Jan Waletow przebojem wdarł się w zarówno w Fabryczną Zonę jak i polski rynek księgarski. Jego Ziemia Niczyja odbiła się pozytywnym echem wśród recenzentów, co zaowocowało ciepłym przyjęciem. Właśnie nadszedł czas na dalszy popis umiejętności autora, gdyż na światło dzienne wychodzi właśnie tom drugi jego cyklu — Dzieci Martwej Ziemi. Zapraszam na recenzję!
Jan Waletow urodził się w 1963 w Dniepropietrowsku na Ukrainie w rodzinie inżynierów. Pisać zaczął jeszcze w szkole podstawowej i ta pasja, podobnie jak namiętność to czytania i kinematografii, sprowadziła go na pisarskie manowce. Mimo humanistycznych zainteresowań ukończył wydział budowy rakiet na Uniwersytecie Dniepropietrowskim. W ciągu ostatnich dwóch lat Jan Waletow został publicystą mimo woli — ta część jego działalności związana jest z aneksją Krymu i wojną w Donbasie. Napisał ponad 250 artykułów na temat rosyjsko-ukraińskiego konfliktu, w którym zajął proeuropejskie i proukraińskie stanowisko jednocześnie zrywając stosunki ze swoimi rosyjskimi wydawcami.
Ziemia Niczyja rządzi się swoimi prawami. O tym Michaił przekonał się już niejeden raz. Niby niczyja, a jednak wszystkich po trochu — taka właśnie jest Zona, niebezpieczne jak diabli miejsce, które narodziło się po nuklearnym Potopie. Miejsce przerzutu towarów, szemranych interesów i bandyckich kryjówek. Siergiejew wydaje się nam facetem nie do zdarcia, staż przebywania rejonie Zony powinien sam za siebie powiedzieć, jakim jest twardzielem. Ziemia Niczyja jednak łamie takich twardzieli jak zapałki, a nasz bohater tym razem będzie tego świadomy jak nigdy przedtem. W całej strefie radioaktywnej liczy się tylko to, czy trzymasz się życia pazurami i jak głęboko możesz zejść do piekła, żeby przetrwać. Michaił ma dużą praktykę w przeżywaniu, ale jednocześnie podły los przyciąga kłopoty jak ruskie tanki granaty. Tym razem jednak wplątał się w jedną aferę za dużo i ściągnął na siebie uwagę tylu wrogów, że szanse na przeżycie spadły praktycznie do zera. Jak wybrnie z tego radioaktywnego bagna?
Waletow na pewno stworzył tym razem bardziej dojrzały obraz swojego bohatera. Tak jak w Ziemi Niczyjej kreowany był on na faceta, którego może i pech dopada notorycznie, jednak zawsze wyjdzie z tarapatów cało, tak w drugim tomie jego przygód Siergiejew naprawdę ma kłopoty. Nie jest już herosem z Zony a obywatelem, którego życie stoi na włosku i naprawdę każdy z wrogów może je jednym dmuchnięciem usunąć. Jednak nie każdemu może się to opłacać. Spryt Michaiła to jego główny atut, którego użyje wielokrotnie. Łącząc go z naprawdę przemyślaną akcją i bardzo luźnym, lekkim stylem pióra Waletow tworzy pozycję niezwykle dobrą i mocną, idealną dla fanów świata postapo.
Muszę przyznać, że Fabryczna Zona robi się coraz ciekawsza. Waletow staje na wysokości zadania, tworząc kontynuację swojego cyklu umiejętnie, ciekawie i wciąż podnosząc poziom. Oby więcej takich autorów na polskim rynku! Z niecierpliwością zostaje mi czekać na kolejne części przygód Siergiejewa, która, mam nadzieję, przyjdzie szybciej niż oczekuję! Lektura idealna na wakacyjny odpoczynek! Polecam!