Od komiksu, przez serial do książki. Uniwersum The Walking Dead gromadzi wokół siebie rzesze fanów, a wizja Roberta Kirkmana na trwałe ukształtowała obraz zombie w popkulturze.
Gdy Ziemię nawiedziła straszna plaga zamieniająca ludzi w potwory, cały wypracowany przez wieki system etyczny padł. Książka Narodziny Gubernatora jest ilustracją tego, jak człowiek może się zachować w tak skrajnych warunkach. Opowieść zaczyna się tuż po wybuchu epidemii, gdy większość ludzi już stała się odrażającymi monstrami kierującymi się jedynie najniższymi instynktami. Bohaterami powieści jest trójka mężczyzn i mała dziewczynka. Bracia Brian i Philip Blake, Nick Parsons oraz córka Philipa, Panny. W obliczu zagrożenia wyruszają do Atlanty, gdzie ma się znajdować obóz dla uchodźców. W drodze będę musieli stanąć w obliczu wielu niebezpieczeństw, z których zombie wydają się najmniej groźnym.
Całość tego tomu jest podzielona na trzy części. Pierwsza część książki ma znamienny tytuł Wydrążeni ludzie. Kończy się utratą nadziei, którą można było pokładać w cywilizacji jaką znamy. To wydrążenie z nadziei będzie towarzyszyć bohaterom w dalszej wędrówce i kształtować ich na nowo. Doświadczenia nowego świata, konieczność przetrwania w bardzo niesprzyjających warunkach spowodują, że ich stare ja umrze, a narodzi się w nich ktoś zupełnie inny, nowy. Pytanie tylko, czy lepszy?
Książka The Walking Dead. Narodziny Gubernatora z pewnością nie należy tzw. literatury ambitnej. Mimo dosyć prostej powierzchowności, wydaje się jednak mieć ciekawy rys w swej fabule. Otóż autor koncentruje się na postaciach bohaterów. Podobnie jak w serialu, zombie są tłem opowiadanej historii. Bardzo podoba mi się fakt, że tam, gdzie spodziewać się można tylko bezmyślnej rąbanki, latających flaków i plastycznych opisów rozkładających się ciał zombie, pojawiają się sprawy dające do myślenia.
Świat postapokaliptyczny jest coraz częściej pojawiającym się motywem w literaturze i kulturze popularnej. Sukces Metra może być tego przykładem. Podobnie, gdy początkiem końca jest wirus (jak m.in. W World War Z czy Pandemii). Skąd bierze się ta fascynacja końcem, śmiercią? Czyżbyśmy żyli na końcu pewnej epoki? W późnym średniowieczu obecne były podobne fascynacje, po epidemii Czarnej Śmierci memento mori kształtowało codzienne myślenie całych społeczeństwa. Czy analogia z tamtymi czasami jest zasadna?
Po lekturze pierwszego tomu z czterech chętnie przeczytam następny. Nie jest, niestety, moim zdaniem tak wciągający jak serial, który wysoko sobie cenię. W kilku miejscach można by poprawić styl, podciągnąć dialogi czy uniknąć wpadki typu “siła grawitacji wyrzuca ich do przodu” (s. 115) po wcisnięciu gazu na wstecznym podczas jazdy samochodem. Jednak dla fanów świata The Walking Dead jest to pozycja zdecydowanie obowiązkowa. Mam nadzieję, że kolejne będą jeszcze lepsze.