Jacek Piekara, Ani słowa prawdy. Opowieści o Arivaldzie z Wybrzeża, Warszawa 2005
Sięgając po tom opowiadań o Arivaldzie z Wybrzeża, spodziewałam się opowieści o wyniosłym, biegłym w sztuce magicznej i budzącym grozę czarowniku. Nic bardziej mylnego. Tytułowy bohater okazuje się być magiem, niejako z przypadku. Zresztą samo mianowanie go magiem, przynajmniej na początku, wydaje się grubą przesadą.
Oto czytelnik ma przed oczyma najemnika, włóczęgę i wiecznego podróżnika o jakże pospolitym, brzmiącym wręcz gminnie, imieniu Penszo. Bywały w świecie, potrafił zainteresować swoimi przeżyciami prawdziwego czarodzieja i skłonić go do wspólnej podróży. Pech chce, że czarodziej kresu podróży nie doczekawszy, umiera. Ciekawski Penszo, po dokonaniu obrządków pogrzebowych, zostaje z dobytkiem Artaanela. Niewiele myśląc, przybiera imię Arivald (które, jego zdaniem, bardziej przystoi czarodziejowi) i zaczyna na własną rękę uczyć się magii z pozostawionej przez towarzysza Księgi Czarów. I tak w ciągu jednej nocy nasz bohater postanawia zostać czarodziejem.
Arivald, jako niemłody człowiek, powinien mieć spore problemy z przyswojeniem sobie jakiegokolwiek, nawet najprostszego, zaklęcia. Okazuje się jednak, że tytułowy bohater to jednostka bardzo dociekliwa, pracowita i co chyba najważniejsze, bardzo zdolna. I tak po miesiącu potrafi wyczarować (wątpliwej jakości, ale jednak) śniadanie, a w ciągu kolejnych tygodni, miesięcy i lat systematycznie powiększa swoją wiedzę.
Staje się jednak magiem nie byle jakim. Dobroduszność i serdeczność czynią z niego indywiduum w świecie zapatrzonych w siebie, wyniosłych i zimnych czarodziejów. Dodatkową cechą, obcą innym czarodziejom, jest wrodzony spryt, siła fizyczna, prawy charakter i ciekawość świata.
Mamy więc przed sobą czarodzieja z poważnymi brakami w wykształceniu, słabością do kobiet i zamiłowaniem do krasnoludzkiego spirytusu. Co więcej, przez te przymioty, często pakuje się w tarapaty.
Żądne bogactw krasnoludy, najeźdźcy z innych krain czy wampir terroryzujący zamek, to tylko niektóre z postaci stających na drodze Arivalda. Wyprawa do Nowego Świata, proszę bardzo, jedynym ochotnikiem jest oczywiście nasz główny bohater. W przeciwieństwie do większości czarodziejów, niechętny do jakichkolwiek zaszczytów, nie czujący pociągu do władzy. Być może wynika to ze strachu przed odkryciem prawdziwego pochodzenia, lepiej jednak tłumaczyć to sobie skromnością.
Ponętne, uwięzione przez klątwę Czarodziejki Chaosu, skazane przez przełożoną magicznej akademii za przedkładanie mężczyzn nad naukę, to bohaterki jednej z opowieści. Karą za ich przewinienie jest … wieczne pragnienie mężczyzn, którzy nigdy nie będą chcieli z nimi zostać. Solyenna, Ylyenna i Kylyenna starają się umilać sobie samotne wieczory, spędzane w niemal pustym zamczysku, sprowadzając potencjalnych kochanków. Jednym z nich jest, nie pierwszej już przecież młodości, czarodziej Arivald. Przygoda, na pierwszy rzut oka, dla prawdziwego mężczyzny, marzenie życia – trafić do miejsca zawsze chętnych, milutkich kobiet. Czy jednak tak jest naprawdę? Jak skończy się ta historia dla naszego bohatera? Odpowiedź można poznać w opowieści Czarodziejki Chaosu.
Dzięki wspomnianemu już sprytowi i zdrowemu rozsądkowi, czarodziej radzi sobie ze wszystkimi czyhającymi na niego niebezpieczeństwami i pomaga potrzebującym. Częściej niż skomplikowanych magicznych zaklęć, używa logiki, utwierdzając zarówno wrogów, jak i przyjaciół, w przekonaniu o swoich niesamowitych zdolnościach i biegłej znajomości sztuki magicznej. A przy tym wszystkim pozostaje swojskim, dobrodusznym i przemiłym człowiekiem.
Przygody czarodzieja i jego przyjaciół wciągają. Opowiadania są dynamiczne, a całość napisana dowcipnie i z polotem. Od tomu bardzo trudno się oderwać. Po skończonej lekturze żałuję, że to tylko sześćset stron.
Choć kupując książkę spodziewałam się zupełnie innych opowieści, bardziej mrocznych i pełnych agresji, nie jestem rozczarowana. Co więcej, uważam, że świat przedstawiony przez autora jest o wiele ciekawszy, niż opanowane przez złych magów królestwa pełne potworów. Choć i w tej książce takowych kreatur nie brakuje.
W opowiadaniach przedstawiony jest nie tylko prosty świat, w którym żyją czarodzieje. Pojawiają się postaci baśniowe, ale tylko z nazwy, bo jednak okrutne elfy, wiedźmy, wiedźmiarze, ale również równoległe światy i światy istniejące obok. A wszystko to opisane w sposób ciekawy i bardzo plastyczny.
Książkę polecam gorąco, wszystkim czytelnikom, bez względu na wiek czy umiłowania.
Agnieszka
Polska odpowiedź na Rincewinda?
Wstyd się przyznać, jakoś nie sięgnęłam jeszcze po Świat Dysku. Muszę to nadrobić 🙂