Polcon to niezwykle ważne wydarzenie dla polskiego świata fantastyki. Konwent miłośników tego obszaru kultury jest corocznie organizowany w jednym z miast i gromadzi kilka tysięcy fanów szeroko pojętej fantastyki. W tym roku miałem okazje brać w nim udział.
Konwent był w tym roku zorganizowany w Warszawie i trwał od 29 sierpnia do 1 września. Ja brałem udział tylko w dwóch dniach (piątek i sobota). W te dni działo się najwięcej ciekawych spotkań, prelekcji i innych atrakcji. W stolicy byłem jednak już w czwartek i wtedy doszły do mnie informacje o niebotycznie długich kolejkach do akredytacji. Na teren konwentu nie może bowiem wejść osoba, która nie opłaciła składki i nie jest oficjalnym uczestnikiem konwentu. Z pewnymi obawami pojawiłem się w piątek przed południem na terenie Politechniki Warszawskiej. Jednak jak się okazało kolejka była krótsza, poza tym osoby, które opłaciły akredytację wcześniej miały osobną, zdecydowanie krótszą. Mimo to problematyczna kwestia czekania w długich kolejkach spowodowała, że pojawiła się alternatywna nazwa konwentu – Kolejkon.
Zacząłem, jak na fana Tolkiena przystało, od prelekcji “Tradycja heroiczna i heroikomiczna w twórczości J.R.R. Tolkiena” pani dr M. Błaszkiewicz. Potem była kolejna na temat średniowiecznych korzeni i tradycji w literaturze fantastycznej. Obie cieszyły się sporym zainteresowaniem. To jest właśnie fenomen tego typu wydarzeń. Zbierają się ludzie w przeróżnym wieku, nieraz przebrani za fantastyczne stwory, a następnie udają się na naukowe prelekcje, których słuchają z uwagą i często zabierają w dyskusji albo wymieniają się swoimi spostrzeżeniami w kuluarach. Szkoły i uniwersytety mogą tylko pozazdrościć. Do końca dnia brałem udział w kolejnych prelekcjach oraz luźniejszych spotkaniach (np. poświęconych wpadkom i bzdurnym pomysłom autorów). Dowiedziałem się też sporo na temat funkcjonowania już jedynego drukowanego czasopisma na rynku, czyli Nowej Fantastyki. Przy okazji tego i kolejnego spotkania, które miało miejsce w piątek rozwinęła się ciekawa dyskusja na temat recenzji książek – jakie powinny być, w jakim kształcie i dla kogo.
Z jednej strony mamy bowiem część recenzji np. we wspomnianej Nowej Fantastyce i na blogach, które są krótkie, nie koniecznie bardzo naukowe, a raczej odpowiadające na pytanie, czy warto daną książkę wziąć do ręki. Zostały one określone przez niektórzy mianem “polecanek”. Według redakcji Fantasy & Science Fiction recenzje powinny mieć charakter dużo głębszy, bardziej literaturoznawczy. Powstał niewypowiedziany głośno zarzut, że “polecanki” są z zasady nic nie warte i nie powinno ich w ogóle być. Moim zdaniem zarzut niesłuszny, gdyż obie formy są wartościowe i obie powinny mieć swoje miejsce. Wszystko zależy od tego, do kogo są adresowane. Część recenzji jest skierowanych do czytelników poszukujących dobrej lektury. W powodzi nowych tytułów trzeba wybrać te, które mają potencjalną wartość dla czytelnika. Stąd konieczność pisania recenzji mocno oceniających (warto albo nie warto przeczytać). Kim innym jest czytelnik, który książkę już przeczytał i chciałby czegoś więcej się o niej dowiedzieć. Ten chętnie przeczyta recenzję pogłębioną naukowo, która odkrywa przed nim różne powiązania literackie czy ogólnokulturowe. Kryterium oceny na temat czy warto daną książkę przeczytać już w nich nie obowiązuje, wszak książka jest już przeczytana. Jednak nie mogę zgodzić się z zarzutem, że któraś z tych form jest gorsza czy lepsza. Są to różne rodzaje recenzji i oba są potrzebne.
Ostatnim moim punktem piątkowego programu było uczestnictwo w rozważaniach o czasie w science-fiction J. Clute. Jest to bardzo ciekawy człowiek, współautor Encyklopedii Science-Fiction. Niestety spotkanie było niewypałem. Osoba, która tłumaczyła wtrącała bardzo dużo swoich przemyśleń. Samo tłumaczenie zajmuje już wiele czasu, a takie dodatkowe wtręty jeszcze utrudniają. W końcowym efekcie zostało powiedziane niewiele w temacie, a spotkanie się na tyle wydłużyło, że już nie warto było iść spóźnionym na kolejne.
