Właściwie to zaczęło się od meteorytu, który trafił Alexa w głowę przebijają najpierw dach jego domu. Można powiedzieć, że to powinien być główny wątek powieści, jednak wcale nim nie jest! To zaledwie początek – pretekst, aby powiedzieć coś dużo ważniejszego…
Spektakularne wydarzenie jakim jest uderzenie meteorytu jest opisane moim zdaniem niezwykle… zwyczajnie. Jako osoba przesiąknięta literaturą fantasy oczekiwałem, że od tego momentu zacznie dziać się coś nadzwyczajnego. Można by oczekiwać jakichś specjalnych mocy, które mógłby nabyć główny bohater, albo które mógłby posiadać sam meteoryt. Tymczasem jedyną konsekwencją uderzenia jest epilepsja, której objawy udaje się z czasem załagodzić. Życie Alexa po prostu płynie dalej, i choć niezupełnie przypomina życie sprzed uderzenia, to jednak nie dzieje się też nic nadzwyczajnego. Gdyby nie pierwszy rozdział książki, można by pomyśleć, że kara którą Alex ma odbyć u pana Petersona też nie będzie wiele wnosić do fabuły. Pierwsze wrażenie nie jest zadowalające: Czytelnik nastawiony na szybką akcję czy inne niezwykłości będzie zawiedziony.
Życie głównego bohatera płynie dalej. Kolejne strony pokazują nawiązywanie przedziwnej relacji między młodym chłopcem, a starszym panem Petersonem. Autor niezauważalnymi nićmi łączy Czytelnika za swoimi bohaterami. Robi to tak dobrze, że mimo myśli o porzuceniu lektury w czasie pierwszych stron, moje nastawienie zmieniło się diametralnie już gdzieś w połowie powieści.
Wszechświat kontra Alex Woods to książka dająca przede wszystkim do myślenia. Miałem okazję wymieniać się uwagami na jej temat z osobami, które już ją przeczytały. Po lekturze człowiek przez kilka dni chodzi w innym stanie umysłu i zastanawia się nad najbardziej fundamentalnymi pytaniami, jak na przykład: co dalej zrobić ze swoim życiem? Bo jak górnolotnie by to nie zabrzmiało, książka indaguje Czytelnika o sens życia. Bada delikatnie i z wyczuciem, nie wywleka ostentacyjnie wszystkich brudów na widok publiczny, nie masakruje psychiki zgodnie z niektórymi współczesnymi modami. Po prostu opowiada historię. Trochę przypomina mi w tym miejscu film Prosta historia Davida Lyncha. O głębi życia mówi się bowiem bez szokowania i nie masakrując psychiki Czytelnika, ale mówiąc po prostu o tym życiu ze wszystkimi jego radościami i bólami. Także z tym największym bólem, którym jest śmierć i to, co może ją poprzedzić – utrata samodzielności…
Przypomina mi się mój śp. dziadek, który nigdy nie chciał być dla nikogo obciążeniem. Zarówno jego dzieci jak i wnuki chciały mu pomagać i wyręczać go w czynnościach domowych , lecz on wciąż z uporem odmawiał. Tłumaczył to tym, że gdy raz przestanie to robić, to może okazać się, że już więcej nie będzie w stanie ich wykonać. Wszechświat kontra Alex Woods opowiada właśnie o takim podejściu. O korzystaniu z życia do końca – jak długo się da. Nie chodzi tu jednak o nieokiełznany hedonizm, a o pewną życiową mądrość, radość i odkrywanie osnowy. Bo sens to niekoniecznie tylko coś wielkiego, wzniosłego i odległego: sensem często okazuje się po prostu wolterowska filozofia uprawiania własnego ogródka.
Sięgając po kolejny „super światowy bestseller” można być uprzedzonym. Można się spodziewać, że za takim marketingiem stoi zhomogenizowana papka lub co najwyżej średnich lotów literatura. Tym razem jest inaczej. Książka w pełni zasługuje na swoją popularność. Warto po nią sięgnąć, warto przeczytać, warto zastanowić się na tym, dokąd prowadzi nasze życie. Gorąco polecam lekturę Wszechświata kontra Alex Woods. Jestem przekonany, że przypadnie do gustu szerokiej publiczności.
[…] Kojarzy mi się z filmem Prosta Historia Davida Lyncha. Na stronie jest do przeczytania recenzja Wszechświat kontra Alex Woods. Jeżeli ktoś nie czytał koniecznie powinien. Można się nie zgodzić z rozwiązaniem, które […]