Gdybym coś podpisał, potem to przeczytał to uznano by mnie za idiotę. Gdybym zadecydował, a potem pytał o radę, pukaliby się w czoło na mój widok. Gdybym odwołał coś, co ode mnie nie zupełnie zależy, uznaliby mnie za wariata…
Tymczasem w sprawie ACTA ktoś najpierw to podpisał, potem powiedział, że przeczyta literka po literce. Nie wiem czy przeczytał, skoro i tak już było podpisane. Podpisane, czyli decyzja podjęta, a więc można zapytać innych o opinię, to i tak już nic nie zmieni. No i na końcu mówi się o odłożeniu ratyfikacji o rok, kiedy to zależy już od 460 osób, a nie tylko tego człowieka…
I tak wyjdzie na to, że to ja jestem nienormalny…