W liceum chodziłem na dodatkowe lekcje niemieckiego. Miła starsza pani, która uczyła mnie języka Goethego mieszkała tuż obok katowickiego Ronda. Moja trasa wiodła tam z Pałacu Młodzieży przez dworzec, pod Superjednostką i Rodnem do tzw. niebieskich blogów. Było szaro i brudno. Było.
W klasie maturalnej chodziłem na zajęcia z angielskiego, które odbywały się w centrum miasta. Gdy kończyły się o dziewiątej wieczorem, a ja wychodziłem na centralne ulice było pusto. Było. Ulica 3. Maja to było torowisko, Mariacka była zwykła ulicą dla samochodów, podobnie Mielęckiego. Były.
Katowice cierpiały na brak ludzi i atrakcji w samym centrum. Akademiki na Ligocie, a więc życie studenckie toczy się zupełnie gdzie indziej. Duże osiedla także poza centrum. Brak licznych i wyjątkowych atrakcji turystycznych powoduje, że można liczyć głównie na mieszkańców miasta. Oni jednak śródmieście odwiedzali tylko w ciągu dnia, aby dojechać, wrócić z pracy, załatwić sprawy w bankach albo ZUS’ie. Na kawiarnie, kulturę było mało miejsca, więc i ludzi nie było. Było.
W Katowicach zmieniło się i zmienia bardzo dużo. Centrum powoli zaczyna żyć. Krokiem milowym było dzisiejsze otwarcie Galerii Katowickiej. Takie centrum handlowe przyciąga bardzo dużo ludzi. Niedługo zostanie także tam otwarte kino, a więc ludzie będą tam przychodzić także po zamknięciu samej galerii. Oznacza to odwrócenie trendu, który narzuciła Silesia City Center, która spowodowała, że ścisłe centrum wyludniło się się jeszcze bardziej. Coraz więcej fajnych miejsc przyciąga. Jest Mariacka, są też puby, kluby, teatry a teraz drugie kino po Heliosie.
Miasto jest coraz ładniejsze, czystsze i ciekawsze. Skończyła się szarość i monotonia. Dzieje się coraz więcej. Galeria jest magnesem, który przyciągnie więcej ludzi. Będzie mogło się dziać jeszcze więcej. A ja mam nadzieję, że na mapie mojego miasta kiedyś zagości jeszcze jedno miejsce – moja księgarnia – kawiarnia.