański pisarz, absolwent uniwersytetów Yale i Washington.
Jest jesień 1271 roku, kiedy młody pustelnik Konrad da Offida dostaje list. Jego autorem jest brat Leon, Franciszkanin, jeden z towarzyszy życia Św. Franciszka oraz przede wszystkim mentor Konrada. Zagadkowa treść listu, oraz polecenie rozwiązania tkwiącej w nim zagadki sprawia, że Konrad wyrusza w niebezpieczną podróż chcąc wypełnić nałożone nań zadanie. Wraz z nim rusza posłaniec, który wręczył mu zagadkowy list. Od tej pory uporządkowane życie Konrada zmieni się nie do poznania.
Podchodziłem do tej powieści kilkukrotnie, za każdym razem odkładając ją – z różnych względów – na półkę. Między innymi to spowodowało, że powieść czytałem jak wieloodcinkowy serial. Takie wrażenie miałem i wtedy gdy wczytywałem się w jej pierwsze karty, jak i teraz gdy zamknąłem jej ostatnią stronę. Pytanie czy do poczucie w jakikolwiek sposób deprecjonuje w moich oczach opowieść snutą przez Johna Sack’a. Otóż nie. Mimo, że jestem zdecydowanym wrogiem telewizyjnych „tasiemców”, to w przypadku historii opowiadanej przez autora tej książki każdą kolejna stroną syciłem się w sposób niebywale satysfakcjonujący.
Okładka książki krzyczy do potencjalnego czytelnika zarówno emocjonalną grafiką, jak i zachętą przyrównującą ją do przesławnego „Imienia Róży”. Podobno historii napisanej w konwencji wielkiej powieści Umberta Eco mamy się spodziewać po jej lekturze. Na szczęście widząc jak nikczemną li tylko zagrywką marketingową było to porównanie, nie zraziłem się i nie porzuciłem „Spisku Franciszkanów” w poczuciu, że dałem się zrobić w konia. Powieść, poza umieszczeniem jej akcji w średniowieczu i poza osobą głównego bohatera będącego zakonnikiem od Św. Franciszka, różni się od swego niby „pierwowzoru” wszystkim innym.
Po powieści traktującej o wiekach średnich spodziewamy się zazwyczaj nastrojów mrocznych, kolorytu wyblakłego, opisów naturalistycznych, postaw nierzadko nihilistycznych. Natomiast Sack opowiada swoją historię w sposób niespotykanie pogodny. Mimo, że splatające się losy bohaterów poprzetykane są i smutkiem, i tragedią, i zwyczajnie ludzkim, często wielkim cierpieniem, to autor opowiada o tym językiem wypranym ze złych emocji, pretensji, rozpaczy. Z iście franciszkańskim podejściem do spraw doczesnych. Autorowi udało się wpleść w tą historię ducha nauki św. Franciszka. Jest on niemal namacalny. Sprawia to, że z tym większym przekonaniem piszę o walorach tej powieści.
Postacie kreowane przez Johna Sack’a są zbudowane w sposób prosty, ale nie znaczy, że banalny. Charaktery, zarówno te czarne, jak i pozytywne nie plątają się w wieloznacznych postawach i przekonaniach. Nawet jeśli wątpią, jeśli się wahają, to dla czytelnika jest oczywiste, którą drogę wybiorą. Biorąc pod uwagę charakter powieści, konwencję i język jakie autor zaanektował dla opowiedzenia ich historii, nie jest to rozwiązanie złe. Nie czuję niedosytu głębokiego drążenia duszy bohaterów. Plastyka przedstawianych na kartach powieści miejsc, przyrody, opisów otoczenia bardzo łatwo trafia w wyobraźnię budując w głowie czytelnika scenografię, w której akcja się rozgrywa. Także pozbawiona gwałtownych zmian rytmu narracja, jak ulał pasuje i scala w całość wszelkie elementy powieści.
Pytanie: czy w takim razie powieść ta nie ma żadnych mankamentów ? Otóż nie. Nie ma ideałów. Po tytule spodziewałem się intrygi, tajemnicy, czegoś co przyśpieszy puls, podniesie adrenalinę. Ale nic takiego nie nastąpiło. John Sack nie potrafił zbudować napięcia, naprowadzać na rozwiązanie zagadki, mylić tropów, dawkować emocji. Nic z tych rzeczy. Całe szczęście, że powieść ma inne walory. Właściwie, to czytając zapominałem o owym tytułowym spisku, którym okazał się … Ale o tym przekonajcie się sami.
Polecam „Spisek Franciszkanów” jako lekką lekturę na długie zimowe wieczory.
Autorem recenzji jest Rafał Kosz.
[…] Rafał Kosz (recenzowana książka: John Sack, Spisek franciszkanów) […]