Gene Wolfe, Rycerz, tł. Paweł Kruk (tyt. oryg. The Knight), [Wydawnictwo Dolnośląskie] Wrocław 2007.
Pierwszy tom cyklu: Rycerz Czarnoksiężnika.
Gene Wolfe jest znany przede wszystkim z swojego cyklu Księga Nowego Słońca. Według kanonu fantasy Sapkowskiego jest to jedna z dziesięciu najważniejszych pozycji literatury fantasy w ogóle. Ten amerykański autor jest także laureatem licznych nagród, m. in. Nebula czy World Fantasy Award. Zapowiadało się więc całkiem smakowite dzieło.
Biorąc książkę do ręki na okładce znalazłem napis “Pisarz na miarę J.R.R. Tolkiena i Ursuli Le Guin”. Takie napisy zawsze stawiają mnie w stan wzmożonej ostrożności i sugerują, że dzieło nie jest najlepsze, ale dla lepszej sprzedaży warto dać taką reklamę. Jakby wydawca wiedział, że dzieło samo się nie obroni.
Cóż więc dostajemy w środku? Rycerz to powieść o losach amerykańskiego nastolatka, który w jakiś sposób (nie bardzo wiadomo jaki) dostaje się do fantastycznego nevelandu. Nie jest to prosty świat, bo złożony z siedmiu kręgów zamieszkałych przez różne istoty. Autor całkiem pomysłowo skonstruował te krainy wzorując się na krainach znanych z mitologii. Able, bo tak nazywa się nasz bohater, pisze do swojego brata Bena list, którym jest właśnie ta książka. Zapisuje swoje przeżycia i przygody. Able na początku powieści jest jeszcze małym chłopcem, ale dosyć szybko zostaje jakby umieszczony w ciele dojrzałego rycerza. Zakochuje się także w Disiri, królowej Aelfów Mchu. To dla niej wyrusza w poszukiwanie wyjątkowego miecza Eterne. Po drodze wiele się wydarzy, spotyka gadającego psa i kota, przyjaciół i wrogów. Jak to nastolatek dojrzewa też wraz ze swoją podróżą.
Dużym atutem książki jest sam pomysł i świat przedstawiony. Natomiast narracja Rycerza nie jest spójna. Rwie się, przeskakuje. Sam bohater wędruje znienacka z jednego świata w drugi. Powoduje to dużą trudność w czytaniu, gdyż momentami nie wiadomo o co chodzi. Brakuje mi pewnej ciągłości i jasności. Able pisząc list czasami nie wyjaśnia niektórych spraw, obiecując później o tym napisać, bądź akcję wyprzedza. Rzeczywiście ma się momentami wrażenie, że książkę pisze nastolatek (co akurat może świadczyć o kunszcie autora), choć dla mnie osobiście utrudnia lekturę.
Książka generalnie nie jest zła, choć moim zdaniem do autorów wspomnianych na okładce nie może być porównywana. Spodoba się szczególnie tym, którzy lubią ten typ narracji, jakby trochę senny, nielogiczny, rwany. Dla innych będzie kolejną książką fantasy. Po drugi tom zapewne sięgnę, ale po przeczytaniu pierwszego nie za bardzo mi się spieszy.
Ten tom jest już trudno dostępny. Drugi można jeszcze kupić (Czarnoksiężnik).
Staram się właśnie przebrnąć przez “Śmierć Doktora Wyspy” tego samego autora. Ciężko idzie, ale może będzie porównanie czy on generalnie pisze w ten sposób, czy tylko w “Rycerzu Czarnoksiężnika”.
Pozdrawiam.