Wieści

Assassin’s Creed: Bractwo – fragment

Written by Ioannes Oculus
Oliver Bowden, "Assassin's Creed - Bractwo"

Oliver Bowden, "Assassin's Creed - Bractwo"

Oliver Bowden

Assassin’s Creed: Bractwo

przekład: Przemysław Bieliński
Copyright © for Polish Edition Insigns Media, 2011.
Copyright © Ubisoft Entertainment. All Rights Reserved.
Assassin’s Creed, Ubisoft, Ubi.com and the Ubisoft logo are trademarks of Ubisoft Entertainment in the U.S. and/or other countries.
First published in Great Britain in the English language by Penguin Books Ltd. in 2010.

Fragment 3: W Monteriggioni

Po południu następnego dnia na wzgórzu na horyzoncie zobaczyli małe, otoczone murami miasto Monteriggioni, nad którym górowała rocca Maria. Dotarli tu szybciej niż się spodziewali, więc zwolnili tempo, żeby dać odetchnąć koniom.

– …a wtedy Minerwa powiedziała mi o słońcu – mówił Ezio. – Opowiadała o katastrofie, która wydarzyła się dawno temu, i przepowiedziała następną, mającą nadejść…

– Ale dopiero w przyszłości, vero? – spytał Mario. – W takim razie nie musimy się tym przejmować.

– Si – odparł Ezio. – Zastanawiam się, ile zostało nam jeszcze pracy. – Przerwał w zamyśleniu. – Może niedługo ją skończymy.

– To chyba dobrze?

Ezio już miał odpowiedzieć, kiedy przerwał mu huk eksplozji: wystrzał z działa, dobiegający od strony miasta. Dobył miecza i podniósł się w siodle, żeby lepiej widzieć blanki.

– Nie przejmuj się – roześmiał się serdecznie Mario. – To tylko ćwiczenia. Wzbogaciliśmy nasz arsenał i wzdłuż całych umocnień rozstawiliśmy nowe armaty. Teraz codziennie ćwiczymy.

– Żeby tylko nie celowali w nas.

– Nie przejmuj się – powtórzył Mario. – Owszem, niektórzy muszą dopiero wyrobić sobie oko, ale mają dość rozumu, żeby nie strzelać do swojego dowódcy!

Niedługo potem wjechali przez otwartą bramę miasta na główną ulicę, prowadzącą do cytadeli. Po obu stronach zebrały się tłumy ludzi, wpatrzone w Ezia wzrokiem pełnym szacunku, podziwu i uwielbienia.

– Witaj z powrotem, Ezio! – zawołała jakaś kobieta.

– Grazie, madonna. – Ezio uśmiechnął się i skinął jej głową.

– Po trzykroć hurra na cześć Ezia! – krzyknął dziecięcy głosik.

– Buongiorno, fratellino – powiedział Ezio. Odwrócił się do Maria i dodał: – Dobrze być znów w domu.

– No proszę, cieszą się chyba bardziej na twój widok – rzekł Mario, ale na twarzy miał uśmiech; zresztą duża część wiwatów, zwłaszcza starszych mieszczan, była wznoszona właśnie na jego cześć.

– Nie mogę się doczekać, aż znów zobaczę starą rodową siedzibę – powiedział Ezio. – Dawno tam nie byłem.

– Rzeczywiście. Jest tam parę osób, które nie mogą się z kolei doczekać, aż zobaczą ciebie.

– Kto?

– Nie domyślasz się? Niemożliwe, żebyś był aż tak pochłonięty obowiązkami wobec Bractwa.

– Oczywiście. Mówisz o mojej matce i siostrze. Co u nich?

– Cóż, twoja siostra była bardzo nieszczęśliwa, kiedy zmarł jej mąż, ale czas leczy rany i teraz chyba ma się o wiele lepiej. A właśnie, otóż i ona.

Wjechali na dziedziniec ufortyfikowanej rezydencji Maria; kiedy zsiadali z koni, siostra Ezia, Claudia, pojawiła się na szczycie marmurowych schodów prowadzących do głównego wejścia i zbiegła po nich wprost w objęcia brata.

