Biorąc do ręki jakąkolwiek książkę Terry’ego Pratchetta nie da się mieć przed oczami Świata Dysku. Wręcz instynktownie oczekujemy czegoś podobnego, czegoś w tym guście, kontynuacji lub nawiązania. Jednak czytając Długą Ziemię nas instynkt może zaprowadzić na manowce, bo książka bardzo się różni od sławnego cyklu. Należy to uznać za jej ogromną zaletę!
Książki Terry’ego Pratchetta bardzo lubię i jego świat chyba nigdy mi się nie znudzi. Jednak o ile pierwsze kilkadziesiąt tomów było super, ponadprzeciętne, najlepsze i można było utonąć wśród „ochów” i „achów”, to stopniowo z kolejnymi pozycjami ocena zaczęła się przesuwać powoli z celującej na bardzo dobrą. Znikał element zaskoczenia, ta niesamowita oryginalność i nowość. Mimo to Świat Dysku jest serią bardzo dobrą, po którą sięga się chyba na podobnej zasadzie, co ogląda ulubione seriale. Dlatego biorąc do ręki Długą Ziemię odruchowo szukałem na okładce napisu stwierdzającego jednoznacznie przynależność tomu do cyklu. Jednak w duecie z Stephenem Baxterem została stworzona książka zupełnie inna od poprzednich…
Dzięki wynalezieniu krokera możliwe stały się podróże do równoległych wszechświatów. Okazało się bowiem, że poza tradycyjnymi czterema wymiarami istnieje przynajmniej jeszcze jeden. W każdym z nich los Ziemi był troszeczkę inny od naszego prezentując alternatywną wersję historii planety. W żadnym z nich nie doszło do ewolucji identycznych ludziom istot, jednak na niektórych wyewoluowały formy inteligentne, nieraz bardzo różne od nas.
Bohaterem powieści jest ludzkość. Choć obserwujemy na pierwszym planie kilku jej przedstawicieli, np. Joshuę Valiente, Sally, a także istotę zwaną Lobsangiem, to moim zdaniem są oni reprezentantami jednej zbiorowej postaci. Odkrycie nowych światów w ilościach praktycznie nieskończonych spowodowało bowiem olbrzymie zmiany w każdym społeczeństwie. Zdecydowana większość ludzi jest zdolna przekroczyć do równoległych światów. Jedynie garstka nie ma tej możliwości i odrzuca ją jako z gruntu złą. Jednak stosunek do nowych ziem jest zróżnicowany. Jedni są kolonizatorami, którzy żyją w zgodzie z miejscem do którego przybyli i tworzą nowe osiedla. Inni starają się prowadzić gospodarkę rabunkową wykorzystując do maksimum nowe źródła cennych surowców. Pojawiają się także odkrywcy, podróżnicy, wagabundzi, łotrzykowie, wędrowni misjonarze i wielu, wielu innych. Jednym słowem ludzie ze wszystkimi pozytywnymi i negatywnymi cechami.
Autorzy kreują w powieści nowy, fantastyczny świat. Każda Ziemia jest inna, ale wszystkie są w jakiś sposób ze sobą połączone. Nie tylko ludzie mogą przechodzić między równoległymi wersjami planety, ale także inne inteligentne istoty. Ponadto powoli odkrywane są prawa, którymi rządzi się nowa rzeczywistość. Pozostają one w większości nie do końca zbadane i być może kolejne tomy przyniosą odpowiedzi na kolejne zagadki. Dzięki temu zabiegowi Czytelnik czuje się współodkrywcą, zastanawia się nad przedstawionym światem i próbuje budować własne teorie. Jednocześnie przykuwa się do książki coraz bardziej.
Długa Ziemia nie należy do gatunku literatury humorystycznej, przy której będziemy pękać ze śmiechu. Nie oznacza to, że jest pozbawiona humoru czy ironii, jednak akcenty są rozłożone inaczej. Większy nacisk został położony na przygodę i akcję. W sposób typowy dla Pratchetta autorzy między wierszami wplatają bardzo istotne pytania dotyczące sensu życia i drogi, którą podąża ludzkość. Książkę można by uznać za esej z zakresu filozofii społecznej, jednak to przesłoniłoby najistotniejszą kwestię: jest to po prostu świetna lektura, która dostarcza Czytelnikowi wiele rozrywki!