Mieczysław Bieniek, Hajer jedzie do Dalajlamy, [Wydawnictwo Annapurna], Warszawa 2011
Mieczysław Bieniek jest górniokopodróżnikiem. Podczas swoich wypraw stara się przede wszystkim dotrzeć do ludzi, poznać ich świat, ich myśli i serca. Jako prawdziwy górnik fedruje nowo poznawaną rzeczywistość, drąży w niej – to zaś bardzo często przynosi nieoczekiwane rezultaty. Na szczęści zawsze ląduje na cztery łapy. Bieniek to facet, dzięki któremu zwykłe szare życie przemienia się w ciąg niekończących się przygód. Jego tytułowa podróż jest tego najlepszym dowodem, a zwłaszcza jej zaskakujący finał.
Mieczysław Bieniek rozpoczyna swoją podróżnicza przygodę można powiedzieć przypadkiem. Nawet jego żona nie wie, gdzie naprawdę wybiera się mąż, jest przekonana że wyjechał do kolegi w góry. Jej zdumienie (to zdecydowanie zbyt lekkie określenie) jest bezbrzeżne, gdy po trzech dnia odbiera telefon, a ślubny mówi, że jest w Indiach. Tak zaczyna się ta niesamowita przygoda, przygoda która tak naprawdę trwa do dziś.
Mieczysław Bieniek opowiada czytelnikowi o swoim życiu, jak dorastał, kto go inspirował, jak poznał, a później pokochał swoją żonę, jak bardzo uwielbiał pracę górnika i jak strasznie przeżył wypadek, który uniemożliwił mu jej dalsze wykonywanie. Wtedy właśnie przyszła refleksja nad życiem, nad tym co dalej począć. Wtedy też narodził się szalony pomysł podróży do Indii.
Książka Hajer jedzie do Dalajlamy nie jest książką podróżniczą, nie jest przewodnikiem, nie jest też biografią Mieczysława Bieńka. To książka, która pokazuje w jaki sposób można odbierać otaczający nas świat, jak spełniać marzenia. Pierwsze przypadkowe poniekąd wyprawy autora pozwalają mu coraz lepiej przygotowywać się do kolejnych wyjazdów. A nadmienić muszę, że to nie są wczasy w pięciogwiazdkowych hotelach, przy białych plażach. To miesiące z plecakiem na plecach, miesiące wyczerpujących niejednokrotnie pieszych podróży po dalekich i niekoniecznie przyjaznych turystom krajach.
A do tego wszystkiego, książka napisana jest tak bardzo przystępnym językiem, że od lektury nie ma możliwości się oderwać. Zarwałam noc, żeby tylko ją dokończyć i już następnego dnia biegłam po kolejną część. Nie ukrywam, że fotografie, których książka jest pełna, wzbudzają tęsknotę za egzotyką, za wyprawą, za tym, o czym pisze i czym żyje Mieczysław Bieniek. Gorąco polecam wszystkim czytelnikom, głównie tym, którzy uważają, że spontaniczność i “wakacje na wariata” są nie dla nich.