Languages Podcasts Polish Polish with John

Polskie dialekty – Polish with John #113 [A2]

Written by Ioannes Oculus

Don’t learn only standard Polish! Try some of our dialects too! Enjoy listening! 🙂

Transcript

Cześć! Co u was słychać? Witajcie w kolejnym podcaście “Polish with John”. Nazywam się Jan Oko i chcę Wam pomóc w nauce języka polskiego.

Dialekty to moim zdaniem jedno z bogactw każdego języka. Nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy uważają, że są to gorsze odmiany języka, że jest to coś, czym mówią ludzie z gorszą edukacją. Jest to naturalnie bzdura, a używanie dialektu lokalnego bądź ogólnego nie ma nic wspólnego z inteligencją. Niestety w polskiej lingwistyce dominuje nurt preskryptywistyczny i ciągle tylko ktoś mówi o różnych błędach, gorszych odmianach języka itd. Czegoś takiego tu nie znajdziecie! Język jest przebogaty taki jaki jest, a nie taki jakby chciał ktoś za jakimś biurkiem zamknięty we własnych prawidłach i systemach.

Koniec narzekania! Czas na polskie dialekty! Jak to więc u nas wygląda? Trochę nietypowo. Różnice są stosunkowo małe. Dużo silniejsze dialekty są w Niemczech czy w Anglii. Bierze się to stąd, że po II Wojnie Światowej decyzją Stalina Polska radykalnie zmieniła swoje granice. Całe Kresy Wschodnie, gdzie żyły miliony Polaków znalazły się poza granicami kraju. Za to na zachodzie Stalin dał Polsce ziemie odebrane Rzeszy. Komunistyczne władze zaczęły przesiedlać ludzi ze Wschodu i dawali im mieszkać w różnych miejscach nowego kraju. Nie chcieli jednak, żeby mieszkali wśród swoich, ale starali się, żeby dokładnie wymieszać wszystkich ze wszystkimi, żeby nikt nie czuł szczególnych więzów społecznych. Widać to szczególnie właśnie na zachodzie Polski, gdzie występują “nowe dialekty mieszane”. Prawdopodobnie warto byłoby zbadać jak one dzisiaj wyglądają, jak zaczynają się między sobą różnić i być może już by trzeba było je jakoś podzielić.

A co poza tym? Standardowo mówimy o dialektach wielkopolskim, małopolskim, mazowieckim, śląskim i ewentualnie kaszubskim (o ile nie traktujemy kaszubskiego jako odrębnego języka). Jak sie godo po ślonsku to żech już wom kiedyś pokozoł, ale posłuchajcie jeszcze tego:

Szwyrko. Chcieliście usłyszeć coś po ślunsku, jak to sam u nas to sie godo, to wom tak łopowieym, jak to sie u nos przygotowuje do świount, jak żech jeszcze był taki bajtel, taki jeszcze mały synek, to nojfajniejszom rzeczoum w przygotowaniu do świount to były Roraty. Co prawda nasi farorz godali poprawnom polszczyznoum, że najmilsze są te chwile, gdym chodził na Roraty, biorąc z jakiegoś tam wieszcza, ale my to doświadczyli na własnej skórze, jak to z tymi Roratami było. Otóż zaczynało sie przede wszystkim tym, że było wczas wstować cza było. Wstowali my o piontey, bo o szóstej już było mszo, ale ten fto przylecioł piyrwszy na mszo, dostowoł wieynkszy łobrozek.

Tak wspomina czas świąt, a dokładniej Adwentu, Piotr Borkowy z Rudy Śląskiej. Pełne nagranie znajdziecie na stronie Dialektologia prowadzonej przez Uniwersytet Warszawski. Z tej strony będą też inne fragmenty, a dla zainteresowanych link zostawię w opisie podcastu. Zostańmy więc w temacie świątecznym i posłuchajmy co mówi ta kobieta z Mazowsza:

Zawsze na Wigilie śmy chodzili do do syna tam, do tego sołtysa, ale tera to nie wjem bo tam bapcie majo i nie mówji. Chyba nie pójdziemy, juz takie stare oboje jestemy,łoni młode so, a my beńdziemy sie tam z niemi, nie, chyba se oboje tylko, no jeszcze, jeszcze nie. Przemek mówji, o babcia bedziesz chciała to pojedziemy po te całe paczki, zeby kupjić.

Na Mazowszu mówią Wigilia tak jak standardowo, a na Śląsku mówi się często Wilijo. Ale podobnie do dialektu śląskiego mówi “łoni”, zamiast “oni”.

Idąc ze Śląska, ominęliśmy Małopolskę i wskoczyliśmy od razu na Mazowsze, ale na razie nie wracamy. Idziemy dalej na północ, na Mazury posłuchać wspomnień jednej z kobiet tam mieszkających.

