Olga Gromyko, Zawód: wiedźma część II, tłum. Marina Makarevskaya, (tyt. org. Профессия: ведьма), [Fabryka Słów], Lublin 2007
Olga Gromyko jest białoruską pisarką fantasy. Pracuje w Instytucie Naukowo – Badawczym epidemiologii i mikrobiologii. Obecnie mieszka w Mińsku.
Ruda wiedźma wróciła! Tak samo wredna jak poprzednio, z jeszcze bardziej ciętym językiem. Tym razem Wolha dostaje od mistrza zadanie pilnowania szkolnej bramy w Święto Plonów. Jest to o tyle upierdliwe zajęcie, że nie sposób zapanować nad bandą rozochoconych młodzieńców i dziewcząt w świątecznym dniu. Główne plany na spędzenie go oscylują bowiem wokół pochłaniania napojów alkoholowych, mizdrzenia się po kątach i robienia wszystkiego tego, co zakazane.
W środku nocy do drzwi Uczelni puka wędrowiec, okazuje się nim Len, władca Dogewy i przyjaciel Rudej, którego znamy już z poprzedniego tomu. Len przybył w odpowiedzi na zaproszenie do udziału w Turnieju Łuczniczego. Do przedmiotowego konkursu staje również Wolha, która dzięki sprytowi wygrywa zawody. Główną nagrodą jest miecz wielkiego bohatera wszystkich czasów i narodów, sławionego w legendach i balladach rycerza, Uliona Smokobójcy. Miecz nie prezentuje sobą wielkiej wartości, nie jest już orężem, którego można użyć przeciwko wrogom. Jest antykiem, zresztą średnio cennym. W momencie, kiedy Wolha ma odebrać nagrodę z rąk króla Belorii, spod ziemi wydostaje się stworzenie zwane wałdakiem, kradnie nagrodę i ucieka.
Wśród tłumu wybucha panika, pościg nie ma najmniejszych szans na odebranie złodziejowi łupu. zasadzka przygotowana przez Lena, Wolhę i Wala (zaprzyjaźnionego trolla) także nie powstrzymuje zachłannego stworzenia, a kończy się katastrofą. Ludzie odkrywają, że Len jest wampirem. Na ich oczach przemienia się w śnieżnobiałego wilka i ucieka. Odnajduje się wieczorem w pokoju dziewczyny. Jak gdyby nigdy nic śpi spokojnie i zupełnie nago, w jej łóżku.
Okazuje się, że miecz sam w sobie nie był dla Lena ważny. Chodziło o kamień, który był w nim osadzony. Jest to ostatni artefakt brakujący do zamknięcia wiedźmiego kręgu w Dogewie. Lenowi zależy na odzyskaniu go do tego stopnia, że postanawia wraz z Wolhą udać się na poszukiwanie miasta wałdaków. Wal dołącza do nich i w tym osobliwym trójkącie zaczynają swoją misję. Oczywiście po drodze spotkają ich wszystkie możliwe utrudnienia, z kłótniami wewnątrz zespołu na czele. Czy uda im się odnaleźć kamień? Sprawdźcie sami.
Kolejny tom opowieści o rudej wredocie jest chyba jeszcze lepszy od poprzedniego. Inna rzecz, że ja najzwyczajniej w świecie zaczynam identyfikować się z Wolhą. Pytanie, czy mi to nie zaszkodzi. Tak czy inaczej, książka jest świetna, do pochłonięcia w jedno popołudnie. Wciąga i pozwala na chwilę zapomnieć o otaczającym nas świecie, jednocześnie stanowiąc świetną rozrywkę. Olga Gromyko i jej wiedźmie książki znajdą miejsce na mojej półce i moim czytelniczym sercu na bardzo długo 😉
W tekście zrobiła się z części “II” “III” – to jedno. Drugie: to nie jest recenzja tylko streszczenie – przynajmniej połowy książki. Gdybym nie czytała jej wcześniej, miałabym Ci za złe opisanie fabuły na tyle dokładne, że straciłabym chęć wzięcia się za lekturę.
Dzięki z zwrócenie uwagi na błąd. Poza tym postaram się zamieszczać w recenzjach mniej spoilerów. Pozdrawiam.
Na szczęście czytałam – i uwielbiam Wolhę. Dobrze wiedzieć, że ktoś również szaleje na punkcie wiedźmy ;).