Na swojej stronie napisała, że “od zawsze nienawidziła pisać”. Mimo to napisała już trzy książki i na tym nie zamierza poprzestać. Zapraszamy do lektury wywiadu z Izabellą Frączyk!
Kocham Książki: Witam panią bardzo serdecznie. Na początku chciałem się zapytać kiedy i jak przyszedł pani do głowy “ten niedorzeczny pomysł, żeby napisać książkę”, jak sama pani pisze o tym na swojej stronie?
Izabella Frączyk: Witam Pana, witam Państwa.
Pomysł pojawił się niespodziewanie i był na tyle śmiały, że początkowo bałam się o nim komukolwiek powiedzieć. Koniecznie chciałam przelać na papier kilka zabawnych urlopowych historii, których byłam świadkiem. Uznałam, że szkoda by było tak niecodzienne sytuacje pominąć milczeniem. W końcu nie wytrzymałam i w gronie znajomych zapytałam, co o tym sądzą. Po chwili wymownej ciszy przyklasnęli z entuzjazmem pewni, że nic z tego nie wyniknie. Wtedy wściekłam się w duchu, że zwątpili i postanowiłam „naprawdę napisać”. Tak właśnie zaczęła się historia Klary, która w trakcie krótkiego urlopu przeżywa to, co ja widziałam na własne oczy lub znam z relacji naocznych świadków. Mimo że Capie Rogi jawią się jako miejsce nierealne, a wydarzenia jako wręcz niemożliwe czy kuriozalne, miejsce to (prawie) rzeczywiście istnieje, a tamte zdarzenia naprawdę miały miejsce.
KK: Jaka była pani pierwsza książka?
IF: Pokręcone losy Klary w zamyśle miały być sprawdzianem, czy rzeczywiście potrafię napisać książkę, poprowadzić akcję. Dziwnym trafem okazało się, że jednak potrafię. Wciągnęło mnie. Pisząc, momentami dosłownie pękałam ze śmiechu i uznałam, że jeśli Czytelnik choć raz się uśmiechnie, to będzie dobrze. Eksperyment się powiódł. No i worek z pomysłami się rozpruł.
KK: Jakie emocje pani towarzyszyły, gdy się ukazała?
IF: Emocje, które towarzyszą wydaniu czegoś własnego, są nie do opisania. Wbrew pozorom, tych pozytywnych jest jak na lekarstwo, bo przeważa niesłychany stres i strach przed nieznanym. Rynek wydawniczy i księgarski jest tak skomplikowany i mało przewidywalny, że ciężko sobie wyobrazić, jak ciężką szkołę musi przejść każdy autor, a co dopiero nieopierzony debiutant.
Przyznam, że przy pierwszym wydaniu zjadły mnie nerwy. W pewnej chwili sytuacja po prostu mnie przerosła. Machnęłam ręką na ewentualne błędy i niedoskonałości, zdałam się na innych. Teraz tego żałuję, bo mam świadomość, że trzeba było to zrobić lepiej, ze względu na szacunek dla Czytelników. Cóż, mimo tego książka jednak się spodobała i przy okazji wynikła z tego cenna nauka na przyszłość. Teraz już wiem, czym to się je, a uczucia satysfakcji, gdy pierwszy raz widzi się własną okładkę na sklepowej półce, nie da się z niczym porównać.
KK: Jesteśmy też ciekawi, jaka była reakcja znajomych, gdy dowiedzieli się o pani debiucie.
IF: Krótko mówiąc, rodzina i znajomi byli zaszokowani. Na stwierdzenie, że jednak piszę książkę, przyglądali mi się podejrzliwie, niemniej starali się nie przeszkadzać. Pamiętam, jak moja mama zamilkła na dobrą chwilę, zanim z powrotem odzyskała głos i była w stanie wykrztusić z siebie: „Co takiego?! Przecież ty nigdy nie lubiłaś pisać!”.
Rzecz jasna, nie wszyscy wiedzieli o moim pomyśle i dowiedzieli się dopiero po fakcie. Jedni gratulowali z całego serca, drudzy z przekąsem kwitowali krótkim „ach, tak…”, a inni całkowicie nabierali wody w usta.
Co ciekawe, po moim debiucie nagle przypomniały sobie o mnie osoby, z którymi nie miałam kontaktu od wielu lat. To daje do myślenia… (śmiech).
KK: Skąd bierze pani pomysły do swoich książek?
