Wieści

“Księga Tris” – fragment książki

Tamora Pierce, "Księga Tris"

Tamora Pierce, Księga Tris

I

Siedziała wciśnięta i unieruchomiona w kącie pomiędzy dwoma odłamkami wielkiej skały. Z jednej strony szturchało ją w udo czyjeś kolano, z drugiej zaś czuła wbijającą się w jej łydkę jakąś stopę. Było ich tam czworo i jeden pies, wszyscy uwięzieni w podziemnej rozpadlinie. Pierwszy etap trzęsienia ziemi właśnie się kończył – kolejne wstrząsy miały dopiero nadejść i przetoczyć się nad nimi niczym ogromna fala przypływu uderzająca o mury portu.

Strużki potu spływały po policzkach i plecach dziewczyny. Obróciła się nieco, opierając dłonie płasko po obydwu stronach wąskiej szczeliny między kamieniami. Wezwawszy ukrytą w głębi siebie moc, wypuściła magię w stronę szczeliny. Dostrzegła przemieszczające się w ziemi fale – najpierw małe, a za nimi większe. Zbliżały się w szybkim tempie. Ich siła rozgrzewała kamienie i piach, rozlewając wokół żar. Dziewczyna odniosła wrażenie, że jej kości to ogromne głazy, ściśnięte tak mocno, iż w każdej chwili mogą ulec skruszeniu. A kiedy już tak się stanie, przetoczą się po sobie z łoskotem, a budynki, ulice i całe miasta legną w gruzach.

A tymczasem ogromny żar, ten bijący od ziemi upał, gotował zarówno ją, jak i stłoczonych tuż obok przyjaciół. Przelewające się przez ziemię fale gorąca pędziły coraz dalej i dalej, przybierając na sile. Gdy w końcu uderzą, gdy ziemia wokół jej małego schronienia zaciśnie się niczym pięść, będzie mogła wybrać, czy chce zostać upieczona, czy starta na miazgę…

Trisana Chandler zerwała się z łóżka, odrzucając na bok prześcieradło – jej jedyne okrycie – po czym pobiegła w kierunku otwartego okna. Na wpół przewieszona przez framugę, zaczerpnęła haust nocnego powietrza. Była w swym pokoju na poddaszu chaty zwanej Dyscypliną, stojącej na terenie Świątyni Wietrznego Kręgu w Emelanie. Trzęsienie miało miejsce przed dziesięcioma dniami, samej zaś dziewczynie i jej przyjaciołom udało się przeżyć, dzięki czemu mogli teraz dzielić się wspomnieniami tych strasznych chwil.

Ale ten upał! Nic dziwnego, że wciąż śniła o tamtym wydarzeniu, skoro nieustannie otaczało ją to ciężkie, nieruchome powietrze. Wszystkie drzwi i okna na poddaszu otwarto, ale pod strzechą w dalszym ciągu panowała duchota. Na zewnątrz było zresztą niewiele chłodniej.

Dziewczyna usłyszała głosy niesione słabymi podmuchami powietrza. Niegdyś Tris myślała, że jest to oznaka tracenia rozumu. Teraz wiedziała już, że były to fragmenty prawdziwych rozmów odbywających się w jakimś innym miejscu, które docierały do jej uszu wraz z wiatrem. Słysząc je, ciągle jeszcze się denerwowała, mimo że najczęściej dotyczyły one spraw zupełnie codziennych.

– Aymery Szklistopłomienny, jestem pod wrażeniem – odezwał się suchy i przesadnie uprzejmy męski głos, którego Tris nie potrafiła rozpoznać. Jej uwagę zwróciło za to imię „Aymery”, które nosił także jej kuzyn – jego nazwisko brzmiało jednak Chandler, a nie Szklistopłomienny. Poza tym przebywał on teraz setki mil stąd, na uniwersytecie w Światłomoście. Aymery było popularnym imieniem. – Uczeni, którzy napisali te listy, zaiste bardzo cię w nich pochwalili. Nie mógłbym ci odmówić korzystania z zasobów naszej biblioteki.

Tris potrząsnęła głową, próbując pozbyć się tego głosu z uszu. Duszenie się z gorąca, a do tego wysłuchiwanie nudnych rozmów – to było już stanowczo ponad jej siły! Ruch spowodował, że poczuła kolejny podmuch powietrza, który przyniósł nowe głosy.

– Nowicjuszko Jaen, jak mogłaś pozwolić, aby nasze zapasy bandaży się wyczerpały?

– Ależ… Służebna Wierzbówko… Nie wiedziałam, że miałam sprawdzać też inne magazyny… A po trzęsieniu ziemi potrzeba było tak wiele tych wszystkich bandaży…

– Ech… Przestań już ryczeć, dziewczyno. Musimy coś wymyślić, i to szybko.

– Chyba przepowiadacze nie spodziewają się kolejnych kłopotów, co?

