Świat obiegła niesamowita informacja. Oto okazało się, że autorka Harriego Pottera napisała kryminał The Cuckoo’s Calling pod pseudonimem Robert Galbraith. Prawdziwe autorstwo powieści było kwestionowane już od jakiegoś czasu, między innymi z powodu… zbyt dokładnych opisów kobiecych ubrań!
Akcja powieści jest zbudowana wokół śmierci modelki, która ginie spadając z balkonu. Jej brat wynajmuje prywatnego detektywa, aby wyjaśnił tajemnicze okoliczności tej śmierci. Sunday Times zakwalifikował tę książkę jako “klasyczną powieść kryminalną” w stylu PD Jamesa i Ruth Rendell.
Podejrzenia co do osoby autora pojawiały się prawie od premiery. Galbraith i Rowling mieli tego samego wydawcę i redaktora. Co więcej, niewiarygodnie dokładne opisy kobiecych ubrań nie pasowały do męskiego autora. Wątpliwości rozwiała sama Rowling w ten weekend:
Miałam nadzieję, że utrzymam ten sekret nieco dłużej, gdyż ukrywanie się pod pseudonimem Robert Galbraith było wyzwalającym eksperymentem. Wspaniale było publikować bez rozgłosu i oczekiwań oraz słuchać opinii skierowanych do zupełnie innej osoby.
Jednak czy to na pewno była tylko chęć uwolnienia się od “ciężaru” sławy? Coraz częściej książkom towarzyszy kampania reklamowa nastawiona na osiągnięcie bardzo dużego rozgłosu wszelkimi możliwymi sposobami. Podobno sam Kod Leaonarda da Vinci sprzedawał się bardzo słabo, dopóki ktoś nie wpadł na pomysł zapytać wysokich dostojników kościelnych czy akcja książki jest zgodna z faktami historycznymi. Potem już samo poszło. Jak w życiu celebrytów, tak w życiu autorów i książek plotki i ploteczki podnoszą sprzedaż. Skoro poprzednia książka Rowling nie okazała się takim hitem jak seria o Potterze, to może dlatego spróbowano takiej drogi?
Trudno ocenić jednoznacznie takie działania. Z jednej strony sprowadzają one świat książek do świata z ilustrowanych gazet o celebrytach. Z drugiej natomiast może więcej osób sięgnie do wypromowanych w ten sposób książek i w ogóle zacznie czytać. Jak Wy sądzicie?
Skoro przed ujawnieniem tożsamości autorki książka sprzedała się w nakładzie 1500 egzemplarzy, a po deklaracji J.K. Rowling sprzedaż wzrosła o … 150 000 %, to wszystko wskazuje na to, że był to celowy, przemyślany krok marketingowy. Tak przynajmniej może wynikać po lekturze opinii w anglojęzycznym Internecie.
http://www.huffingtonpost.com/2013/07/13/jk-rowling-pseudonym-robert-galbraith_n_3592769.html?1373760045
Poprzednia książka Rowling nie okazała się hitem, bo była po prostu słaba. W porównaniu z Harrym Potterem była nudna, męcząca i kompletnie bez ciekawej fabuły, choć ludzie i tak kupowali ją z ciekawości – jak Rowling poradziła sobie z czymś innym. Jakoś “trafny wybór” tak mnie zniechęcił, że nawet specjalnie nie chcę sięgać po ten “nowy” kryminał, ale jak zwykle – trochę szumu zwiększa sprzedaż.