Kiedy byłem dzieckiem miałem czasami ochotę móc przenieść się w czasie. Zobaczyć jak wyglądał świat sto, dwieście lat temu. Niestety wehikuł czasu pozostaje nadal maszyną rodem z science-fiction. Na szczęście są książki, które przenoszą nas w czasie i przestrzeni. Jedną z takich książek jest Obsydianowe serce.
Ju Honisch, Obsydianowe serce, część 1, [Fabryka Słów] Lublin 2011
Akcja dzieje się w XIX-wiecznym Monachium. Nie jednak do końca takim, jakie znamy z kart historii. W świecie wykreowanym przez autorkę możliwa jest magia. Nie należy ona do codzienności przeciętnego człowieka, to jednak jest czymś z czym trzeba się liczyć. Zwłaszcza w polityce i sprawach z nią związanych. Co więcej, w tym świecie żyją także inne istoty – feyony, inaczej zwane Sí. Ich natura nie jest znana i trudno przejrzeć ich zamiary. W takim historyczno-magiczny świecie toczy się walka nie mniej nie więcej tylko o przetrwanie świata. Istnieje bowiem magiczny rękopis, który umożliwia połączenie z innym światem, które to połączenie byłoby zabójcze dla naszego świata. Rękopis leżał bezpiecznie ukryty w Anglii. Został niestety skradziony i należy go czym prędzej odnaleźć. Rękopis ma znajdować się gdzieś na terenie monachijskiego hotelu Nymphenburg. Budynek zostaje zamknięty magiczną barierą, aby nic co magiczne, w tym rękopis, go nie opuściło. Brytyjski pułkownik Delacroix i bawarscy podporucznicy Udolf von Görenczy i Asko von Orven rozpoczynają starania o odzyskanie rękopisu. W sprawę zostaną zamieszane kobiety takie jak poszukująca bogatego męża Corrisande Anthea Jarrencourt czy światowej sławy śpiewaczka operowa Cérise Denglot.
Akcja powieści jest ograniczona prawie zupełnie do hotelu Nymphenburg. Tak odbywać się będą namiętne romanse, szaleńcze pościgi za groźnymi, magicznymi istotami, intrygi, spiski i knucia. Autorka ograniczając przestrzeń fabularną wyciska z niej maksimum soku i serwuje prawdziwy nektar XIX wiecznej powieści akcji i grozy ze “szczyptą czarnego humoru”. Jej plastyczny język pozwala nam widzieć jak na filmie całą scenografię nie przytłaczając jednocześnie czytelnika zbyt rozwlekłymi opisami krajobrazu. Postacie są charakterne, dobrze dopracowane, z krwi i kości. Szczególne ukłony z mojej strony za Corrisande Jarrencourt, nietuzinkową kobietę, która potrafi swą perfekcyjnie wyćwiczoną filigranowością obudzić opiekuńcze uczucia w każdym napotkanym przedstawicielu płci brzydkiej, jednocześnie w razie potrzeby równie sprawnie rzucając nożem w serce przeciwnika. W toku powieści, niestety, pojawia się wątek wampiryczny, który moim zdaniem nie pasuje do klimatu. Trudno powiedzieć czy to próba zdobycia większych rzesz czytelników czy po prostu moda, jednak dla mnie osobiście w sposób groteskowy zaburzył on klimat powieści.
Obsydianowe serce jest książką, którą czyta się z ogromną przyjemnością. Każda następna strona kusiła mnie, trudno było odłożyć lekturę na bok, nawet dla wiele ważniejszych spraw. Polecam ją gorąco i sądzę, że znajdzie swoich fanów nie tylko wśród miłośników fantastyki. Ja zaczynam polowanie na część drugą!