– Gdy kończą się bandaże, niepotrzebne jest jakieś tam czytanie przyszłości, żeby przewidzieć nadciągające problemy.

Tris warknęła. Magia powinna być wspaniała i potężna, a nie służyć rozwodzeniu się nad zawartością szafek ze szmatami i bielizną! Dziewczyna zaczęła zawzięcie wtykać palce w uszy. Kiedy przestała, głosy zniknęły, a ona sama była zgrzana jeszcze bardziej niż do tej pory.

Gdzieś przed nią, w tej przestrzeni rozmytego, ciemnego obrazu widzianego jej niezbyt sprawnymi oczyma, znajdował się wysoki na dwadzieścia stóp mur okalający Wietrzny Krąg. Stojąc na nim, wpadłaby w objęcia prawdziwego wiatru.

Tris zrzuciła koszulę nocną i włożyła najlżejszą ze swoich bawełnianych sukienek. Kiedy już była ubrana, nie zważając ani na siebie, ani na strój, podniosła dzban z wodą i wylała sobie jego zawartość na głowę. Przez kilka cudownych chwil było jej chłodniej.

Macając pod łóżkiem, odnalazła w końcu skórzane trzewiki i naciągnęła je na nogi. Nie zamierzając nawet walczyć ze splątanymi i mokrymi rudymi puklami, Tris zawiązała wokół głowy i pod włosami przepaskę, tak aby odsłonić w ten sposób przynajmniej kark. Wreszcie na samym końcu, szukając po omacku, odnalazła na toaletce okulary w mosiężnej oprawce. Zakładając je na długi nos, dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi i aż pisnęła z zaskoczenia. Naprzeciwko niej, oparta o framugę, stała jedna z jej koleżanek. W spowijającym wszystko mroku czarnoskóra dziewczyna była prawie niewidoczna, aż do momentu, gdy Tris znalazła się tuż przed nią.

– To naprawdę niebywałe – odezwała się cicho nowo przybyła. – Bez tych okularów jesteś ślepa jak kret, a mimo to wiesz, gdzie wszystko leży. Nie potrzebujesz nawet świeczki, żeby się ubrać.

– Mogłabyś czasem wydawać jakieś odgłosy, Dajo – mruknęła Tris.

Jej koleżanka potraktowała tę uwagę obojętnie.

– Któregoś dnia Briar wpadnie na pomysł, że można by z ciebie zażartować, i poprzestawia ci wszystko, gdy będziesz spała. Co wtedy zrobisz?

– Zapytaj lepiej, co jemu wtedy zrobię – odparła Tris. – I nie podsuwaj mu takich pomysłów. Czemu jeszcze nie jesteś w łóżku?

Daja Kisubo uniosła ręce, wyciągając silne ciało tak bardzo, jak tylko była w stanie. Gdyby stanęła na palcach, prawie dotykałaby dłońmi górnej części framugi. Choć była młodsza od Tris o prawie rok, to i tak przewyższała mierzącego cztery stopy i siedem cali rudzielca o całą długość dłoni.

– Jeśli chodzi o wymyślanie figli, on wcale nie potrzebuje mojej pomocy – odparła Daja. – Ma wystarczająco wiele własnych pomysłów. Czemu się ubrałaś?

– Na szczycie muru będzie chłodniej. Może Skowronek pozwoli mi tam na chwilę pójść.

– Skąd wiesz, że tam będzie chłodniej? – zapytała zaciekawiona Daja.

– Jestem wiedźmą pogodową czy nie? – odparła poirytowana Tris, opierając ręce na biodrach. – Po prostu wiem.

– W takim razie poczekaj. – Daja odwróciła się na pięcie i zniknęła w swoim pokoju po drugiej stronie poddasza.

Tris mruknęła niezadowolona, ale ruszyła w ślad za koleżanką. Gdy dotarła na miejsce, oparła się o framugę jej drzwi. Izdebka Daji była w niewielkim stopniu oświetlona blaskiem kilku świec, stojących w rogu przy rodzinnym ołtarzyku. Daja przebrała się w bryczesy i koszulę, po czym rozluźniła liczne warkoczyki, do tej pory związane razem. Zdmuchnęła świeczki, zakładając jednocześnie sandały na nogi, i ruszyła w dół po schodach w ślad za Tris.

Okazało się, że nie było jeszcze tak późno. Jedna z kobiet opiekujących się Dyscypliną nadal nie spała i zajęta była pisaniem listu. Pracowała, mając na sobie tylko luźną koszulę z niefarbowanej bawełny – jej letni habit o zielonej barwie, charakterystycznej dla Świątyni Ziemi, leżał niedbale rzucony na stole. Podobnie jak Daja kobieta ta miała czarne oczy i ciemną skórę, choć jej cera odznaczała się jaśniejszym odcieniem brązu. Błyszczące loczki nosiła przycięte dość krótko, dzięki czemu tworzyły one coś na kształt aureoli wokół kociej twarzy o szerokich kościach policzkowych i silnie zarysowanym podbródku. Mimo późnej pory i odczuwanego gorąca kobieta obdarzyła dziewczyny promiennym uśmiechem. Obie odpowiedziały tym samym. Nawet Tris, ze swoimi humorami i gniewnym usposobieniem, lubiła służebną Skowronek.