Ja jak od trżynastu lat to jus rowerem do Scytna jeździlim. Rowerem i to bez las. Wozy byli tyz, ale to sanami, to tam sanami nieraz tata na Boze Narodzenie. To my z mamo, bo tedy dobre swytry nam nakupił, takie sto procent wełny, i bereciki ładne. I tedy juz zakupy to na Boze Narodzenie to tata stale tam wziął tydzień wolny i pojechalim sanami. Ale jak latem to cy do dentysty, cy tygo to rowerami do Scytna. A jak, jak po froncie z tymi grzybami do Biskupca i pieszo. I wózek ciągnąć. A to jeno cas do Ryszla, i wózek. I gdzie tu Ryszel. To mówią teraz bieda, ke pani autobus przyjdzie i dzieci do sz’koły weźnie, cy do gimnazjum, cy gdzie, autobusy chodzo. Toć tera to jest złoty śwat  i wszystkiego mozna.

Słyszeliście, że zamiast standardowego “czy” ta pani mówi “cy”? Zamiast “przez las” mówi “bez las” i takie słowo “bez” można też usłyszeć na Śląsku, że się kajś bez las pojszło.

To jeszcze o ciężkiej pracy opowie nam osoba z Wielkopolski, żebyśmy i tego dialektu posłuchali:

ale cinżko była praca … panie … to jez nie do porównanio kiedyś a teraz … nie … bo to sie szo tak … łod szósty … jak tero tak … kwieciń i maj … łod szósty rana do siódmy wieczorym czeba … no tam byoe pietnaście minut przerwy na śniadanie … pótory godziny byłoe na obiad … no i podwieczoreg o czwarty … ale sie tyż pracowało do siódmy wieczora … czasym do ósmyj … to było tyle godzin … i cinżkiej

A na koniec wschodnia Małopolska i znowu o Bożym Narodzeniu. Przyznam, że bardzo mi się podoba jak ta pani opowiada.

Wigilia była no… Też wieczór sie przynósiło… Tylko kiedyś to było jeszcze kiedyś tu… była słoma w domu, przynósiło sie snop słómye, rózłóżyło sie ten snop tag_o na ten, tu był ón uwiązanye ten snop, później sie do snopa kładłu… Dzieci se pósiadały, snop sie podyrżneło nożem, dzieci sie pórózliciały, słóma pó całym mieszkaniu, i Wigilia była, Wigilia taka była, Wilija nazywali, bo to słóma była. A późnij jag_my wynosili, tu w nocy my wynósili, bo płacz był za tu słomu.

– A jakie potrawy jedliście?

– Potrawy? Była zupa grzybowa, jakiś tam barsz z uszkami, śledźi marynówane no i ta ryba. A ta… Nazywała si strucla.

– Strucla?

– No znaczy ten chleb, co si piekło, co była strucla taka zaplatana w kosey makim pósypówana.

– Chódziły takie te, kómyndiancia na… już_na Wigilji, tak, na Wigilji chódziły kómyndiancia: król’ Heród, djabuł, Żyd, aniołe, taki dziad i taka baba stara… Chódziły. Djabuł, dzieci krzyczały, płakały, bały sie. Chódziły kómyndiańcia, dzieci pu kólyndzie. Nu w Óstrowi jeszcze chodzo.

To chyba tyle na dzisiaj. Dużo nie pogadałem, a odcinek dłuższy niż zwykle. Na pewno też trudniejszy. Ale przynajmniej trochę posłuchaliście, a dla ćwiczenia możecie spróbować zrozumieć o czym te osoby mówiły, odgadnąć słowa, które nie są obecne w tym standardowym dialekcie języka polskiego.

Dziękuję Wam bardzo za ten odcinek. Zapraszam na mój blog ioannesoculus.com albo polishwithjohn.com. Będę wdzięczny za wsparcie mnie na serwisie Patreon. Tym którzy już to robią, serdecznie dziękuję! Trzymajcie się zdrowo i trzymam za was kciuki! Do usłyszenia!

You can download the transcript as a pdf file: Polish with John #113 Polskie dialekty


In the podcast, I used Sour Tennessee Red by John Deley and the 41 Players; source: https://www.youtube.com/audiolibrary/music (attribution not required)

About the author

Ioannes Oculus

I am addicted to languages, both modern and ancient. No language is dead as long as we can read and understand it. I want to share my linguistic passion with like minded people. I am also interested in history, astronomy, genealogy, books and probably many others. My goals now are to write a novel in Latin, a textbook for Latin learners, Uzbek-Polish, Polish-Uzbek dictionary, modern Uzbek grammar and textbook for learners. My dream is to have a big house in UK or USA where I could keep all my books and have enough time and money to achieve my goals.

Leave a Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.