Stare gry mają swój niezaprzeczalny urok. Nie pamiętam już kto wspomniał na Twitterze, że można ściągną na tablet słynną Dune 2. Gdybym wiedział, oskarżyłbym go o zabranie mi całego dnia!
Pamiętam jak z bratem graliśmy nią od rana do wieczora. To była jeszcze Amiga 600, a nie żadne IBM (jak się wtedy mówiło na PC, choć Amiga to też PC). Wgrywanie kolejnych leveli z dyskietek i ten ból, gdy po najtrudniejszej wtedy dla nas, piątej misji pojawił się komunikat “please enter disk 0”. Takiego oczywiście nie było, a misję przyszło nam przechodzić jeszcze raz.
Gra jest oparta na powieści Franka Herberta Diuna. Jak to z grami bywa, fabuła luźno trzyma się książkowego wzoru. Zamiast dwóch domów Atrydów i Harkonenów mamy trzy (są jeszcze Ordosi). Możemy grać jednym z nich, a celem jest opanowanie planety Arrakis, czyli Diuny, na której znajduje się bezcenna przyprawa. Właściwie to dzisiaj spice tłumaczy się jako “melanż”, ale ja pamiętam to bardziej dosłowne określenie z dzieciństwa. Przyprawa nie występuje nigdzie indziej w kosmosie, tylko na tej jednej planecie. Jak dzisiaj o ropę, tak w odległej przyszłości potęgi kosmosu walczą o te bezcenne złoża.
Wstyd przyznać, ale zawsze grałem rodem Harkonnenów. W książce jest to jednoznacznie zła strona konfliktu. W grze widać to dużo mniej, jednak można zauważyć, że wybór tego domu jest wyborem strony chciwej, chytrej i okrutnej. Nimi też chyba najłatwiej się gra. Kiedyś przeszedłem grę także Atrydami i próbowałem Ordosami (ale nie pamiętam rezultatu). Gra zachwycała zupełnie nowym stylem dowodzenia. Od niej zaczęły się wszystkie tego typu strategie i nie byłoby Starcrafta gdyby nie poczciwa Diune 2. Moduł sztucznej inteligencji miał w sobie sporo błędów, ale jakoś i tak nikt na to nie zważał. Gra uchodziła za trudną do przejścia i poświęcało się jej wiele godzin i dni. Jak ona wciągała!
Te stare gry miały właśnie to coś. Nie grafikę, nie świetny dźwięk, ale coś co bodajże w Secret Service, czasopiśmie o grach, nazywano miodnością. Gdy odpaliłem ją na swoim Galaxy Tab 2.0 Arrakis porwała mnie w swój świat tak jak kiedyś. Znów dowodziłem oddziałami Harkonnenów, aby zawładnąć najcenniejszym surowcem wszechświata. Niesamowity wyścig z czasem, aby rozbudować swoją bazę i obronić się przez pierwszymi najazdami nieprzyjaciół. Potem budowa własnej armii i jazda na wroga. Kolejne obszary do opanowania, nowe technologie poznawane w kolejnych misjach. To co było też tak wyróżniające tą grę to fakt, że każdy ród miał swoje, nie powtarzalne technologie. Taki sonic tank Atrydów mógł uczynić spore spustoszenie w bazie.
Uzależniające stare gry wydają się być słabe przy tych nowych, “lepszych”. Jednak to właśnie one po tylu latach potrafią przyciągnąć uwagę gracza na bardzo długi czas, co w XXI wieku jest bardzo trudne. Bardzo się cieszę, że po ponad 20 latach (sic!) znowu zniknąłem w świecie Diune. Chyba znowu sięgnę po książkę, a może nawet film i przypomnę sobie kolejne fascynujące chwile spędzone na pustynnej Arrakis.