Czytelnia

Opole po raz pierwszy

Written by Ioannes Oculus
Stefan Kisielewski, "Pisma i felietony muzyczne. Tom II"

Stefan Kisielewski, "Pisma i felietony muzyczne. Tom II"

Chyba każdy słyszał o Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Nieraz sam patrzyłem na telewizyjną transmisję z tego szczególnego wydarzenia. Za młody jednak jestem, żeby pamiętać pierwszy festiwal z 1963 roku. Na szczęście pozostały po nim relacje, nie tylko telewizyjne. Oto fragment drugiego tomu książki z zebranymi felietonami Stefana Kisielewskiego pt. Pisma i felietony muzyczne.

Opole po raz pierwszy

 Fragment rozdziału „Bufet kulturalny” II tomu Pism i felietonów muzycznych Stefana Kisielewskiego.

Opole, piękne miasto nad Odrą, stolica Śląska Opolskiego, było niedawno świadkiem osobliwej manifestacji: I Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki. Zjechało się mnóstwo młodych piosenkarek i piosenkarzy, wyroiły się kabarety, teatrzyki, zespoły jazzowe, bigbeatowe, rozrywkowe i przeróżne inne, przyjechało wielu dziennikarzy z Polski i z zagranicy, zjawiły się radio, film, telewizja (między innymi reprezentanci telewizji z Hamburga), słowem – zrobiła się z tego wielka impreza, szersza nawet i bogatsza niż to sobie początkowo zamierzyli zaskoczeni trochę powodzeniem organizatorzy. Organizatorami zaś były redakcja III programu Polskiego Radia, która w ogóle wpadła na pomysł całej imprezy, oraz władze miasta Opola, zachwycone, że mogą wyzyskać i wypróbować niedawno właśnie ukończony amfiteatr na powietrzu, mieszczący 5500 osób, nie licząc miejsc stojących. Przez pięć dni festiwalu amfiteatr był przepełniony, w sumie imprez festiwalowych wysłuchało co najmniej 35 000 ludzi. A do tego jeszcze mnóstwo tam było przeróżnych przedstawień zamkniętych, występów teatralno-kabaretowych czy zgoła dansingowych, dyskusji, spotkań i po prostu spacerów po przepięknie oświet­lonych i udekorowanych ulicach i zakątkach starego, uroczego nadodrzańskiego miasta (zniszczone podczas wojny w czterdziestu procentach, jest ono dziś nie tylko całkowicie odbudowane, lecz i rozbudowuje się imponująco), a także po okalających Opole lasach i parkach. Nie brakło lampionów, kolorowych balonów i baloników, wreszcie ostatniego wieczoru zakręciło się w głowie od różnobarwnej feerii ogni sztucznych, od kolorowych rakiet, które snopami i girlandami rozsypały się po niebie, kończąc te niezapomniane a urocze dni. Festiwal udał się nadspodziewanie, tak to czasem ni stąd, ni zowąd los trafia w dziesiątkę, ofiarowując nagle szczęśliwcom jedyną w swoim rodzaju premię. Festiwale w Opolu mają być imprezą doroczną, ale któż to wie, czy następny uda się tak znakomicie jak ten pierwszy, częściowo wręcz zaimprowizowany.

Powie ktoś, że piosenka to rzecz niezbyt poważna, więc i festiwal piosenki to nic ważnego. Tak i nie tak: piosenka ma swoje miejsce w codziennym życiu społeczeństwa; rozpowszechniana dla milionów uszu i oczu przez radio, telewizję, film stanowi nie byle jaką więź kulturalną i obyczajową. Festiwal opolski wyrósł z toczonych u nas od pewnego czasu, nazbyt może pryncypialnych i namiętnych, ale niepozbawionych wagi dyskusji: jaka właściwie może i powinna być polska piosenka. Pod tym względem krzyżują się w naszym muzycznym półświatku (piosenka przynależy wszakże do muzy lekkiej) najrozmaitsze opinie i upodobania. Są fanatyczni ortodoksi czystego jazzu, który ma wśród polskiej młodzieży muzycznej zwolenników poważnych i nieustępliwych, wyklinających wszelką nie-jazzową tandetę. Z drugiej strony olbrzymią popularność zyskały sobie w ostatnich latach żywiołowe, półamatorskie zespoły bigbeatowe, jak szczecińscy Czerwono-Czarni czy Niebiesko-Czarni, lansujący porywającą zarazę „mocnego uderzenia” i wynajdujący drogą powszechnych konkursów wciąż nowe talenty estradowe. Z tego właśnie amatorskiego ruchu wyszły najbardziej młodzieńcze i bezpośrednie gwiazdki polskiej estrady rozrywkowej: arcyoryginalna, młodziutka Karin Stanek i niewiele co starsza Helena Majdaniec, a także fascynujący piosenkarz cygański, Michaj Burano. Są jednak wśród polskich ideologów rozrywki i sensacji ludzie, domagający się piosenki ambitniejszej, nastrojowej czy satyrycznej, są też uporczywi piosenkarscy patrioci, postulujący nawrót ku motywom swojskim, ludowym, tradycyjnym, trafiają się również konserwatyści, po staremu propagujący tańce naszych dziadków: walca, tango, slow-foxa. Każdy ma swoją rację, swoje argumenty, swoją koncepcję rozrywkowej estetyki, ale że dziedzina ta nie jest rzeczywiście tak całkiem najpoważniejsza, więc i na owe różnice zdań spojrzeć należało z przymrużeniem oka, a najlepiej – doprowadzić do konfrontacji: niech się wszyscy spotkają, niech pokażą, czego chcą i co umieją, zobaczymy, czym w dziedzinie śpiewającej rozrywki dysponujemy. I w ten sposób doszło do owego wesołego festiwalu, który między innymi dowiódł, że Polacy nie tracą humoru nawet w czasach, niestety, arcypoważnych: wielotysięczna, rozochocona publiczność opolska i przyjezdni z całego kraju, a także z zagranicy, wzięli tu udział w uroczej zabawie. Ale i rezultat kulturalny tego festiwalu był niewątpliwy: wyszło oto na światło wielu twórców i odtwórców, wiele utworów, koncepcji, propozycji, które często w ogromnej, skomercjalizowanej machinie radiowo-telewizyjnej odrzucane bywały na bok, nie mogły dojść do głosu ani zostać ocenione.

