Mamy dla was coś ciekawego. Publikowaliśmy już fragment książki Tydzień z życia kobiety. Dzisiaj mamy jeszcze jeden i to jaki! Pikantny i nieprzyzwoity. Więcej nie zdradzę, poczytajcie sami. Chcecie przeczytać całość? Możecie ebooka kupić w internecie. W momencie ukazywania się tego wpisu jest chyba w jakiejś promocji, bo kosztuje raptem 0.99 zł! Książkę znajdziecie pod tym adresem http://e-nowyswiat.poczytaj.to/Tydzien_z_zycia_kobiety.ebook.
Format: epub
Autor: Sylwia Chmiel
Kategoria: Powieść
Publikacja: Wydawnictwo Nowy Świat
Dystrybucja: Poczytaj.to
Przygotowanie: Wydawnictwo Nowy Świat / Poczytaj.TO
„Tydzień z życia kobiety” opowiada o losach młodej studentki Wydziału Nauk Społecznych. Dziewczyna rozpoczyna swoją pierwszą w życiu pracę. Uczy historii w Gimnazjum dla Dorosłych. Jej wychowankowie należą do grupy młodzieży niedostosowanej społecznie i są zaledwie kilka lat młodsi od tytułowej Patrycji. Dziewczyna nie może odnaleźć swojego miejsca w życiu, ogarnia ją coraz to większa apatia i zniechęcenie…
Tydzień z życia kobiety – fragment:
Leżałam w lochu. Bolały mnie wszystkie kości, czułam się połamana na drobne kawałki. Panował okrutny chłód, czułam jak z każdą chwilą coraz to boleśniej drętwieją moje skrępowane sznurem kończyny. Oparłam głowę o wilgotne kamienie i próbowałam zebrać myśli. Nic z tego. Tkwiłam tak kilka minut, godzin, a może lat? Nie mam pojęcia, czas zatrzymał się w miejscu. Panowała nieprzenikniona, grobowa cisza, jedyne co słyszałam to bicie własnego serca. Powoli podniosłam głowę i rozejrzałam się po ponurym lochu. Doprawdy nie było czego oglądać. Mała, wąska cela z malutkim, oknem tuż przy suficie.
– Gdzie ja jestem? – jęknęłam bezradnie. – No tak. Pewnie, któryś z dzielnych rycerzy zdołał mnie schwytać i osadzić w lochu. Ciągle myślą, że jestem Anną! Coś takiego… Mam nadzieję, że obudzę się zanim spalą mnie na stosie. Okropność! Dlaczego ja muszę mieć tak realistyczne sny? Ratunku! Jakby w odpowiedzi usłyszałam wołanie:
– Pani!
Wyprostowałam obolałą szyję i podniosłam głowę. Głos dochodził z małego, okratowanego okienka.
– Przybyłem, aby cię uwolnić.
„Ach! Co za zmysłowa chrypa!”, pomyślałam z aprobatą.
– Kim jesteś?
– Zowią mnie Zygfryd Który Wiele Może.
Może, może… Już po głosie słyszę, że ty byś bracie wiele mógł!
– Mam na imię Patrycja! – zawołałam.
– Doszły mnie słuchy, że urodziwa i wielce oryginalna z ciebie panna.
Dalibóg to prawda!
– Skąd wiesz? – zapytałam urażona. – Nie znasz mnie przecież.
– Z wieloma pannami gadałem, żadna zaś mowy podobnej nie miała.
– Jestem z XXI wieku.
– Na rany Chrystusa! Co też panna opowiada! To niepodobna. Rozum’ć się widać pomieszał od niewygód i życia w jarzmie!
– Uwolnij mnie – jęknęłam, myśląc, że nie pora teraz na dyskusję o moich czasach i pochodzeniu.
– Po to przybyłem! – odpowiedział Zygfryd głosem tak niskim, męskim i zmysłowym, że aż przeszedł mnie dreszcz.
– Szybciej!
Rycerz zręcznym ruchem wyrwał metalową kratę i zręcznie wskoczył do środka celi. No cóż, takie rzeczy są możliwe tylko w snach, ale
ostatecznie przecież śniłam i sen, pierwotnie koszmarny, coraz to bardziej zaczął mi się podobać. Spojrzałam na Zygfryda i oniemiałam,
co to był za mężczyzna! Wysoki, szczupły, silny i zwinny, ucieleśnienie wszystkich moich marzeń. Lekko faliste, długie, ciemnoblond włosy, zebrane niedbale w kucyk sięgający pasa. Białe zęby błyszczały w szelmowskim uśmiechu. Lekki zarost, przystojna twarz, oczy
pełne energii, humoru i życia. No i ten głos! Wibrował we mnie, przenikał wnętrze docierając, aż do punktu G…
– Zygfrydzie Który Wiele Możesz, ratujesz mi życie!
– Pani! – skłonił się nisko. – Jestem na twoje rozkazy.
– Zrobisz dla mnie wszystko?
– Co tylko rozkażesz.
– Chcę cię! Tu! Teraz!
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się z zadowoleniem. Delikatnie dotknął ustami mojej szyi i począł gwałtownie i namiętnie całować moje usta. Jego dłonie mocno ujęły moje pośladki, ugniatając je jak dojrzały owoc….
WTOREK
Drrr…! Drrr…! Drrr…!
– Słucham…
– Co się z tobą dzieje?
– Nic! Właśnie przerwałaś mi scenę erotyczną z Zygfrydem, a on Wiele
Może! Wyłącz się!
– Zwariowałaś? – zapytała Wiola ze zdumieniem.
– Zwariuję, jeżeli za moment nie poczuję go w sobie! – odkrzyknęłam i szybko odłożyłam słuchawkę.
Zygfryd w tym czasie zdążył się rozdziać. Nie próżnuje facet…
– Anno! – szepnął i czule musnął moje ucho. Zdrętwiałam. Wszystko zniosę tylko nie to, aby facet, nawet najprzystojniejszy na świecie
zwracał się do mnie imieniem innej kobiety!
– Patrycja! – odszepnęłam i mocno przylgnęłam do jego umięśnionego torsu.
Drrr…! Drrr…! Drrr…!
Nie odbiorę tego telefonu. Możecie być pewni! Ach Zygfrydzie! Pieść mnie!
Drrr…! Drrr…! Drrr…!
– Co za natręt jakiś! – mruknęłam i zakryłam ucho poduszką.
Drrr…! Drrr…! Drrr…!
– Słucham! – warknęłam wściekle.
– Nie idziesz dzisiaj do pracy? – zaniepokoiła się Wiola.
– Do jakiej pracy?
– Patrycja! Obudź się! Jest już prawie ósma!
– Niemożliwe!
– Oprzytomniej w końcu!
– Mam dziś na dziesiątą. Co chcesz? – zapytałam wielce nieuprzejmie.
– Nie zabrałaś wczoraj torebki.
– I dopiero teraz mi to mówisz?
– Myślałam, że zainteresujesz się wcześniej.
– Ale się nie zainteresowałam! No nic. Wpadnę do ciebie po pracy. Cześć.
Odłożyłam słuchawkę i ciężko opadłam na poduszkę. Nawet podczas snu, nie mogę przeżyć orgazmu. Nie ma po co żyć!