Jak pisało się science-fiction zanim powstało science-fiction? Jednym z prekursorów gatunku jest Karel Capek, czeski autor, twórca terminu robot. Powieścią uważaną za jedną z ważniejszych w (pre)historii SF jest Krakatit. Gdy więc pojawiła się możliwość sięgnięcia po tę pozycję, nie mogłem sobie odmówić.
Na początku książki poznajemy inżyniera Prokopa, głównego bohatera, który właśnie dokonał epokowego wynalazku. Udało mu się skutecznie przeprowadzić wybuch ogromnej mocy i właśnie ledwo żywy usiłuje trafić do domu. Spotyka dawnego kolegę Tomesza, który ofiarowuje mu swoją pomoc. Prokop majaczy w chorobie i zdradza część sekretu nowego materiału wybuchowego Tomeszowi, który tę wiedzę sprzeda dalej. Do chorego inżyniera przychodzi piękna nieznajoma i wręcza list do przekazania Tomeszowi. Tak zaczyna się akcja. Prokop usiłuje odnaleźć kolegę, jego zaś poszukują różne grupy chcące wykorzystać nowe rozwiązanie. Przebywając w różnych miejscach, główny bohater zakochuje się przynajmniej trzy razy. Nie przeszkadza mu też fakt, że bywa zakochanym w więcej niż jednej kobiecie na raz. Poszukiwania, pościgi i miłość wiodą go w wiele miejsc, a za nim podąża Czytelnik zastanawiając się czy i komu zostanie zdradzona tajemnica śmiercionośnej broni.
Ideą science fiction jest racjonalne wprowadzenie w fabułę elementu wykraczającego poza obecną rzeczywistość. Dziś są to loty kosmiczne, spotkania z obcymi cywilizacjami czy dylematy w światach opanowanych przez roboty. W latach dwudziestych XX w. ludzką wyobraźnią zawładnęło promieniowanie. Krakatit został napisany w 1922 roku. Zaledwie kilka lat wcześniej zostało odkryte jądro atomu (1911 rok), jeszcze wcześniej odkrywano istnienie promieniowania. Karel Capek wykorzystuje tę wiedzę w fabule i w ten sposób uzasadnia istnienie możliwości stworzenia przez Prokopa substancji wybuchowej o ogromnej sile, opartej na rozpadzie atomu. Ciekaw jestem, jak taki zabieg był odebrany przez współczesnych mu odbiorców. Z dzisiejszej perspektywy może nie zachwycać tak, jak flota statków kosmicznych, ale prawie sto lat temu bomba atomowa mogła wywierać podobne wrażenie na czytelnikach.
Wątki romansowe przypominają mi te znane z twórczości Stanisława Lema. Moim zdaniem nie są do końca przekonujące, rozmowy są jakby sztuczne. Być może to kwestia pewnych konwenansów. Nie panowała wówczas taka swoboda jaką my znamy, a więc sposób poznawania, zakochiwania się, flirtowania itd. był zupełnie inny. Mimo to w Krakaticie Prokop chyba nie wie, czy i kogo kocha. Zakochuje się raz w jednej, raz w drugiej napotkanej kobiecie. Każdej składa obietnicę dozgonnej miłości, od każdej ucieka. Jeden z badaczy twórczości Capka, William Harkins, upatrywało przyczyn takiego stanu rzeczy (po freudowsku) w rzekomej impotencji pisarza*.
To, co zwraca uwagę Czytelnika to fakt, że akcja jest w w kilku miejscach przerwana majakami Prokopa. Przynajmniej dwa razy jest on chory, na granicy przytomności. Ma różne widzenia, które dzisiaj zapewne zostałyby wycięte lub przynajmniej skrócone. Psują bowiem tempo narracji.
Książka Capka to nie tylko powieść niosąca rozrywkę. Jest w niej także sporo istotnych pytań, na które odpowiedzi szuka się także w wielu innych powieściach z gatunku science-fiction. Czym jest człowiek, człowieczeństwo w obliczu rozwoju technicznego? Traci się bowiem indywidualne podejście do jednostki, nowa broń zabija masowo i anonimowo. Czy więc odkrywca tak strasznej broni powinien podzielić się swoją wiedzą ze światem — czy też nie? Historia pokazała jak ważne są te dylematy, gdy tworzono bombę nuklearną, jednocześnie dając podwaliny atomowych elektrowni służących człowiekowi. Prokop zmaga się, odsuwa decyzję o przekazaniu wiedzy o krakaticie. Są momenty, w których się łamie dla prywatnego interesu.
Zakończenie powieści odchodzi od scenariusza typowo racjonalno-naukowego. Jest próbą odpowiedzi na postawione wcześniej pytania i rozwiania wątpliwości. Taka zamiana powoduje, że jeszcze bardziej się zastanawiamy nad tym, co w życiu istotne. Możemy się nie zgadzać z tym co proponuje autor, jednak trudno przejść obok obojętnie.
Mimo odległości prawie stu lat od powstania Krakatitu powieść czyta się całkiem dobrze. Jest lekka, przyjemna i niesie ze sobą istotne przesłanie. Nie narzuca, a raczej zmusza do myślenia. Mimo kilku spraw, które nie przypadły mi osobiście do gustu (jak słaby wątek romansowy czy przydługie wizje w chorobie), to cieszę się z tej lektury. Był to mój pierwszy kontakt autorem i literaturą czeską. Teraz jestem zmotywowany poznać kolejne jego książki oraz innych pisarzy z Czech.
—
* por. Halina Janaszek-Ivanickova, Karel Capek, Warszawa 1985, s. 18.