Przy okazji świątecznego szturmu dekoracyjnego znalazłem przypadkiem gadżet sprzed 10 lat bodajże. Zagubiony wśród innych drobnych rzeczy pochowanych w różne pudełka akurat dzisiaj dał o sobie znać. Chodzi o Pierścień Władzy dołączany do jakiegoś tam zestawu popcornu i Coli w czasach gdy na ekranach kin leciała pierwsza część Władcy Pierścieni. Zgrozę budzi takie potraktowanie tego przedmiotu. Coś co jest największym zagrożeniem, co należy zniszczyć, bo w przeciwnym razie przyniesie zgubę Wolnym Ludom staje się dodatkową atrakcją, czymś wręcz pożądanym. Zestaw kupiłem bardziej z racji kolekcjonerskich niż chęci posiadania owego pierścienia, jednak podejrzewam, że wielu ludziom tego typu akcje wykrzywiają zupełnie sens dzieła Tolkiena. To co istotne zostaje wyrzucone z przekazu popularnego, co złowrogie staje się obiektem pożądania.
Przed Bożym Narodzeniem dzieje się niestety coraz częściej podobnie. To co nie jest ważne, staje się istotne. Mieszkanie wysprzątane na błysk, wielkie zakupy, mnóstwo przygotowań stają się prawie że celem samym w sobie. Prowadzą często do kłótni, przekleństw i złej atmosfery. Natomiast fakt, że wyrzuca się istotę Świąt przechodzi nie zauważony. Nie zauważamy, że Ktoś puka do naszych drzwi. W Wigilię chcemy się napychamy się jedzeniem (nie mówiąc niestety czasami o wódce), że do kościoła na pasterkę nie da rady pójść. Ważny staje się brzuch, nie dusza. Co więcej, rozpaczamy nad biednym losem karpia w sklepie i debatujemy jak go najbardziej humanitarnie zabić, a nie myślimy o ludziach, którzy cierpią i w tym czasie będą samotni. A co więc tu chodzi? Czy nie stało się ze Świętami czasem tak, jak z owym Pierścieniem? Odwrócone znaczenia, pojęcia i przeżywanie. Jednym słowem wielki cyrk, aby zagłuszyć głos, który już niedługo będzie się rozchodził wśród nocnej ciszy…