Jeszcze nie tak dawno sam prowadziłem antykwariat. Chleb to niełatwy, praca ciężka, choć nieraz przynosząca satysfakcję. Niedawno spotkałem się z Łukaszem Suszkiem, założycielem antykwariatu Sofa. Zdecydował się on na odważny krok i zmianę w swoim biznesie, który chce przekształcić w coś większego, nowego. Zapraszam do lektury wywiadu.
Kocham Książki: Pozwolę sobie zacząć od „trzęsienia ziemi”. Łukaszu, ludzie mówią że jesteś wariatem…
Łukasz Suszek: Prowadzę antykwariat od ponad czterech lat, więc chyba faktycznie jestem wariatem, ale książek nigdy nie traktowałem tylko jako biznes. Może to nie do końca dobrze. Antykwariat to dla mnie coś więcej niż sposób na życie, to styl życia. Wprowadzając się do Katowic strasznie brakowało mi takiego miejsca, w którym można sobie usiąść, poczekać. Miejsca, w którym gdzieś w tle leci fajna muzyka, gdzie można napić się dobrej kawy czy herbaty. Gdzieś, gdzie wieczorem będzie spotkanie autorskie albo warsztaty. Wtedy stwierdziłem, że można by zaryzykować i zrobić takie miejsce.
KK: Skąd wzięły się książki w Twoim życiu?
ŁS: Ja się wychowałem wśród książek, więc jest dla mnie oczywiste, że te książki zawsze są wokół. Oczywiste, że gdy ktoś poszukuje wiedzy czy rozrywki, to po te książki sięga. Całe moje życie prywatne i, jak dotąd, kariera zawodowa toczyły się wokół książek. W pewnym momencie znalazłem się w takiej sytuacji, gdy już strasznie męczyła mnie “pracowa w korpo” i nie do końca potrafiłem się w takim systemie pracy odnaleźć. Stwierdziłem wtedy, że chcę zrobić coś swojego. Bardzo odważnie, może trochę głupio, może trochę za szybko, ale rzuciłem się na głębokie wody i z pomocą żony i przyjaciół otworzyłem antykwariat Sofa. Na początku zajmowałem 10 metrów kwadratowych w agencji reklamowej, w której miałem okazję pracować wcześniej. Po roku znalazłem lokal na ulicy Kościuszki, przy tej ulicy już mieszkałem. Stwierdziłem wtedy, że będę miał blisko do pracy. To nie było zbyt duże pomieszczenie, ale też nie za małe. W sam raz 60 metrów kwadratowych, na których można już było zrobić warsztaty, wykład. Nawet koncert nam się zdarzył na tej przestrzeni.
Było tam też dużo więcej miejsca na książki, których przez cały czas przebywało. Ich bardziej nawet przybywało niż się sprzedawały, co było czasami dość frustrujące. Realia wyglądają tak, że na 10 klientów wchodzących do lokalu sześciu pyta, czy można sprzedać u nas książki, a tylko czterech, czy można je kupić.
KK: Skąd wzięła się nazwa Sofa?
ŁS: To jest trochę śmieszna historia. Kiedyś w jakimś poradniku, nie pamiętam już gdzie, przeczytałem, że najlepiej sprzedające się marki to te, których nazwy są czteroliterowe. Ikea jest świetnym przykładem takiej marki. Wówczas stwierdziłem, że fajnie byłoby wymyślić taką nazwę, która ma właśnie te 4 litery w sobie, jest prosta i szybko zapada w pamięć. Może nie do końca kojarzy się ona z książkami, ale ja nie do końca chciałem prowadzić sam antykwariat. Mnie od początku chodziło o takie miejsce, które można by określić jako prywatne centrum kultury.
KK: W ten sposób zbliżamy się do sprawy, która stała się przyczyną naszej rozmowy. Dlaczego nie chcesz prowadzić normalnego, standardowego antykwariatu, księgarni? Dlaczego chcesz robić coś więcej?
ŁS: Po pierwsze, ja lubię otaczać się fajnymi ludźmi i fajnymi pomysłami. Sam mam też sporo pomysłów. Gdzieś tam to wykiełkowało, trochę przez przypadek, trochę intencjonalnie. Obecnie na ul. Stawowej 3 mamy naprawdę dużą fajną powierzchnię, którą wystarczy zagospodarować i można tam robić właściwie wszystko, co sobie zamarzymy – teatr czy mały klub jazzowy. Przez długi czas dominowały tu po prostu książki. Poza nimi robiliśmy od samego początku to warsztaty, to koncert i inne wydarzenia. Jest we mnie taka potrzeba, żeby zrobić w centrum miasta miejsce, które będzie do jakiegoś stopnia niezależnym Centrum Kultury.
KK: Czy takie jest potrzebne?
