Na poważnie

Drożej, drożej, coraz drożej

Written by Ioannes Oculus

kzkgop-drogoCeny biletów komunikacji miejskiej na śląsku znowu idą w górę. Od 1 marca płacimy średnio 8% więcej. Czy będzie się to przekładać na jakość usług? Niestety niewiele postępów widać w tej dziedzinie.

Za co mam płacić, skoro autobusy ciągle się spóźniają – powiedział jeden z moich znajomych, który od dwóch lat jeździ na gapę. Faktycznie, punktualność komunikacji na Śląsku ciągle pozostawia wiele do życzenia. Stan techniczny wielu pojazdów także pozostawia sporo do życzenia. Z drugiej strony pewien postęp jest zauważalny. Część torowisk jest remontowana, Powoli (bardzo powoli) modernizowany jest tabor. Jednak daleko nam jeszcze do stanu, który można by określić jako zadowalający.

Jako pasażer jestem z pewnością osobą wymagającą. Chciałbym mieć wszystko tanio, szybko, spod domu wprost do miejsca docelowego. Brzmi nierealnie, prawda? Jednak coś chyba da się się zrobić, aby transport publiczny był bardziej przyjazny dla pasażera. Choćby sprawa biletów. Ciągle mało jest automatów do ich zakupu, do nie można zapłacić w nich przy pomocy karty. Może warto by było zainwestować w urządzenie, w którym można by płacić kartą zbliżeniową, stworzoną właśnie dla mikro-płatności? System smsowy też nie jest zbyt przyjazny. Przyznam się, że poddałem się. Miałem podbramkową sytuację, gdy w jedynym pobliskim sklepie nie było biletów, a nie chciałem ryzykować, że motorniczemu też by ich zabrakło. Naiwny byłem sądząc, że po prostu wyślę smsa za ileś tam złotych plus VAT, a w zwrotnym przyjdzie kod czy coś innego, co będzie moim biletem. Dla mnie najwygodniejszym systemem byłby po prostu PayPass. Wchodzę do autobusu, przykładam kartę i po chwili mam wydrukowany bilet. Na ruchliwszych przystankach to samo mógłbym oczywiście zrobić w automacie. Przy dobrym rozplanowaniu można by w ogóle poniechać dystrybucji w kioskach. Wszystko można by kupić w automatach na przystankach, ew. w samych środkach transportu, smsem, aplikacją na telefonie. Do tego im mniej wersji drukowanych, tym lepiej. Ciekawym rozwiązaniem byłaby karta pre-paid. Po jej wykupieniu wystarczyłoby ją doładowywać potrzebną kwotą, a rozpoczynając podróż wystarczyłoby “skasować bilet” zbliżając kartę do kasownika. Kontroler łatwo by mógł przy pomocy odpowiedniego urządzenia (czytnika) sprawdzić, czy karta została “skasowana” na dany przejazd.

Problem gapowiczów? Łatwość dostępu do biletów oraz niższe ceny wytrąciłyby część argumentów osób jeżdżących na gapę. Nie łudzę się jednak, że tym samym te osoby zaczną dobrowolnie kupować bilety. Dlatego należałoby opracować odpowiedni system kontroli, aby liczba pasażerów odpowiadała liczbie skasowanych biletów. Jest to jedna strona medalu. Nie wystarczy bowiem kampania negatywna (nie skasujesz – zostaniesz ukarany), potrzebna jest ta pozytywna. Dobry, wartościowy i właśnie pozytywny przekaz – skorzystaj z naszych usług płacąc bilet i… zaoszczędź na benzynie, bądź eko, miej czas na czytanie książek, bądź wszędzie szybko i bez stania w korkach.

Z tym ostatnim niestety jest problem. Z własnego doświadczenia wiem, że samochodem w korku dojadę szybciej niż tramwajem (bez korków) na trasie dom – centrum Katowic. Z Piosku w Mysłowicach do Altusa czas podróży samochodem to maksymalnie 20 minut (przy sporych korkach, np. przed ósmą rano w kierunku na centrum, czy w odwrotnym kierunku po piętnastej). Wprost spod mojego mieszkania odjeżdża także tramwaj nr 14. Według rozkładu do Rynku powinien jechać pół godziny (nie stojąc w korkach), co jeszcze nigdy się nie sprawdziło. Odległość to około 8 kilometrów. Na pokonanie takiej odległości potrzebny jest niecały litr benzyny, mniej niż 5 zł. Bilet to więc oszczędność niewiele ponad 1 zł, ale dłuższa podróż, czekanie na tramwaj, konieczność zakupu biletu i podobne niedogodności w drugą stronę. Do tego brak swobody, jeżeli po pracy chciałoby wybrać w innym kierunku. Człowiek jest zwierzęciem leniwym, więc mając możliwość wyboru wolę wsiąść w samochód i być na miejscu dużo szybciej, mimo że drożej (choć niewiele).