Przy tej okazji wychodzi jeden z minusów organizacyjnych. Spotkania powinny rozpoczynać się o pełnej godzinie i trwać 50 minut. Wtedy uczestnicy mają 10 minut przerwy na przejście z sali do sali, a tłum pchających się do środka i mocno zniecierpliwionych ludzi nie utrudniał wychodzenia innym. Niestety na niektórych spotkaniach zabrakło przedstawiciela organizatorów. Przydałbym się ktoś, kto pod koniec spotkania dałby znać osobie, że jej czas się kończy i dopilnował punktualnego końca. Ponieważ było jednak inaczej czasami między spotkaniami była cała minuta przerwy, w trakcie której trzeba było przemieścić się w inne miejsce budynku, bez szans na wizytę w toalecie, jeżeli nie chciało się być spóźnionym.
Sobotę rozpocząłem warsztatami na temat recenzji literackich, które warsztatami nie były. Został tam zaprezentowany styl recenzji w Fantasy & Science Fiction, o czym już wspominałem. Ciekawe było spotkanie na temat wydawanych w Polsce antologii science-fiction i sposobie, w jaki wydawnictwo Solaris radzi sobie w trudnej sytuacji na rynku książki. Przyjęli oni koncepcję druku na życzenie, przez co nigdy nie zalega im zbędny nakład. Przy okazji przewinął się też wątek monopolów, które niszczą nasz rynek.
Jednym z ciekawszych spotkań tego dnia była prelekcja M. Przybyłka Nazgule, Sithowie, Odlot, czyli co łączy Upiory Pierścienia, Sithów i Charlesa Mutza. Tematyka dążenia do sukcesu, którego pragnienie może nas zniszczyć jak Pierścień Nazguli rozważana właśnie w kontekście fantastyki okazała się dla mnie niesamowicie interesująca. Prelegent był bardzo dobrze przygotowany, a jego wystąpienie było ciekawe i rzeczowe. Kolejne panele i spotkania okazały owocne i interesujące. Dyskusje o słowiańskiej fantasy i tym, czy w ogóle można o takowej mówić oraz fantastyce socjologicznej były kolejnym dowodem na to, że na konwentach tematy ambitne są obecne. Na gali nagrody im. Janusza Zajdla nie byłem, uczciwie się przyznaję. Wybrałem piwo ze znajomą, gdyż musiałem potem wracać pociągiem do Katowic. Dzięki fan page Polconu wiem, że w obu kategoriach nagrodzony został Robert M. Wegner. Autorowi gratuluję!
Wiele jeszcze można by pisać na temat polconowych wydarzeń. Minusy są widoczne – problem kolejkowy i organizacji całości tak, aby wszyscy mogli uczestniczyć w wybranych wydarzeniach bez spóźnień i siedzenia na ścianach (niektóre sale były zdecydowanie za małe). Wadą było też rozbicie konwentu w kilka miejsc. Część targowa była oddalona od głównej i nie było tej przyjemnej możliwości, aby po prostu w przerwie między prelekcjami podejść do któregoś ze stoisk, pooglądać towary i może coś kupić. Trzeba było po prostu wybrać się tam raz, kupić co trzeba i szybko wracać.
Jednak w moim odczuciu dominuje to co pozytywne. Niesamowita atmosfera, wspaniali i ciekawi ludzie, bogaty program. Polcon był kapitalną odskocznią od codziennego korporacyjnego świata. Przez dwa dni widok księżniczki Lei, elfów, sarmatów i innych stworzeń i ludzi był zupełnie naturalny. Tej swobody, inwencji, świata wyobraźni brakuje na co dzień. Kapitalna była obecność dzieci, które świetnie się bawiły i przy okazji poznawały bogactwo świata literackiego i kulturowego. Niedogodności nie przeważyły i było to po prostu świetnie spędzony czas. Nie mogę się doczekać następnego, który będzie o wiele bliżej, bo w Bielsku-Białej!
Sporo też pisaliśmy na bieżąco na Twitterze z hashtagiem #Polcon. Na deser kilka zmontowanych migawek z Polconu.
kolejcon <3
Niestety też byłam na tym spotkaniu, które według rozpiski miało być warsztatem pisania recenzji. Skończyło się na długich dygresjach prowadzącego o jego życiu zawodowym i reklamowaniu czasopisma, którego jest redaktorem naczelnym. Ludzie siedzieli z notatnikami z nadzieją, że zdobędą jakieś wytyczne, na darmo. Do tego kilka niepotrzebnych pytań od “publiczności” przerodziło się w dyskusję, która nie miała żadnego znaczenia dla warsztatów, a miałaby sens w jakimś oddzielnym panelu na temat rodzajów recenzji itp. Proponuję następnym razem przygotować się lepiej i liczyć się z uczestnikami 🙁 Wierzę autorowi tego tekstu, że spotkanie z Johnem Clute było klapą, bo przecież rozmowę prowadził ziomek od tych pseudowarsztatów…