…czyli Gra Endera na srebrnym ekranie.
Ładne efekty, które stały się standardem amerykańskiego wysokobudżetowego kina, świetny materiał na scenariusz, wielkie oczekiwania i nic więcej. Tak można by podsumować jedną z ostatnich “superprodukcji”.
Film wymusza skróty. Zawarcie większej ilości wątków wymagałoby nakręcenia nie jednego, a kilku filmów (jak zrobiono w przypadku Władcy Pierścieni) albo wręcz całego serialu (np. Gra o tron). Trudno więc byłoby mieć pretensje do Gavina Hooda, że dokonał skrótów i pominął część wątków. Zrobił to jednak tak nieumiejętnie, że postaci wyszły zupełnie płaskie. Odrzucenie prawie całego motywu “ziemskiego”, historii rodzeństwa Endera jest zrozumiałe, nie było na niego czasu. Jednak w takim kontekście trudno wytłumaczyć fakt, że Valentine jest tak ważna dla głównego bohatera.
Zaskakuje także upływ czasu w filmie, a właściwie jego brak. Sześcioletniego chłopaka gra Asa Butterfield, który jest prawie dziesięć lat starszy. Gdy grał w Chłopcu w pasiastej piżamie był w bardziej odpowiednim wieku. Oglądając film okazuje się, że nie był potrzebny młodszy, gdyż nie miałby czasu się zestarzeć. Osobiście miałem wrażenie, że Enderowi całe szkolenie zajęło krótką chwilę, a nie było latami wypełnionymi ćwiczeniami. Jednym z ciekawszych wątków książki, który był jednocześnie istotny dla fabuły, było dojrzewanie głównego bohatera, jego odkrywanie samego siebie i przemiana jaka miała w nim miejsce. Na próżno szukać jednak tego w filmie. To co było osią książki i sprawiało, że tak bardzo jako czytelnicy kibicowaliśmy Enderowi, to znikło wraz z przeniesieniem na ekran. Film opowiada krótką historię o brawurowym wybiciu robali i tylko do końca nie wiadomo dlaczego Ender nie cieszy się z tego faktu. Czytelnik książki wie, widz może się co najwyżej domyślać.
Film technicznie jest bardzo dobry. Jednak minęły czasy, kiedy efektami specjalnymi można było przykryć płytką akcję i jeszcze płytszych bohaterów. Reżyser wziął na warsztat bardzo dobry materiał. Niestety zrobił z niego coś, co bardzo odbiega od swojego pierwowzoru. Z kina wyszedłem zawiedziony i żałuję wydanych na bilet pieniędzy.
z książki wyżęto wszystko co było wartościowe i ważne dla fabuły… totalna dewastacja