Artykuły Czytelnia

“Prosektorium” – fragment książki

Written by Ioannes Oculus

Nazajutrz byłam w pracy punktualnie. Weszłam już od właściwej strony. Pan Mirosław oprowadził mnie po swoim dziwnym królestwie. Mały, przyszpitalny zakład pogrzebowy i prosektorium w jednym, co było dość wyjątkowym połączeniem, składał się z pięciu pomieszczeń. W największym, pustej i sterylnie czystej, jakby wczorajsze zdarzenie było tylko koszmarnym przywidzeniem, sali sekcyjnej, na środku stał metalowy stół z systemem węży, prysznicem i rynną prowadzącą do odpływu. Górną część stołu zajmowały piły elektryczne i narzędzia sekcyjne.

– Pęsety chirurgiczne do trzymania na przykład skóry podczas sekcji, pęsety anatomiczne do preparowania naczyń i nerwów, skalpel, tu… kleszczyki hemostatyczne do przytrzymywania naczyń…. A to piła Gigliego, czyli łańcuszkowa, do przecinania żeber lub żuchwy i klasyczna piła do kości – demonstrował sprzęty pan Mirosław. – To młotek, dłuto kostne. A?to piła elektryczna.

 

Pod ścianą stał rząd szafek zawierających głównie odczynniki chemiczne, większość na bazie spirytusu i formaliny, oraz materiał pobrany od zmarłych oczekujący na dalsze badania, pozamykany w różnego rodzaju słoikach.

– Współpracujemy ze szpitalem, więc na ogół przyjmujemy zwłoki osób starszych, ale jak pani sama wczoraj widziała, nie jest to regułą. Nigdy nie zajmujemy się zwłokami po morderstwach – wyjaśniał lakonicznie mój nowy szef. – Gdy zgon nastąpi w szpitalu, po potwierdzeniu go przez lekarza, ciało trafia tutaj. Przepisowo, zanim przystąpi się do sekcji, musi leżeć dwadzieścia cztery godziny. Na wypadek, gdyby stwierdzenie zgonu okazało się błędne. Następnie pobieram materiał do badań: wycinam guzy, nowotwory, chore tkanki, pobieram płyny ustrojowe, wszystko, co może posłużyć nauce do dalszych badań, do lepszego poznania natury chorób. – Tu wskazał na stojące w gablocie i na blacie słoje i słoiczki z fragmentami ludzkich narządów i tkanek. – Materiał wysyłam piętro wyżej na patomorfologię. W wypadku zgonów o niejasnej przyczynie sekcja ma na celu te przyczyny wyjaśnić. Następnie zwłoki są myte. Tu mamy jeden wąż, tu drugi – wskazał beznamiętnie na system rur, pocierając wielką dłonią spokojne, zmęczone oczy – żeby przepłukanie jelit odbyło się sprawnie i czysto. Jest to konieczne, ponieważ zalegające treści pokarmowe gniją, powodują powstawanie gazów, rozpieranie ciała, opuchliznę i jego szybszy rozkład. Poza tym zwieracze odbytu przecież już nie działają i przenoszenie ciała czy jego ubranie bez zabrudzenia i wycieków z jelit byłoby niemożliwe. Innym sposobem zabezpieczenia przed tym jest trwałe zatkanie ujścia jelita grubego.

Jeśli zwłoki mają być wystawione w kaplicy na dłużej, jelita płucze się formaliną. To je dodatkowo konserwuje. Inną opcją jest wstrzyknięcie środków dezynfekujących i konserwujących do jamy brzusznej i jamy płucnej, gdzie jest najwięcej bakterii i gdzie rozpoczyna się rozkład. Dezynfekuje się też inne naturalne siedliska bakterii, które uaktywniają się po śmierci: jamę ustną, odbyt i pochwę. Dzięki temu ciało wolniej ulega procesom gnilnym i jest mikrobiologicznie bezpieczne dla bliskich. Co innego balsamacja. Wprowadzam preparaty konserwujące przez prawą tętnicę szyjną. Płyny wypierają krew, rozchodzą się przez naczynia krwionośne po wszystkich tkankach, nasączając je. To powstrzymuje procesy gnilne1.

Słuchając tego wszystkiego, miałam wrażenie, jakbym oglądała horror klasy C. A przecież ten człowiek codziennie wykonuje opisywane czynności! Na dodatek każdy prędzej czy później przez to przejdzie. Moja głowa z trudem przyswajała te informacje i radziła sobie z nową rzeczywistością, ale pilnie podążałam za nim, starając się wszystko zapamiętać.

Sala sekcyjna przechodziła w krótki korytarz, po prawej jego stronie znajdowała się ubieralnia zmarłych, do której przewożono ciało po sekcji i umyciu. Tu je ubierano, czesano i malowano. Z ubieralni przechodziło się do malutkiej kaplicy, gdzie po przygotowaniach wystawiano zwłoki. Tutaj też gromadziła się rodzina przed przewiezieniem zmarłego do właściwej kaplicy. Na końcu korytarza był pokoik administracyjny, również połączony drzwiami z kaplicą. Piąte pomieszczenie było chłodnią służącą do przechowywania zwłok. Nie było tam filmowych szuflad na zmarłych, tylko miejsce na postawienie trzech stołów na kółkach i dwie wysokie półki na wypadek, gdyby nagle zrobiło się bardzo tłoczno.