– Bracie! – zawołała, tuląc go. – Twój powrót do domu to najlepszy prezent urodzinowy, o jakim mogłabym marzyć.

– Claudio, najdroższa – Ezio uścisnął ją mocno. – Jak to dobrze wrócić. Co u matki?

– Cóż, dzięki niech będą Najwyższemu. Umiera z tęsknoty za tobą – siedziałyśmy jak na szpilkach, odkąd doszły nas wieści, ze wracasz. A twoja sława cię wyprzedza.

– Chodźmy do środka – poprosił Mario.

– Jest tam ktoś jeszcze, kto ucieszy się na twój widok – ciąg­nęła Claudia, biorąc Ezia pod ramię i prowadząc go po schodach. – Księżna Forlí.

– Caterina? Tutaj? – Ezio z trudem hamował podniecenie w głosie.

– Nie wiedziałyśmy, kiedy dokładnie przyjedziesz. Ona i matka są u ksieni, ale będą tu przez zmrokiem.

– Najpierw obowiązki – powiedział trzeźwo Mario. – Zwołam tu dziś wieczór zebranie Rady Bractwa. Wiem, że zwłaszcza Machiavelli bardzo chce z tobą porozmawiać.

– A więc to koniec? – spytała z przejęciem Claudia. – Hiszpan rzeczywiście nie żyje?

Spojrzenie szarych oczu Ezia stwardniało.

– Wszystko wyjaśnię wieczorem na naradzie – odrzekł szorstko.

– Dobrze – odparła Claudia, ale kiedy odchodziła, w jej oczach widać było troskę.

– Przekaż, proszę, moje pozdrowienia księżnej, kiedy wróci – zawołał za nią Ezio. – Zobaczę się z nią i z matką wieczorem. Najpierw muszę załatwić z Mariem kilka spraw niecierpiących zwłoki.

Kiedy zostali sami, Mario spoważniał.

– Musisz się dobrze przygotować na dzisiejszy wieczór, Ezio. Machiavelli będzie tu o zmroku i wiem, że ma do ciebie dużo pytań. Teraz wszystko omówimy, a potem, radzę ci, odpocznij trochę – nie zaszkodzi, jeśli odświeżysz znajomość z miastem.

Po długiej i poważnej rozmowie z Mariem w jego gabinecie, Ezio wyszedł z powrotem na ulice Monteriggioni. Kwestia przeżycia papieża wisiała nad nim jak gradowa chmura i chciał się od niej oderwać. Mario zasugerował mu wizytę u krawca i zamówienie nowych ubrań na miejsce znoszonych w podróży, więc w pierwszej kolejności Ezio udał się właśnie tam. Zastał krawca siedzącego przy jego krawieckim stole i szyjącego brokatowy płaszcz w kolorze nasyconej, szmaragdowej zieleni.

Ezio lubił tego dobrodusznego mężczyznę, niewiele starszego niż on sam. Krawiec przywitał go serdecznie.

– Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? – zapytał.

– Myślę, że przydałoby mi się nowe ubranie – powiedział Ezio strapiony. – Powiedz, co o tym sądzisz. Tylko szczerze.

– Nawet gdybym nie zarabiał na życie sprzedawaniem ubrań, signore, musiałbym rzec, że nowy komplet wyszedłby ci tylko na dobre.

– Tak też myślałem! Dobrze więc!

– Zdejmę miarę. Potem wybierzesz kolory.

Ezio poddał się krawieckim zabiegom i wybrał dyskretny, ciemnoszary aksamit na dublet oraz wełniane nogawice w takim samym kolorze.

– Czy ubranie będzie gotowe na dziś wieczór?

Krawiec uśmiechnął się.

– Nie, jeśli ma być zrobione dobrze, signore. Ale możemy się umówić na mierzenie jutro około południa.

– Niech tak będzie – odparł Ezio, mając nadzieję, że wieczorne spotkanie nie zakończy się przymusem natychmiastowego wyjazdu z Monteriggioni.

