Każdy zespół, który stawia pierwsze kroki w świecie profesjonalnej muzyki marzy zapewne o międzynarodowym rozgłosie. Z pewnością nie każdy wierzy w zabłyśnięcie na światowej scenie, bo to droga trudna, żmudna i nie zawsze zależna od jakości muzyki. Nie sądzę jednak, że współczesnym twórcom brakuje marzeń związanych z wielką karierą. Osoby śledzące na bieżąco rozwój polskiej muzyki mogą wyliczyć na palcach jednej ręki zespoły, o których usłyszano za granicą. Co dziwne, zazwyczaj są to kapele grające muzykę alternatywną, których nie promuje się w znanych rozgłośniach radiowych. Przerabianie narodowych hitów na język angielski też się nie sprawdza. Są jednak w Polsce artyści, którzy zabłysnęli i wybili się już kilkanaście lat temu. Większość rodaków, zważając na mentalność, pewnie nazwie ich drącymi się satanistami. O jakiej muzyce mowa? O energetycznym, ciężkim nurcie, jakim jest metal. Na szczęście Europa i Świat są o wiele bardziej otwarte na tego typu gatunek muzyczny, co owocuje uznaniem na szerszą skalę. Możliwe, że nie każdy słyszał o Acid Drinkers, Riverside bądź (chyba najsławniejszym) Behemocie. Z pewnością jednak każdy powinien poznać Vadera, gdyż ich sukces to ciężka praca, marzenia oraz ogromny talent do robienia znakomitej muzyki!
Wszystko zaczęło się jesienią w roku 1983, kiedy to basista, Piotr Wiwczark oraz jego kolega, także grający na gitarze Zbyszek Wróblewski postanowili założyć metalową kapelę. Jeśli chodzi o ciężką muzykę, wówczas w Polsce prym wiodły dwa zespoły – TSA oraz Kat. Muzycy chcieli jednak pójść nieco inną drogą, tworząc coś na miarę ekstremalnych, metalowych brzmień. Dwa lata trwały próby oraz rotacje w składzie zespołu, by w końcu w 1985 roku zacząć klubowe koncertowanie jako VADER (dla dociekliwych – nazwa wzięła się od bohatera Gwiezdnych Wojen). Dopiero pięć lat potem światło dzienne ujrzało kasetowe demo zespołu i, jak się okazało, to był strzał w dziesiątkę. Vader zaistniał za granicą, a ich debiutancki album szybko stał się najlepiej sprzedającym demo w historii. Fani metalu chętnie chodzili na koncerty grupy, która prezentowała swoje utwory już nie tylko w Polsce, ale także w ZSRR. Rok 1992 był dla zespołu datą wydania pierwszego, studyjnego albumu. Metalowa maszyna ruszyła…
Dzisiaj Vader jest zespołem rozpoznawalnym na całym świecie i z pewnością zasługuje na miano jednej z najbardziej uznanych za granicą polskich kapel. Dziesięć płyt jest tego idealnym dowodem. Całkiem fajnie, że wydanie książki Wojna Totalna zbiegło się mniej więcej z premierą Tibi et Igni – najnowszego krążka zespołu. Jest to bowiem istne zwieńczenie kariery muzyków – prawie 30 lat na scenie, dziesiąty album i biografia podsumowująca całość twórczości. Gratulacje!
Książka to bardzo dobra biografia zespołu, która skrupulatnie opisuje narodziny Vadera praktycznie od powstania pomysłu w głowach dwójki niepozornych gitarzystów aż do chwili wydania jubileuszowego, dziesiątego już krążka studyjnego. Autor biografii – Jarek Szubrycht, w moim odczuciu, najbardziej magluje trudne początki i liczne zmiany zespołu na początku jego istnienia. To poniekąd stanowi odnośnik do tytułu biografii, bo walka o wybicie się w świecie muzyki to zdecydowanie wojna totalna. Autor dużo miejsca poświęca n,a wspomnienia, czy to byłych członków zespołu, czy ludzi którzy pomagali zaistnieć Vaderowi na muzycznej scenie co owocuje licznymi cytatami, które w większości są przepełnione ogromnym uznaniem odnośnie działalności grupy. Ponad 400 stron lektury urozmaicają fotografie, które są wizualnym wehikułem czasu i przenoszą czytelnika do pierwszych momentów istnienia grupy, pierwszych koncertów i sukcesów. Wydaje mi się, że dla osób które są gorliwymi fanami kapeli, książka będzie istnym rarytasem. Ludzi nieznających twórczości zespołu biografia może nieco znużyć drobiazgowością i szczegółowością opisów, niemniej szczerze wierzę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jarek Szubrycht spisał się zdecydowanie na medal!