Kolejnym narzekaniem będzie kwestia skomunikowania wzajemnego różnych miejsc aglomeracji. Przesiadka jest niewygodnym rozwiązaniem, często jeszcze bardziej zmniejsza się przez to opłacalność podróży. Tak popularny cel, jakim jest np. Silesia City Center jest około 2 km dalej ode mnie niż Altus. Samochodem? Złotówka więcej w jedną stronę i jakieś pięć minut maksymalnie. KZK GOP? Przesiadka na rynku (i kupno nowego biletu), kolejne 15-20 minut w tramwaju. Wyjściem jest bilet okresowy, który jednak jest opłacalny dopiero wtedy gdy wykonujemy min. 40 przejazdów, na które jest potrzebny bilet za 3,80 zł (cały czas mowa o biletach na dwie strefy, na trasie Mysłowice – Katowice). Im dłuższa trasa, tym gorzej. Dłużej, drożej i więcej przesiadek. Wsiądę w samochód i jestem, szybko i wygodnie .

Jak już wspomniałem jestem leniwy. Do tego stopnia, że rozkład jazdy, a właściwie jego sprawdzania jest moim wrogiem. Idealnie byłoby, gdybym nie musiał go znać, a przychodząc na przystanek od razu mógłbym wsiąść do autobusu czy tramwaju. Wiadomo, że byłoby to za piękne, jednak gdy kolejne odjazdy są w godzinnych odstępach, to korzystanie z transportu publicznego zaczyna mijać się z celem. Na miejscu będę spóźniony o 5 minut, czego np. pracodawca nie dopuszcza albo prawie godzinę przed czasem. Zamiast dużych autobusów czy tramwajów na dwa wagony można by puścić mniejsze, za to częściej. Także w godzinach mniej standardowych, czyli np. po 18. Przynajmniej do godziny 22 komunikacja powinna być dostępna w miarę często. W nocy także, gdyż wydostanie się nawet z centrum Katowic po 24 może graniczyć z cudem.

Gdy do tego zimą w środkach transportu jest zimno, a w lecie szklarnia, wtedy zupełnie się odechciewa. Po prostu po co, skoro nie widać przewagi nad samochodem? Tańsze bilety, lepsze skomunikowanie i częstsze połączenia są więc konieczne, aby przekonać ludzi do zmiany swoich przyzwyczajeń. Naturalnie potrzebna byłaby też interesująca, przyciągająca uwagę kampania promująca inny styl poruszania się. Niestety jak widać KZK GOP nie ma innego pomysłu na siebie jak podnieść ceny biletów i trwać w kłótniach pomiędzy miastami. O futurystycznych wizjach możemy więc jedynie pomarzyć. Szkoda, że w XXI wieku na Śląsku w tej dziedzinie zamiast się rozwijać ciągle stoimy w miejscu.

About the author

Ioannes Oculus

I am addicted to languages, both modern and ancient. No language is dead as long as we can read and understand it. I want to share my linguistic passion with like minded people. I am also interested in history, astronomy, genealogy, books and probably many others. My goals now are to write a novel in Latin, a textbook for Latin learners, Uzbek-Polish, Polish-Uzbek dictionary, modern Uzbek grammar and textbook for learners. My dream is to have a big house in UK or USA where I could keep all my books and have enough time and money to achieve my goals.

1 Comment

  • Wiesz co Jasiu, mówisz o tych “nierealnych” sprawach – odkąd zacząłem studia na KUL-u widzę dokładnie to, o czym mówisz w Lublinie. Zimna i biedna strona Polski, ale wpadli na to, że zamiast budować automaty na każdym przystanku, łatwiej jest je wsadzić do każdego (niemal) autobusu. Choć jeszcze nie jest zbliżeniowo – już można płacić kartą miejską, a bilety mogą być od razu na tę kartę “wgrywane” (jak zwał tak zwał) – oczywiście można też monetami, i dostać zwykły papierowy bilet. Autobusów i trolejbusów jest tam dużo, nawet o piątej rano wiele linii jeździ co kwadrans (tylko w weekendy transport publiczny mocno tam zamiera – nie mam pojęcia czemu), a kontrolerzy są – uwaga – w kamizelkach odblaskowych, i w dodatku połowa z nich to kobiety.
    W związku z tym zupełnie inaczej się tam reaguje na kontrolera. Nie masz wrażenia że “zostałeś przyłapany” – mnie tu u nas czasem adrenalina podskakuje, mimo że mam bilet – taką wywołują reakcję te podchody kontrolerów. A tam wiesz z góry, że będzie kontrola, widzisz ich przez okno, wsiadają, sprawdzają bilety i karty miejskie, “dzień dobry”, “do widzenia”, jak ktoś nie ma biletu to się nawet specjalnie nie kłóci tylko wypisują co trzeba. Ale najlepsze jest, kiedy musi taki kontroler jeszcze trochę podjechać tym autobusem – i oni jadąc sobie uprzejmie rozmawiają z pasażerami, przyjaźnie jak pracownicy instytucji (czasem nawet zbierają uwagi podróżnych). Nie muszą uciekać jak zdrajcy z tonącego Titanica, bo w założeniu nie są jak CBA, tylko jak obsługa. Dzięki temu wszystkiemu mają najmniej gapowiczów w kraju i ceny średnio o złotówkę niższe niż u nas, przy 90% zadbanych i czystych pojazdów niskopodłogowych (łącznie z trolejbusami) i porównywalnej cenie paliwa, a także szybszym czasie przejazdu, bo oni wiedzą, co to są “bus-pasy”. Da się?

Leave a Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.