Dzisiaj staraniem posłów PSL ustawa o jednolitej cenie książki została wprowadzona do prac sejmowych. Ustawa przewiduje zamrożenie ceny okładkowej na okres 12 miesięcy. Podobno ktoś ma na tym skorzystać.
Konferencję prasową PSL można obejrzeć pod tym linkiem. Podobno projekt popiera nawet Empik. Trudno się temu dziwić. Ludzie kupują w sieciowych sklepach ze względu na korzystną lokalizację, np. w galerii handlowej. Niższą ilość sprzedanych książek odbiją sobie większą marżą. Promocje jak będą chcieli wprowadzą bez problemu różnorakimi kartami lojalnościowymi, prezentami itd. Co więcej, jak słusznie zauważa Marcin Zwierzchowski:
Wydawca nie może dać nowej książki J.K. Rowling Empikowi w promocji? Żaden problem. Wydawca szykuje dwie edycje nowej powieści, gdzie jedna ma cenę np. 39,90 zł, a druga (na wyłączność dla Empiku) już 29,90 zł. Problem z głowy. To się nie opłaci? W porządku. Więc może za książkę Rowling zapłacicie 45 zł, ale wydawca tak dogada się z konkretnym sprzedawcą, że 30% z tej ceny przy zakupie automatycznie wraca na waszą kartę lojalnościową. Za dużo kombinowania, nie? No więc mniejsza księgarnia może oznaczyć swoje egzemplarze książki Rowling jako uszkodzone i sprzedawać taniej. Tego ustawa chyba nie zabrania, nie? (Tak dzieje się w Niemczech.)
Mały podmiot, jak pojedyncza księgarnia, utraci możliwość przyciągnięcia klienta rabatem na książki. Choć prawdopodobnie również zaczną się poszukiwania takiej czy innej formy promocji, aby “przekupić” klienta. Mimo ustawy książka nie będzie tańsza, czego dowodem jest sytuacja w Izraelu, gdzie podobna ustawa spowodowała gwałtowny wzrost cen.
Książki w Polsce są drogie. Polacy nie mają czasu czytać. Skąd to wynika? Na pewno nie z jednego czynnika. Na cenę książki wpływają także ogromne obciążenia na rzecz państwa i ZUS, które musi ponosić autor, wydawca, hurtownik, księgarz. Wysokie podatki i składki ubezpieczeniowe wprost przekładają się na niskie zarobki obywateli, którzy w takiej sytuacji albo książek nie kupują, bo ich nie stać, albo poświęcają czas i “dorabiają”, a wtedy na czytanie nie ma już po prostu czasu. Jeżeli państwo chce rzeczywiście promować czytelnictwo i kulturę, niech przestanie rzucać kłody pod nogi tym, którzy pracują przy tworzeniu dobra tejże kultury, jakim jest książka.
Rewelacyjny jest także pomysł przytoczonego już przeze mnie Marcina Zwierzchowskiego:
Zróbmy akcję „1 minuta dla książki”. To da efekt. To będzie jasny sygnał dla ludzi: tę książkę warto czytać. Niech włączą się polskie seriale, których bohaterowie mogą przecież poświęcić kilka zdań na rozmowę o lekturach. 1 minuta. TVP w końcu ma realizować misję, więc niech w „Klanie” Bożenka chwali, co tam ostatnio czytała. Wysiłek żaden.
Za tym powinny iść inne akcje. Zamiast bronić gigantów rynku i niszczyć portfele Czytelników przy okazji niszcząc ludzi książce oddanych, jak np. księgarzy, należałoby włożyć więcej wysiłku w promocję czytania jako takiego. Często wystarczy przestać przeszkadzać tym, którzy chcą się takiej promocji poświęcić.