Skończył się kolejny rok szkolny. Uczniowie z radością opuścili szkolne mury. W tym roku patrzę na edukacyjne perypetie trochę z boku, bo nie pracowałem w szkole. Niestety widzę jak nasza edukacja coraz bardziej obniża loty. Jedynym pozytywnym akcentem ostatnich lat było wprowadzenie matematyki na maturze. Niestety inne sprawy ucierpiały bardzo mocno. Uczniowie coraz mniej czytają, zamiast całych książek pojawiają się fragmenty. Kiedyś w szkole podstawowej za lekturę mieliśmy pierwszy tom Władcy Pierścieni. Było to źródłem ciekawych sporów między mną a resztą klasy, która nie przeczytała całości. Nie da się moim zdaniem zinterpretować dzieła po jego fragmencie. To trochę tak, jakby oceniać obraz, widząc tylko jego fragment. Niby to już coś, ale o całości i tak nie da się wypowiadać.
Zmniejszono także ilość lekcji historii. Przedmiot, na którym powinno uczyć się interpretacji tekstów, myślenia, łączenia faktów, krytycznego spojrzenia na to, co się czyta, jest spychany do lamusa. Nie wspominając o takich oczywistościach jak znajomość dziejów własnej ojczyzny. Historia magistra vitae est – to powiedzenie jest nadal aktualne. Należy uczyć się na błędach przodków i naśladować ich zalety. Co więc kieruje interesem tych, którzy ograniczają ilość godzin z tego przedmiotu? Chęć ogłupienia czy wynarodowienia? Może jedno i drugie? Wtedy uczeń łatwiej łyknie papkę podawaną przez media, bo nie będzie potrafił się do niej krytycznie odnieść. Łyknie wszystko, a to może okazać się na rękę rządzącym, szczególnie jeżeli ich rządy są obiektywnie nieudolne.
Czas końca roku, to też czas kolejnych egzaminów (gimnazjalnych, maturalnych). Ktoś powiedział słusznie moim zdaniem, że “testy są dla idiotów”. Niestety polskie egzaminy stają się coraz bardziej testowe. Ułatwia to z pewnością obiektywizm oceniania, jednak obniża wymagania wobec ucznia. Zakreślić jedną z trzech odpowiedzi można “na chybił trafił”, a napisać kilka zdań staje się problemem. Wpływ na jakość wypowiedzi pisemnych ma oczywiście internet i sposób komunikowania się przy jego użyciu, ale to osobna sprawa.
Do paradoksów polskiej edukacji dorzućmy coraz niższy autorytet nauczyciela, który zamiast uczyć staje się z konieczności biurokratą. Nie ma czasu ani sił poświęcić się uczniowi, bo musi wyprodukować stos dokumentów. Koniec roku to okres pod tym względem szczególnie gorący.
Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły, śpiewa Kuba Sienkiewicz. Wybiegły z radością, ale czy mądrzejsze? Po wakacjach większość wróci w szkolne mury, tylko czy czasem nie będzie to kolejny rok edukacyjnej farsy?