Już tylko kilka dni dzieli nas od premiery drugiego wydania Słonecznej Burzy szwedzkiej autorki Asy Larsson. Jest to pierwsza i najbardziej osobista jej książka. Sama pisarka została trzykrotnie wyróżnionej przez Szwedzką Akademię Kryminału. Drugie wydanie będzie miało formę zarówno elektroniczną (premiera 19 września), jak i klasyczną (w księgarniach od 26 września). Recenzja ukaże się u nas niebawem. Po niej zrobimy także konkurs, więc śledźcie uważnie naszą stronę!
W oczekiwaniu na wejście książki do księgarń, zapraszamy was do lektury początkowego fragmentu książki.
I NASTAŁ WIECZÓR, I NASTAŁ PORANEK
– DZIEŃ PIERWSZY
KIEDY WIKTOR STRANDGÅRD umiera, tak naprawdę nie jest to jego pierwsza śmierć. Leży na wznak w świątyni Źródła Mocy, patrząc do góry przez ogromne okna w dachu. Zdawać by się mogło, że nic nie dzieli ciała od ciemnego, zimowego nieba.
Bliżej nie możesz podejść, przechodzi przez myśl Wiktorowi. Gdy docierasz do kościoła na wzniesieniu, u kresu świata, niebo jest prawie na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko dotknąć.
Wśród mroku nocy niczym smok wije się zorza polarna. Gwiazdy i planety rozstępują się przed roziskrzonym monstrum, które z wolna toruje sobie drogę przez nieboskłon.
Wiktor Strandgård śledzi spojrzeniem wędrówkę zorzy.
Ciekawe, czy ona śpiewa? — zastanawia się. Tak jak samotny wieloryb w morskiej głębi?
Jakby dosięgnięta jego myślą, zorza zatrzymuje się na chwilę. Przerywa niestrudzoną podróż. Spogląda na Wiktora Strandgårda chłodem zimowych oczu. Bo zaprawdę piękny jest jak ikona, gdy tak leży. Ciemna krew rozlana niczym aureola wokół długich, jasnych włosów. Ogarnia go senność. Właśnie traci czucie w nogach. Już nic nie sprawia mu bólu.
To dziwne, ale leżąc i wpatrując się w oko smoka, myśli o swojej poprzedniej śmierci.
Zjeżdżał wtedy z góry na rowerze. To było na przedwiośniu, zbliżał się właśnie do skrzyżowania ulic Adolfa Hedina i Hjalmara Lundbohma. Radosny, pełen świętej wiary, z gitarą na plecach. Pamięta, jak koła roweru bezradnie ślizgały się po lodzie, gdy rozpaczliwie próbował hamować. Jak kątem oka dostrzegł nadjeżdżającą z prawej strony kobietę w czerwonym fiacie uno. Jak spojrzeli na siebie i pojęli. Świadomość, że oto suną ślizgawką ku śmierci.
Z tym obrazem na siatkówce Wiktor Strandgård umiera po raz drugi w swoim życiu. Już nie słyszy zbliżających się kroków. Jego oczy nie muszą ponownie oglądać lśniącego noża. Jego ciało jest tylko pustą łupiną na podłodze zboru. Przebijaną raz po raz, podczas gdy smok niewzruszenie rusza w podróż po firmamencie nieba.