Nie wiem co mnie naszło. Czy to upał czy co, ale od jakiegoś czasu wewnętrzna cholera mówi: lżej. Chodzi oczywiście o moją wagę. Nie przeszkadza mi ona szczególnie na co dzień. Jeszcze nie dostaję śmiertelnego zadyszki wchodząc na piąte piętro, na którym mieszkam (winda jest zepsuta). Spocę się w upały, ale jakiś antyperspirant załatwi sprawę. Mimo to po raz pierdyliard tysiąc setny spróbuję poprawić swoją kondycję i wygląd.
Minusy obecnej sytuacji takie jak brak wystarczającej ilości X w standardowej rozmiarówce, cycki podskakujące przy bieganiu czy ciąża pozamaciczna jakoś mi nie przeszkadzają. Właściwie to zacząłem z tego po prostu żartować, mieć to głęboko d* i się nie przejmować. Greenpeace na plaży jeszcze mnie nie wrzuca do morza… oh wait, ja nie chodzę na plażę! Tak czy siak jakoś mi to nie przeszkadza, a motywacja do zmiany tego stanu rzeczy leży i kwiczy… przynajmniej do tej pory.
Nie wiem czy coś się zmieniło. Moja waga standardowo oscyluje wokół 125% ze 100 kg. Ratuje mnie wzrost, dzięki któremu “aż tak nie widać”. Jednak mimo to gdzieś coś kusi, żeby wrócić do tego co było kiedyś, a było dużo mniej.
Jednym z ratunków na zaistniałą sytuację stała się aplikacja Endomodo. Dzięki niej można… dzielić się swoimi treningami na Facebooku. Mnie to średnio interesuje, żeby obserwować swoje treningi (choć może w przyszłości będzie fajnie obserwować postęp), ale to dzielenie się motywuje. Tak więc zacząłem trochę biegać po długiej, długiej przerwie. Pojawił się największy motywator, przyjemność z samego biegania i tego fajne uczucie zmęczenia po wszystkim. Energetyzująca muzyka pomaga nie myśleć o zmęczeniu. Są jednak sprawy, które powstrzymują od działania, czyli ludzie…
Śmiechy za plecami, bo taki grubas biegnie i sapie jak lokomotywa, bo wolno i bez lekkości. Ktoś napisze zgryźliwy komentarz na Facebooku, że “tylko tyle” itp. Najlepszym sposobem na to jest mieć to głęboko w d*. Naprawdę! Niech się leszcze gonią! Ładnie to ujęła moja znajoma:
[Imię wycięte], nie mierz wszystkich swoją miarą, nie wszyscy mają wbudowaną fantastyczną kondycję – trzeba od czegoś zacząć, a takie passive agressive komentarze tylko zniechęcają… ja Ci gratuluję Jaśku :* byle nie zatrzymać się na tym 😀
Nie znam oryginalnego komentarza, więc nie chcę nic zarzucać jego autorce. Po sobie wiem, że ciężko jest przełamać się wśród negatywnej atmosfery. Nawet takiej najbardziej anonimowej, która obserwuje nasze starania w parku. Dlatego jeszcze raz: niech się gonią, bo dosadniej nie wypada na blogu. Ludzi nie zmienimy, ale swoje nastawienie tak. Od kiedy sam zacząłem żartować o swoich cyckach, łatwiej mieć wy*** na wszystkie komentarze i nie zwracać uwagi na opinie innych, gdy mają mnie zdemotywować.
Ten wpis jest po to, aby było jak najmniej hejtu na zabierających się za siebie, a jak najwięcej wsparcia. Dla takich jak ja jest ono bardzo potrzebne. Poza tym ten wpis jest po to, żeby ogłosić światu, że biorę się za siebie po raz pierdyliard tysiąc setny i kto wie, może tym razem wyjdzie! Zresztą, co mi zależy: Na pewno wyjdzie!
cho do wpkiw to pobiegamy razem, ja też ledwo powłóczę nogami, ostatnio przebiegłem 2 min bez zatrzymywania się – nowy rekord 😉 hehe cos nie mogę Cie znaleźc na endo..
Moje Endo: http://www.endomondo.com/profile/11203133
Do WPKIW spoko, choć daleko dla mnie (tzn. musiałbym jechać tramwajem, a powrót komunikacją publiczną po treningu to zabójstwo dla otoczenia). Ty niemniej można się zgadać.
Jest do czego wracać… Życzę wytrwałości!
Janek, sorry za spoufalanie się i mocne słowo, ale jak cię czytam to cię kocham po prostu!
Na wszystko wyznaczona jest godzina pod niebem. A na początek warto wyrzucić pieczywo i słodycze i życzę powodzenia 🙂