Szedł właśnie w stronę głównego placu miasta, kiedy zauważył atrakcyjną kobietę, męczącą się z nieporęczną skrzynką czerwonych i żółtych kwiatów, wyraźnie zbyt ciężką dla niej. O tej porze dnia nie kręciło się tu zbyt wielu ludzi, a Ezio nigdy nie potrafił się powstrzymać, by nie ruszyć na ratunek damie w opałach.

– Może pomóc? – spytał, podchodząc.

Kobieta uśmiechnęła się do niego.

– Tak, właśnie kogoś takiego mi potrzeba. Miał je dla mnie odebrać mój ogrodnik, ale żona mu się rozchorowała, więc musiał iść do domu. Przechodziłam tędy i pomyślałam, że wezmę je sama, ale ta skrzynka jest dla mnie o wiele za ciężka. Myślisz, że mógłbyś?…

– Oczywiście. – Ezio schylił się i zarzucił skrzynkę na ramię. – Tyle kwiatów. Szczęśliwa z ciebie kobieta.

– Tym szczęśliwsza, że cię spotkałam.

Nie ulegało wątpliwości, że z nim flirtowała.

– Mogłaś poprosić męża, żeby ci je przyniósł, albo któregoś ze sług – powiedział Ezio.

– Moja jedyna służka jest jeszcze słabsza niż ja – odparła kobieta. – A co do męża – nie mam go.

– Rozumiem.

– Zamówiłam te kwiaty na urodziny Claudii Auditore.

– Zapowiada się dobra zabawa.

– Owszem. – Przerwała. – Właściwie, gdybyś był skłonny pomóc mi w czymś jeszcze… Szukam kogoś z klasą, kto poszedłby ze mną na przyjęcie.

– Uważasz, że mam tej klasy wystarczająco dużo?

Kobieta była coraz śmielsza.

– Tak! Nikt w całym mieście nie nosi się wspanialej niż ty, panie. Jestem pewna, że zrobiłbyś wrażenie na bracie Claudii, samym Eziu.

Ezio uśmiechnął się.

– Pochlebiasz mi. Ale co wiesz o tym całym Eziu?

– Claudia, która jest moją bardzo dobrą przyjaciółką, ceni go najbardziej na świecie. Ale on rzadko ją odwiedza i z tego, co słyszałam, jest raczej niedostępny.

Ezio uznał, że pora się ujawnić.

– To prawda, niestety, bywałem… niedostępny.

Zaskoczona kobieta głośno wciągnęła powietrze.

– O nie! To ty jesteś Ezio! Nie do wiary, Claudia mówiła, że spodziewa się twojego powrotu. Przyjęcie miało być dla niej niespodzianką. Przyrzeknij, że nic jej nie powiesz.

– Lepiej ty mi powiedz, kim jesteś.

– Och, oczywiście. Jestem Angelina Ceresa. A teraz przyrzeknij.

– Co zrobisz, żebym milczał?

Angelina spojrzała na Ezia wyniośle.

– Och, z pewnością kilka pomysłów przyjdzie mi do głowy.

– Nie mogę się doczekać, żeby je usłyszeć.

Dotarli akurat pod drzwi domu Angeliny. Starsza gospodyni otworzyła je przed nimi, a Ezio postawił skrzynkę z kwiatami na kamiennej ławie na dziedzińcu. Odwrócił się do Angeliny i uśmiechnął.

– Powiesz mi?

– Później.

– Czemu nie teraz?

– Signore, zapewniam, że nie pożałujesz czekania.

Żadne z nich nie wiedziało, że rozwój wydarzeń zniweczy ich plany i że więcej się nie zobaczą.

About the author

Ioannes Oculus

I am addicted to languages, both modern and ancient. No language is dead as long as we can read and understand it. I want to share my linguistic passion with like minded people. I am also interested in history, astronomy, genealogy, books and probably many others. My goals now are to write a novel in Latin, a textbook for Latin learners, Uzbek-Polish, Polish-Uzbek dictionary, modern Uzbek grammar and textbook for learners. My dream is to have a big house in UK or USA where I could keep all my books and have enough time and money to achieve my goals.

Leave a Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.