ŁS: Trudno w stu procentach powiedzieć. Takiego miejsca jak Sofa moich marzeń do końca nigdzie nie ma. Antykwariat z przestrzenią klubową, z możliwością robienia koncertów, monodramów, spektakli teatralnych, warsztatów rozwojowych, warsztatów tańca. Publiczne Domy Kultury są wbrew pozorom bardzo hermetyczne i, mimo że mają służyć ludziom, to ciężko tam się jest zakotwiczyć. Na niezależne projekty patrzą z dużą dozą ostrożności. Ja chcę otwartej przestrzeni dla ludzi, którzy nie mogą współpracować z publicznymi instrukcjami.
KK: Zdecydowałeś się więc na bardzo odważny krok. Chcesz zmienić to czym Sofa jest w tej chwili na zupełnie nową jakość.
ŁS: Ja myślę że to ja myślę że to jest naturalną konsekwencją tego, co się u nas dzieje. Robimy już kolejne spotkania autorskie i to nie z anonimowymi osobami. Gościł u nas np. prof. Białas, który jest znaną osobą w świecie polskiej literatury. Jego najnowsza książka jest obecnie na liście bestsellerów Empiku czy Matrasa. Chcielibyśmy pójść za ciosem. Sofa to już nie tylko ja, teraz jest to już stowarzyszenie Pełna Kultura. Jest nas więcej takich „wariatów”, widzę, że po pierwsze jedna osoba nie jest w stanie prowadzić i teatru i klubu, i antykwariatu, organizować imprez i tak dalej. Ludzie, którzy tworzą Stowarzyszenie Pełna Kultura przyszli mi z pomocą. Jestem przekonany, że z tych wszystkich ruchów wyjdzie coś naprawdę wartościowego, wartość której w Katowicach do końca nie ma. Połączenie, którego nie wiem, czy nikt się nie odważył, czy nie do końca miał siłę żeby coś takiego pociągnąć. Bardzo przyjemna jest świadomość, że nie jestem w tym dążeniu sam.
W tej chwili zdecydowaliśmy się na finansowanie społecznościowe. Jako organizacja formalnie młoda nie mamy większych szans na dofinansowanie. Choć z osobami, które są w stowarzyszeniu pracujemy już od przynajmniej trzech lat, a nieraz o wiele dłużej. Formalnie jednak zostaliśmy zarejestrowani 12 października bieżącego roku, mamy więc dość ograniczone możliwości jeśli chodzi o pozyskanie dotacji. Mamy za to sporo fanów i przyjaciół więc zdecydowaliśmy się na crowdfounging. Jego zasady są proste i przejrzyste. Przy okazji zobaczymy na ile nasz pomysł się spodoba, czy to co robimy rzeczywiście ma sens. Chcielibyśmy, aby osoby, którym zależy na kulturze w Katowicach stały się częścią tego projektu. Ważny jest każdy, nawet ten, kto wpłaca chociażby 5 zł. W ten sposób widzimy, kto chce być częścią tej społeczności kultury.
KK: Jak rozumiem nawet te minimalne wpłaty są dla was istotne.
ŁS: Oczywiście! Ja się śmieję, że jakby każdy dorosły mieszkaniec Katowic, który jest zainteresowany kulturą wpłacił chociaż złotówkę, to mielibyśmy pieniądze nie tylko na scenę, którą chcemy sfinansować poprzez tę zbiórkę, ale rok może dwa rozwijania tej nietypowej działalności. Takie małe wpłaty, to małe kamyczki, które budują całość. Dają nam także poczucie, że nie jesteśmy sami, że są inny, którym zależy na szeroko pojętej kulturze.
KK: Osoby wspierające mogą także na tym wsparciu skorzystać. Wiem, że wśród nagród poza m. in. książkami jest możliwość wynajęcia Sofy albo wpis darczyńcy na ścianie.
ŁS: Zgadza się. Przygotowaliśmy szereg nagród, które mogą czasami zaskakiwać, ale na pewno są bardzo ciekawe. Każdy oczywiście spotka się z naszą ogromną wdzięcznością, bez względu na to jakie to wsparcie będzie. W sposób bardziej namacalny przygotowaliśmy specjalne zakładki, które będziemy chcieli dać ludziom, przygotowaliśmy szereg bardzo interesujących i wartościowych książek z różnych dziedzin. Można także wziąć udział w malowaniu Sofy i pozostawić na ścianie po sobie osobisty wpis. Fragment ściany, który będzie można pomalować zgodnie z własnym upodobaniem.
KK: Projekt więc się rozwija i życzę Tobie sukcesu. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
ŁS: Dziękuję również. I zapraszam do wsparcia naszej akcji na polakpotrafi.pl
Zapraszamy do wsparcia projektu na https://polakpotrafi.pl/projekt/pelnakultura!