Tyczy się to przede wszystkim studenckich, amatorskich teatrów, które w sposób niespodziewany i nieprzeczuwany przez wielu rutyniarzy nadały ton opolskiemu festiwalowi. Okazuje się, że właśnie amatorzy, niebiorący pieniędzy, pracujący nieraz w sposób dorywczo-improwizatorski, niewpisani w żadne biurokratyczno-etatowo-budżetowe przegródki, mogą zdobyć się na pracę najbardziej ambitną, niezależną, odkrywczą. Pod tym względem zadziwiły publiczność opolską dwa przede wszystkim zespoły: niezwykle oryginalny, kipiący fantastyczną pomysłowością, a podbudowany starą, wytrawną tradycją kulturalną teatr krakowskiej bohemy Piwnica pod Baranami i gorzki, ostry w swej społecznej krytyce, bezkompromisowy, a czasem głęboko zadumany kabaret wielkiego miasta – Studencki Teatr Satyryków z Warszawy. Z tych dwóch zespołów wywiodła się spora część laureatów festiwalu: rewelacyjna piosenkarka krakowskiej Piwnicy, Ewa Demarczyk (kandydatka na polską Edith Piaf), niezwykły, wszechstronny kompozytor i aranżer muzyczny tego zespołu – Zygmunt Konieczny, oraz twórcy najoryginalniejszej piosenki festiwalu (Piosenka o okularnikach), Jarosław Abramow i Agnieszka Osiecka z Warszawy. Obok tych produkcji o charakterze artystyczno-estradowym zakwitał również genre rozrywkowo-taneczny, którego królem okazał się drugi obok Ewy Demarczyk indywidualny triumfator festiwalu – Bohdan Łazuka z Warszawy, a za nim długa plejada gwiazd i gwiazdeczek, bądź o ugruntowanej już firmie i rutynie, jak Rena Rolska czy Katarzyna Bovery, bądź nowych a efektownych i oryginalnych, jak wedety warszawskich kabaretów „Hybrydy” i „Manekin”, Janina Ostała i Krystyna Chimanienko. A do tego ów rewelacyjny Cygan Michaj Burano (przed nim chyba droga światowej kariery otwiera się jak przed nikim), popularne a oryginalne asy polskiego big-beatu, Karin Stanek i Helena Majdaniec, oraz długa lista dalszych nagrodzonych lub wyróżnionych śpiewaczek i śpiewaków. Wszakże jury festiwalu, obok pięciu głównych nagród pieniężnych i długiego szeregu nagród zespołowych, wyróżniło ponad dwudziestu wykonawców i ponad czterdzieści piosenek! Plon wcale nie byle jaki, bogaty materiał dla radia, telewizji, wydawnictw muzycznych i dla – przemyśleń.

Myślowe wnioski z festiwalu łączą się przede wszystkim z różnorodnością sprezentowanych na nim piosenek i spektakli – różnorodnością rytmów, stylów, koncepcji. Było tu po trochu wszystkiego: jazz tradycyjny i nowoczesny big-beat, folklor, komercjalna muzyka taneczna, kabaret intelektualny, groteska, stare rytmy w nowych zestawieniach, nowe rytmy w starych stylizacjach. Ta rozmaitość i różnostylowość są krzepiące, odpowiadają one dobrze owemu tranzytowemu, pośredniemu położeniu kulturalnemu Polski, zawsze w swej tradycji związanej i z Zachodem, i ze Wschodem, potrafiącej w sposób giętki i chwytliwy zaadaptować dla swoich celów różnorodne środki techniczne z obu światów, nie zatracając przy tym własnej osobowości, własnej indywidualności. Na pewno nie zabrakło na festiwalu również piosenek słabych i banalnych – gdzież ich nie ma – ton nadały jednak poszukiwania ambitne i inteligentne, a zarazem młodzieńcze. Młodzieńcze jak cała ta niezwykła impreza, niemająca w sobie nic z zastygłej, skomercjalizowanej rutyny, która cechuje czasem poczynania zmechanizowanego i zmaterializowanego przemysłu rozrywkowego. Słowem – tym razem udało nam się to Opole! (1963)

Książkę można tanio kupić w internecie!

ISBN: 978-83-7839-158-6
Data wydania: 29.05.2012
Format: 147mm x 208mm
Liczba stron: 712
Cena detaliczna: 49,00 zł

About the author

Ioannes Oculus

I am addicted to languages, both modern and ancient. No language is dead as long as we can read and understand it. I want to share my linguistic passion with like minded people. I am also interested in history, astronomy, genealogy, books and probably many others. My goals now are to write a novel in Latin, a textbook for Latin learners, Uzbek-Polish, Polish-Uzbek dictionary, modern Uzbek grammar and textbook for learners. My dream is to have a big house in UK or USA where I could keep all my books and have enough time and money to achieve my goals.

Leave a Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.