Dawno mnie już w kinie nie było. Wczoraj po dłuższej przerwie udało mi się wyrwać. Wybierając film zainteresowała mnie “Kobieta w czerni”. Z ulotki patrzył na mnie Harry Potter, czyli Daniel Radcliffe. Do tego informacja, że gra “w filmie jakiego nie było od czasu Innych“. Innych oglądałem i bardzo mi się podobali, więc bez większych dylematów zakupiłem bilet. Jak się okazało, było warto.
Film opowiada historię prawnika, który przybywa do niewielkiej miejscowości Crythin Gifford. Artur Kipps, bo tak się nazywa, ma za zadanie uporządkować dokumenty po zmarłej właścicielce domu na Węgorzowych Moczarach. Jego trudna sytuacja finansowa i miłość do syna zmusza go do spędzenia nocy w tym ponurym i owianym złą legendą miejscu, aby sprawdzić, czy zmarłą nie pozostawiła testamentu nowszego niż ten zachowany w kancelarii prawnej. W tę noc w pobliżu opuszczonej posiadłości, po zachodzie słońca, pojawia się kobieca postać ubrana na czarno. Za każdym razem, gdy pokaże się ona komukolwiek w okolicy wkrótce umiera dziecko. Kipps nie jest przesądny, jednak traumatyczne doświadczenia na Węgorzowych Moczarach zmieniają jego nastawienie do świata duchów. Sytuacja jest o tyle niebezpieczna, że wraz z nianią do Crythin Gifford ma przyjechać jego kilkuletni syn, jedyna osoba, którą kocha po śmierci żony.
Początek tej osadzonej w pierwszej połowie XX w. opowieści nie jest nadzwyczajny. Miło mi było słuchać brytyjskiego akcentu, jednak fabuła nie zapowiadała niczego nadzwyczajnego. Twórcom filmu udaje się jednak budować napięcie. Wykorzystali to tego wiele technik charakterystycznych dla wielu horrorów, co jednak nie powoduje, że boimy się mniej. Przynajmniej mnie przewidywalność niektórych scen nie uchroniła od nerwowych reakcji (biedni ludzie, którzy siedzieli w mojej okolicy). Poza warstwą horroru film porusza kwestię niezwykle delikatną – kwestię straty swojego małoletniego dziecka. Czy można matce odebrać dziecko? Czy można je od niej odizolować?
Film zdecydowanie warty obejrzenia, zwłaszcza dla tych, którzy lubią się bać. Choć może arcydziełem nie jest, to nie żałuję ani złotówki na niego wydanej i polecam go Wam gorąco!