– Ale tylko na godzinę – oznajmiła kobieta, grzebiąc w kieszeni habitu. W końcu wydobyła z niej okrągły żelazny żeton i podała go Tris. Był to dowód, że noszącemu go wolno przebywać na dworze. – Jeżeli nadal będzie gorąco, gdy wrócicie, ułożymy wam posłania na podłodze głównej izby.

Ktoś siedzący do tej pory w cieniu przy drzwiach wejściowych powstał ze swojego miejsca, wzbudzając przestrach Daji. Był to chłopak ubrany tylko w lekkie bryczesy. Jego skóra miała jeszcze bardziej intensywny odcień złocistego brązu niż w przypadku Skowronka, natomiast wąskie oczy odznaczały się niespotykaną, szarozieloną barwą. Nosił niezbyt równo przycięte czarne włosy długości zaledwie cala, nos miał krótki i prosty, a usta wydatne, z lekko zagiętymi w dół kącikami.

– Pani Skowronku… – odezwał się.

– Tak, Briarze, możesz iść – odparła zmęczona, ale też rozbawiona służebna. – Tylko załóż jakieś obuwie.

Chłopak zniknął w swojej izdebce, mrucząc coś pod nosem.

Z pokoju naprzeciw sypialni Briara wyjrzała głowa z włosami zaplecionymi w dwa brązowe warkocze, na których gdzieniegdzie widoczne były jasne pasemka. Na zebranych spojrzały zaspane jasne oczy o barwie chabrowego błękitu.

– Słyszałam jakieś głosy – odezwała się dziewczyna, po czym ziewnęła.

Z jej pokoju wyłonił się młody pies o kędzierzawej sierści w odcieniu kości słoniowej. Wbiegł do głównej izby, merdając ogonem na wszystkie strony, i popiskując zaczął wariacko podskakiwać.

– Sandry, wybieramy się na mury, żeby posiedzieć trochę w chłodzie – powiedziała Daja. – Idziesz z nami?

Jasnobrązowa głowa kiwnęła potakująco, a jej właścicielka zniknęła na powrót w izdebce, zamykając za sobą drzwi. Chwilę później Sandry, ubrana w bluzkę, spódnicę i trzewiki, pojawiła się ponownie, upinając warkocze pod opaską.

Zanim na dobre zakończyła zmagania z włosami, w izbie pojawił się Briar. Skakał na jednej nodze, próbując naciągnąć sandał na zadartą stopę – drugi miał już założony.

– Lepiej by było, dziewczyny, żebyście nie przygotowywały się całą wieczność… – zaczął, ale urwał, uświadomiwszy sobie, że to one czekają na niego. Natychmiast przerzucił więc swoją uwagę na psa. – Miśku, lepiej nie każ mi na siebie czekać.

Roześmiana Sandry popchnęła chłopaka pod główne drzwi chaty. Psiak zaszczekał i pobiegł za nimi, a Daja i Tris zamykały pochód.

Tris, która jako ostatnia mijała drzwi, zatrzymała się nagle i odwróciła.

– Pani Skowronku?

– Tak, kochanie?

– A… może pani też chciałaby pójść z nami? – Jakaś część Tris była przerażona. Co w nią wstąpiło? Jeszcze dwa miesiące temu nigdy nie zaproponowałaby nikomu czegoś podobnego. A już na pewno żadnemu dorosłemu.

Do Dyscypliny sprowadzono ją dwa miesiące temu. Teraz zdarzały jej się dni, kiedy sama nie była pewna, kim właściwie się stała, wiedziała jednak, że zmiana ta jej się podoba.

Skowronek uśmiechnęła się.

– Dziękuję ci, ale muszę zająć się ogniem podczas północnych rytuałów. Może innym razem?

Tris, która za sprawą tak nieoczekiwanego wybuchu uczuć zaczerwieniła się po same uszy, kiwnęła tylko głową i pobiegła, by dogonić swoich znajomych. […]

 

About the author

Ioannes Oculus

I am addicted to languages, both modern and ancient. No language is dead as long as we can read and understand it. I want to share my linguistic passion with like minded people. I am also interested in history, astronomy, genealogy, books and probably many others. My goals now are to write a novel in Latin, a textbook for Latin learners, Uzbek-Polish, Polish-Uzbek dictionary, modern Uzbek grammar and textbook for learners. My dream is to have a big house in UK or USA where I could keep all my books and have enough time and money to achieve my goals.

Leave a Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.