Kornel Makuszyński kojarzy mi się z Awanturą o Basię – lekturą, która mnie znudziła w czasach szkolnych oraz Szatanem z siódmej klasy w wersji filmowej (książki nie czytałem). Autor nie kojarzył mi się jako szczególnie ciekawy. Być może był to szkolny uraz. Sytuacja odmieniła się jednak po ostatniej Nocy Bukinistów w Katowicach, która miała miejsce 8 sierpnia. Po dwóch godzinach pomagania w sprzedaży książek znajomemu antykwariuszowi, gdy ruch się troszeczkę uspokoił, sięgnąłem po pierwszą lepszą książkę. Otwarłem na chybił trafił i przeczytałem o młodzieńcach „płonących z ciekawości jak łojowe świece”. Już wiedziałem, że książkę muszę mieć!
List z tamtego świata to historia rodziny Mościrzeckich. Głównymi bohaterami są jej członkowie – kuzyni, ciotki, senior rodu i kilka osób mocno z rodem związanych. Intryga zaczyna się, gdy ciocia Marta otrzymuje list od Jana i Józefa – braci Mościrzeckich. W tymże liście informują ją o tajemniczym znalezisku, jakim jest kolejny list, tym razem zostawiony przez jednego z wspólnych przodków. Okazuje się, że uboga rodzina szlachecka może znaleźć się w posiadaniu sporego spadku. W tym celu muszą się jednak zebrać wszyscy członkowie i wspólnie odczytać ostatnią wolę rejenta Apolinarego Mościrzeckiego (bo tak zwał się ów przodek, który zostawił po sobie list). Ci, którzy przybywają na zjazd, okazują się grupą niesamowicie ciekawych charakterów. Wynika z tego wiele przezabawnych sytuacji, które nie raz rozbawiły mnie do łez. Wiecznie dogryzający sobie bracia, ciocia komunikująca się wyłącznie za pomocą pytań czy też Katarzyna, która potrafi ustawić każdego na jego miejscu. Zgromadzenie tak intrygujących osobowości gwarantuje świetną zabawę.
Wielkim atutem powieści jest język, którym posługuje się Makuszyński niezwykle wprawnie. Jego porównania są prawdziwymi perłami, jak choćby owo “płonięcie z ciekawości jak łojowe świece”. Opisy kolejnych wydarzeń potrafią zaskakiwać. Autor opisując wyczerpanie jednego z bohaterów kłótnią opisuje to tak: Ciocia Katarzyna ostatnie z niego wyłudziła pioruny, jak ostatnie pociski artylerii wroga, więc był jakoby bezbronny. Bogactwo metafor, porównań idzie w parze z niezwykle lekkim językiem, co było dla mnie niezwykłym zaskoczeniem. Dawne wspomnienie, że Makuszyński jest nudny i nieciekawy odeszło w niepamięć. Lekturę przeczytałem jednym tchem!
Nie niszcząc lekkości i przyjemności z lektury, w książce jest kilka bardzo wzruszających scen, jak choćby momenty gdy rodzina lituje się nad Maciusiem, małym ślepym chłopcem, i decyduje się pomóc jemu i jego matce. Można także uronić łzę, gdy pan Wojciech odkrywa, że w głębi jego serca tkwi dobro i radość. Książka kończy się zaskakującym happy endem jednocześnie niosąc ze sobą piękny morał. Jak udało się połączyć humor, wzruszenie i mądrość w jednym dziele nie wiem, ale efekt jest wspaniały.
Po przeczytaniu powieści nasunęło mi się skojarzenie ze współczesną autorką, Martą Kisiel, która także ma na swoim koncie teksty lekkie, przyjemne i zabawne. Choć dzieli ich czas i tematyka (trudno Makuszyńskiego zaliczyć do gatunku fantasy), to majątek w Przypłociu przypomniał mi trochę Lichotkę. Porządki, które wprowadzała ciocia Katarzyna, mogłyby być pierwowzorem działań Licha.
Jako lekkie, wakacyjne czytadło List z tamtego świata sprawdził się wyśmienicie. Piękny i lekki język, wciągająca intryga oraz duża dawka humoru to główne atuty tej powieści. Jak tylko pokonać blokadę, którą mogła stworzyć w głowie szkoła i skojarzenie z lekturą szkolną, możemy odkryć kapitalne dzieło. Kolejny raz, po Zemście Fredry odkrywam, że nie tylko współcześni autorzy “dają się czytać”. Obawiam się, że teraz będzie mnie ciągnąć w kierunku innych książek Makuszyńskiego, ale to chyba nic zdrożnego?
“Awanturą o Basię – lekturą, która mnie znudziła w czasach szkolnych” masz się czym chwalić “Szatanem z siódmej klasy w wersji filmowej (książki nie czytałem).” Rzeczywiście dużo możesz wiedzieć o “szatanie” na podstawie filmu (którego?).