Janusz Koryl, Sny, [Dreams], Rzeszów 2011
Janusz Koryl – urodzony w 1962 roku w Rzeszowie, z wykształcenia polonista. Debiutował w 1985 roku zbiorem wieszy Uśmierzanie źródeł. Poeta, autor reportaży, prozaik. Wydał kilkanaście książek poetyckich (m.in. Kłopoty z nicością, Siatka na motyle, Spacer po linie ) oraz dwie powieści: Zegary idą do nieba i Śmierć nosorożca. Laureat wielu ogólnopolskich konkursów literackich.
Akcja powieści toczy się w Dynowie, małej miejscowości leżącej na Podkarpaciu. Pewnej nocy tamtejszy proboszcz – ksiądz Eugeniusz, ma sen. Śni mu się powieszony na konarze mężczyzna, lekko kołyszący się w rytm jesiennego wiatru. Na głowie siedzi mu gawron który zacięcie próbuje dostać się do wnętrza czaski nieszczęśnika. Zły sen jak to koszmar, wzbudza w człowieku trochę strachu i tyle. Niemniej wszystko przybiera innego obrotu kiedy pewnego dnia w lesie zostaje znaleziony mieszkaniec Dyniowa. Okazuje się, że się powiesił. Później robi się coraz bardziej tajemniczo. Ksiądz Eugeniusz miewa coraz więcej koszmarów, które niestety się sprawdzają. Za każdym razem ktoś ginie, a duchowny jest bezradny. Zgłasza swój problem biskupowi, lecz ten sceptycznie spogląda na domniemany dar proboszcza. Kiedy umiera kolejny już parafianin, skołowany ksiądz postanawia zgłosić problem na policję.
Książka Koryla to dobra pozycja na nadchodzącą jesień, ale nieco krótka ( około 140 stron ) i klasy maksimum średniej. Mroczna okładka zdaje się nas zachęcać do zagłębienia się w wnętrze, przyciąga swoją tajemniczością, niemniej w owym wnętrzu nic nas nie zniewala. Sny to po prostu taka sobie powieść grozy. Akcja, mimo dobrego moim zdaniem pomysłu, jest prowadzona mozolnie. Zdania są proste i krótkie – autor specjalnie nas nie zaciekawia. Czytamy książkę nie czerpiąc z niej jakiś większych emocji. Malutko miejsca poświęcono na opisy, co jest dla mnie dużym minusem. Wyczytując z opisu, że akcja ma miejsce na Podkarpaciu, bardzo się rozochociłem, gdyż darze dużą miłością tamtejszą część Polski. Niestety muszę przyznać, że się rozczarowałem, gdyż o przyrodzie, miejscach czy krajobrazach nie ma w powieści ani słowa. Fabuła jest dosyć prosta, nierozwinięta, wszystko toczy się wkoło snów i zabójstw. Nadprzyrodzony dar księdza po prostu jest, nijak nie wyróżnia się spośród całości. To co miało być sednem zlewa się w jedną całość – bezbarwną i średnio ciekawą.
Sny to powieść dosłownie na jeden wieczór i chyba też ten fakt przyczynił się do moich niezbyt pozytywnych słów. Doceniam to, że autor skupił się na akcji i skrupulatnie ukazywał nam jej oblicze, ale jak dla mnie to zbyt mało. Książka bogatsza o opisy, bardziej buduje klimat. I wtedy może także bardziej poczuł bym atmosferę tajemniczości i grozy. Język powieści także nie jest jakoś specjalnie trudny, co tworzy te 140 stron jeszcze krótszą rozrywką. Na słowo pochwały zasługuje zakończenie, które mimo wszystko jest intrygujące i trudne do przewidzenia. Ono chyba ratuje powieść i w rezultacie dodaje kilka punkcików do ogólnej oceny.
Ocena: 4/10