Marcin Mortka, Miasteczko Nonstead, [Fabryka Słów], Lublin 2012
Kup książkę Miasteczko Nonstead już teraz w Centrum Taniej Książki.
Marcin Mortka urodził się 5 kwietnia 1976 w Poznaniu. Ukończył skandynawistykę na wydziale neofilologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego literacki debiut to powieść fantasy Ostatnia saga (2003), której akcja toczy się w średniowiecznej Skandynawii. Jest również tłumaczem powieści Patricka O’Briana oraz nauczycielem angielskiego. W tym roku ukazała się kolejna jego powieść – Miasteczko Nonstead.
Nathaniel McCarnish postanawia wyjechać z Nowego Jorku i zacząć nowe życie w spokojnym miasteczku o nazwie Nonstead. Dlaczego akurat tam? Jest to bowiem miejsce, w którym przeżył szczęśliwe chwile z kobietą swojego życia – Fioną. Fiona jednak odeszła, a Nathanowi nie pozostało nic innego jak pogrążyć się we wspomnieniach i przeżywać kilka przeszłych dni wciąż na nowo. Zapomniałabym, Nathan jest pisarzem. Pisarzem co się zowie! A jak! Na swoim koncie ma całą jedną antologię opowiadań, która odniosła niesamowity sukces komercyjny. Jego Szepty zawróciły w głowie milionom ludzi, doprowadzając rzekomo jednego z czytelników do samobójstwa. To jednak narobiło tylko więcej szumu wokół książki, wskutek czego słupki sprzedaży wywindowały w górę – a wszystko w myśl stwierdzenia: nieważne jak mówią, ważne żeby mówili. Tak czy inaczej, Nathan ma dość życia w miejskiej dżungli i ucieka do Nonstead.
Nasz bohater wynajmuje przytulny dom, ma nawet kotkę, przybłędę wprawdzie, ale jednak. Nie jest mu jednak dane prowadzić spokojny, pozbawiony problemów żywot. Mimo że postanawia ukrywać się pod zmyślonym nazwiskiem, szybko zostaje zdemaskowany przez Annę, kobietę którą poznaje przy okazji stłuczki w chwilę po przyjeździe do miasta. Okazuje się, że Anna ma problem, problem poważny, któremu według niej, może zaradzić Nathan. Jej córka Vanessa mówi w nocy, choć mówienie raczej nie jest dobrym określeniem. Vanessa w nocy rozmawia. I nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak wielu z nas wygaduje w nocy różne bzdury, jednak dziewczynce ktoś odpowiada. Jest to o tyle niepokojące, że w tym czasie w jej sypialni nie ma nikogo, a gdy wystraszona matka budzi dziewczynkę, ta wpada w histerię, jakby ktoś odbierał jej coś bardzo cennego. Nathan, którego książka traktowała o takich właśnie przypadkach, nie jest jednak w stanie wiele zrobić. Sam mało nie dostaje zawału, gdy jest świadkiem jednej z takich rozmów. Odmawia Annie pomocy, jednak sprawa nie daje mu spokoju. Postanawia porozmawiać z miejscowym pastorem – Ransbergiem. Ten jednak również nie ma ochoty mieszać się w tą sprawę. Co więcej, wielebny zachowuje się co najmniej dziwnie. Na dźwięk telefonu podskakuje jakby dzwonił sam diabeł. No właśnie…
W miasteczku dzieje się coś złego. Coś, co przeraża wszystkich i o czym wszyscy wiedzą, jednak milczą jak zaklęci. Od czasu do czasu zdarzają się tu dziwne rzeczy. Wystarczy wspomnieć niepoczytalnego, na pierwszy rzut oka, pastora czy na pozór opętaną Vanessę. Takich przypadków jest jednak więcej. McIntyre, agent nieruchomości, od dłuższego czasu zachowuje się inaczej niż zwykle. Kerry, szanowany ojciec rodziny, ma obsesję na punkcie otwierania okna. Uważa, że, niby membrana, jest w nim rozciągnięty demon, który tylko czeka na okazję by wniknąć w któregoś z domowników. Brzmi przerażająco? I takie jest. A jakby tego było mało, to wszystko dzieje się naprawdę w małym miasteczku. Nathan wraz z jednym z mieszkańców – Skinnerem, przy współudziale lokalnego przedstawiciela władzy – policjanta Owena, będą musieli stawić czoła wszystkim niewyjaśnionym wydarzeniom.
Powieść napisana rewelacyjnie, ukłony w stronę autora. Jestem w zasadzie świeżo po lekturze podobnego typu książki – Baru dla potępionych – i choć była dobra, Miasteczko Nonstead wygrało. Nie będę Wam truła, jak świetnie pisze Marcin Mortka, bo to powinniście już wiedzieć. Dla mnie wszystko, co do tej pory miałam okazję czytać, a co wyszło spod jego pióra, było dobre. Nie czytałam wszystkiego, więc tradycyjnie zastrzegam, że zdanie o twórczości Marcina Mortki mam takie a nie inne, ale jest to zdanie moje, którego nie śmiem nikomu narzucać.
Zapytacie, czy książka jest dobra. Odpowiedź brzmi TAK. Bo inaczej nie można nazwać powieści, która ścina krew w żyłach i powoduje gęsią skórkę. Powieści, która przyprawia o szybsze bicie serca i nie pozwala zasnąć. Prawda jest taka, że do samego końca nie wiesz, o co chodzi, nie wiesz co się dzieje – i to właśnie jest fascynujące. To jest to COŚ, co nie pozwala odłożyć lektury na “później”, co sprawia, że czytasz mimo zmęczenia i senności. Moim zdaniem Miasteczko Nonstead to kawałek (kawałek bo niecałe 300 stron) dobrej powieści grozy, którą warto przeczytać. Jeśli lubisz się bać, lubisz ten dreszczyk emocji, który wyzwala adrenalinę, to ta jest książka dla Ciebie.