IF: Oczywiście z życia, aczkolwiek z zasobów własnych spostrzeżeń czerpię na bieżąco, w trakcie pisania. Nigdy nie piszę według ustalonego planu. Nie konstruuję pomysłu na książkę, tylko na bohatera i na realia w jakich go „poznaję”. Następnie akcja zaczyna toczyć się sama i nigdy nie znam zakończenia. Z zasady nie opisuję znanych mi osób i moich osobistych przeżyć. Jedynie pojedyncze zdarzenia, podobieństwa, skojarzenia stanowią dla mnie inspirację do tego, jak w danej chwili ulokować bohatera, ale i tak do końca nie wiadomo, jak się sytuacja rozwinie.
KK: Od kiedy pisze pani książki staje się pani bardziej rozpoznawana na ulicy? Zdarzyło się może, że ktoś z tego powodu zagadał do pani na ulicy, prosił o autograf?
IF: Nie jestem rozpoznawana na ulicy i mam nadzieję, że tak pozostanie, bo nie chciałabym, żeby z drzewa przed moim domem zwisał kiedyś jakiś paparazzo i tylko czekał, żeby mi pstryknąć zdjęcie, gdy idę w dresie do sklepu po majonez. Pod tym względem pisarze mają święty spokój, a autografy zazwyczaj wpisują w swoich książkach, do tego w sytuacjach zaplanowanych i w pewien sposób kontrolowanych.
Jeśli już o tym mowa, to nigdy dotąd nawet nie przypuszczałam, że dla tak wielu osób autograf autora jest aż tak cenny. Że tak istotnym i ważnym jest choćby poznanie osoby, która pisze książki. Nawet nie znając jej twórczości. Zdarza się, gdy jestem przykładowo na kolacji u znajomych, że nagle zaczynają (niby przypadkiem) pielgrzymować wszystkie sąsiadki, po to, żeby mnie poznać. To bywa zabawne i bardzo miłe. Moi znajomi żartują ostatnio, że ze mną już nigdzie nie pójdą, bo mając w planach swobodną imprezę przy grillu, muszą się liczyć, że przybędzie tam również procesja koleżanek teściowej, ciotek i sąsiadek gospodarza (śmiech).
KK: Pisze pani o kobietach i dla kobiet? Czy mężczyźni też mogą sięgać po te książki?
IF: Ależ ja wcale nie piszę tylko dla kobiet. Zdaję sobie sprawę, że projekty okładek i tytuły mogą coś takiego sugerować i księgarniom najłatwiej było zaszeregować moje książki jako literaturę kobiecą, ale zawartość wcale nie jest przeznaczona wyłącznie dla kobiet.
Wszystko, co napiszę, recenzują zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Po równo.
Powiem więcej, najwierniejszych fanów mam właśnie wśród mężczyzn. To mężczyźni najczęściej mnie nagabują o kolejne tytuły. Niejednokrotnie mężczyźni kupują moje książki z przeznaczeniem dla żony, dziewczyny, matki, siostry i zazwyczaj owe panie otrzymują książki już przeczytane albo wcale ich nie otrzymują, a ja otrzymuję recenzje od nabywców płci męskiej (śmiech). Cóż, sama czytam książki, w których bohaterami są mężczyźni, więc dlaczego mężczyzna nie miałby przeczytać książki, w których opisane są historie kobiet? Nie widzę w tym niczego niestosownego. Poza tym, oprócz damskich bohaterek, w moich książkach pojawiają się również mężczyźni, którzy także myślą i czują. To lekka i czysto rozrywkowa literatura dla każdego, kto chce odpocząć.
KK: Na koniec zawsze prosimy o uchylenie rąbka tajemnicy, co dalej? Jakie są pani pisarskie plany na przyszłość?
IF: Wydanie i promocja Kobiet z odzysku nieco mnie psychicznie wyeksploatowały, ale kolejna powieść już czeka. Dylemat to historia pewnej kobiety, „z korzeniami” wyrwanej z korporacyjnego świata szklanych biurowców, ekskluzywnych zakupów i ekstrawaganckich kolacyjek, która to kobieta niespodziewanie ląduje w podupadającej i odrapanej prowincjonalnej fabryczce, którą ma zarządzać. Zderzenie tych dwóch światów bywa zarówno bolesne, jak i zabawne…
Dylemat, to powieść nieco inna niż poprzednie. W pewnym sensie jest spokojniejsza, bardziej refleksyjna, choć oczywiście przygód bohaterce nie brakuje (śmiech).
Ponadto, całkiem niedawno pojawił się projekt stworzenia zabawnej powieści, której głównym bohaterem będzie mężczyzna. Równolegle z książką powstanie również scenariusz, ale nic więcej na ten temat już nie powiem, żeby nie zapeszyć.
Nie mogę narzekać na brak weny i planów.
KK: Dziękujemy bardzo za rozmowę i życzymy wielu sukcesów!
IF: Również serdecznie dziękuję.