Książka wydana przez Novae Res przez autorkę pod angielsko brzmiącym pseudonimem. Wszystko zapowiadało, że dobrnięcie choćby do jej połowy będzie trudne. Książka musiała się okazać klapą na całej linii… Na szczęście pomyliłem się!
Nie ukrywam, że jestem uprzedzony do wydawnictwa Novae Res, które kojarzy mi się z książkami autorów, których nikt nie chciał wydać, bo po prostu nie napisali nic ciekawego. Ci bardziej zdesperowani, zdeterminowani idą do tego typu wydawnictw, płacą i ich książka się ukazuje. Redakcja i korekta jest powierzchowna, co tylko pogarsza sytuację. Mam też uprzedzenie do osób, które ukrywają się pod obco brzmiącymi pseudonimami. Jest to dla mnie jak sygnał ostrzegawczy przed bardzo słabym produktem, który na siłę próbuje się sprzedać.
Z powyższych powodów do Posiadłości byłem więc mocno uprzedzony. Co grosza, pierwsze akapity zapowiadały ckliwy romans…
Nic więcej nie istniało. Ani setki obrazów wiszących dumnie na ścianach, ani perskie dywany, od wzorów których mogło zakręcić się w głowie, ani jakiekolwiek inne ozdoby, nadające korytarzom coraz więcej przepychu. Patrzyła na niego. Dziecinna prawie radość rosła z każdą chwilą jego obecności. Kiedy wychodzili z kręgu światła świec i twarz Edwarda na chwilę przykrywał półmrok, odczuwała silny niepokój, jakby już nigdy więcej nie było jej dane zobaczyć tych wyrazistych rysów.
Bałem się, że miłosnym spojrzeniom i uniesieniom nie będzie końca. Nie poddałem się jednak, w końcu to dopiero początek. Już po chwili…
Odetchnął głęboko, zamachnął się i uderzył w przegub, ignorując stłumiony brzdęk ostrza. Z odciętej dłoni trysnęła ciepła jeszcze krew.
Nie będzie to spoiler, jeśli powiem, że dalej też będzie krwawo. Główna bohaterka, Zara Dormer, jako studentka akademii sztuk pięknych trafia do posiadłości, w której zostało popełnione niejedno morderstwo. Choć od początku wiemy kto morduje, to nieznane pozostają motywy. Ofiarami gospodarzy stają się tylko pewne starannie dobrane osoby. Istnieje pewien klucz, który autorka przez długi czas ukrywa przed Czytelnikiem. Strona za stroną wciąga coraz bardziej w świat tajemniczej rezydencji rodu Debrettów. Pierwsze strony zupełnie nie zapowiadały tego, że od książki nie będzie łatwo się oderwać.
Powieść nie tylko wciąga, ale też zaskakuje. Czytelnik spodziewa się w niektórych miejscach oklepanych i modnych rozwiązań, ale nic z tego. Jest taki moment, w którym podejrzewać można Debrettów o bycie wampirami. Maggie Moon jednak stopniowo odsłania zupełnie inną, choć równie mroczną, prawdę o tym rodzie. To mnie osobiście urzekło w tej książce. Ta zdolność autorki do budowania napięcia i zatrzymania uwagi czytelnika na fabule.
Posiadłość jest napisana trochę stylem, w którym dzisiaj pisze się coraz rzadziej. Jest to thriller pełen emocji, pięknych opisów, coś, co można określić jako styl wiktoriański, bogaty, eklektyczny, angielski. Nie wpisuje się to wprawdzie we współczesną modę na szybką akcję oszczędną w opisy, ale dzięki temu powieść zyskuje własny, niepowtarzalny charakter. Książka zyskuje dzięki temu na oryginalności i pozytywnie się wyróżnia. Czytelnik cały zanurza się w tym świecie i chce do niego wracać. Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy i otwarty na kontynuację, a to zapowiada, że może kiedyś powstanie dalszy ciąg.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie. Taki debiut zapowiada bardzo dobrą autorkę. Jeśli miałbym coś zasugerować autorce, to postaci trochę przypominają bohaterów książek dla młodzieży. Gdyby dodać im więcej charakteru, byłby to plus dla książki. Żałuję także pseudonimu, osobiście wolę autorów piszących po własnym nazwiskiem. Ostatnią zmianą, to byłby język, który czasem jest, moim zdaniem, zbyt wiktoriański. Może nie jestem do tego przyzwyczajony i stąd takie wrażenie, jednak dla szybkości akcji poświęciłbym kilka słów opisów czy kwiecistości języka.
Na pewno chętnie sięgną po kolejne tytuły Maggie Moon! Polecam gorąco osobom, które lubią dreszczyk emocji i ciekawie osadzoną fabułę. Za autorkę trzymam kciuki i życzę dalszych sukcesów!
[…] Maggie Moon – Posiadłość. Może się skusicie? Podobno dobry […]