Pan Mirosław Sokół pokazał mi te pomieszczenia, nie rozwodząc się zanadto nad ich przeznaczeniem i wykonywanymi w nich czynnościami. Może to i lepiej. Szczątkowe informacje, które mi podał, były wystarczająco szokujące. Dużo uwagi poświęcił za to na tłumaczenie tego, czym miałam się zajmować, a były to: rejestracja zgonów, przyjmowanie i wydawanie ciał, przepływ materiałów między nami a patomorfologią, akty zgonu, przekazywanie rodzinie rzeczy zmarłych, przyjmowanie od rodziny ubrań, w które należy przyodziać ich na pogrzeb, zamówienia na balsamację i makijaż, kontakty z pralnią, zakupy środków chemicznych, środków ochrony osobistej, przepływ faktur i płatności, sporządzanie zestawień, raportów i statystyk z prawie wszystkich powyższych czynności oraz podawanie kawy i herbaty szefowi.

Skupiliśmy się na wypełnianiu dokumentów.

– Wypełniasz tak – pokazywał Mirosław – okoliczności śmierci i tu do wyboru – zgon naturalny, zabójstwo, samobójstwo, wypadek, zgon w nieokreślonych okolicznościach. Zajmujemy się tylko zgonami pacjentów z naszego szpitala, więc będziesz miała zgony naturalne, ewentualnie samobójstwo czy wypadek. No, chyba żeby ktoś zamordował naszego pacjenta, ale zgony gwałtowne, jak zabójstwa, wypadki i samobójstwa, wszelkie zgony podejrzane, których przyczyny nie możemy określić, trafiają do lekarzy medycyny sądowej. Na potrzeby śledztwa sekcja odbywa się zawsze w obecności prokuratora2. Nie musisz tego wszystkiego pamiętać. Zapamiętaj jedno – my tego nie ruszamy. To śliski grunt. Najważniejsza rzecz: w papierach musi być porządek.

Zmartwił mnie trochę brak instrukcji co do sposobu zachowania w kontakcie z rodzinami zmarłych, więc zapytałam o to. W odpowiedzi uzyskałam tylko gromiące spojrzenie i dwuczęściowy mundur służbowy. Używany, szarawy (pewnie kiedyś był biały) strój z prześcieradłowego materiału składał się z bardzo obszernej bluzy z krótkim rękawem oraz spodni z gumką w pasie. Też oczywiście za dużych. Na duchu podniosło mnie tylko to, że wyjątkowo nie były za krótkie, natomiast zaniepokoiło mnie kilka brązowordzawych kropeczek w okolicy uda. Starałam się nie myśleć, czym prawdopodobnie były i w jakich okolicznościach powstały. Całość wyglądała dość marnie, chyba nigdy nie miałam na sobie bardziej amorficznego stroju, ale w zasadzie byłam z niego dumna.

Pierwsze dni pracy były niespokojne. Nowe miejsce, nowe obowiązki, nauczenie się wszystkiego, wysiłek, żeby się wykazać, i strach, że znowu zobaczę coś wstrząsającego. Tak jak mi zapowiedziano, wypełniałam najróżniejsze papierki, dokumenty, akta, zestawienia, tabele i zamówienia. Siedziałam w jednym pokoju, niemającym nic wspólnego z przedmiotem prowadzonych tu prac, więc po paru dniach wreszcie wyciszyłam się, uspokoiłam i skupiłam na powierzonych zadaniach.

Pan Mirosław przynosił mi tylko kolejne dokumenty, podawał nazwiska kolejnych zmarłych, dyktował informacje na ich temat. W trzydziestometrowej zaledwie przestrzeni prosektoryjnych pomieszczeń widywaliśmy się rzadko, rozmawialiśmy jeszcze rzadziej, a wszelkie rozmowy ograniczały się do „dzień dobry”, „do widzenia” i wymiany konkretnych informacji. Obawiałam się, że jeśli tylko go zaczepię, wciągnie mnie w jakieś straszne, krwawe zajęcie.

Powoli jednak, jak mały, wstrętny robaczek, zaczynała mnie podgryzać ciekawość. Siedziałam sobie w swoim pokoju, sumując tabele, ale wiedziałam, że w pomieszczeniu obok mój szef pracuje. Na dobrą sprawę byłam kilka metrów od zwłok, tyle że oddzielona od nich ścianą. Zaczynałam szukać najrozmaitszych pretekstów, by przez uchylone drzwi chociaż zajrzeć ukradkiem do ubieralni i podpatrzeć, co tam się dzieje. Wymyślałam sprawy, o które muszę akurat teraz zapytać. A to czy na pewno potrzebujemy całego kartonu foliowych fartuchów, a to czy nie zamówić trumny u innego producenta, żeby było szybciej.

Dużo się uczyłam dzięki tym pytaniom. Choć nie musiałam tego wiedzieć, Mirosław sucho, ale precyzyjnie na nie odpowiadał i uczył mnie, czym różni się grób ziemny od murowanego, a ten od katakumb, grobu urnowego i kolumbarium; że kostnica to miejsce służące do przechowywania zwłok i przygotowania ich do pogrzebu, a prosektorium to kostnica, która ma dodatkowo salę sekcyjną.

Nabrałam przyjemnego poczucia, że wszystko jest prawnie uporządkowane. Oczywiście w teorii, bo w praktyce bywało różnie. Na przykład w grobie ziemnym, z założenia jednoosobowym, nie wolno nikogo ponownie pochować przed upływem dwudziestu lat, ale nie dotyczy to grobu ziemnego, w którym pochowano urnę. Zgon i jego przyczyny powinny być ustalone przez lekarza, który leczył chorego w ostatniej chorobie, a jeśli ostatnią czynnością medyczną była akcja reanimacyjna zakończona zgonem, to obowiązek ten spada na lekarza prowadzącego reanimację. Jeśli jest to niemożliwe, oględziny może przeprowadzić inny lekarz do tego uprawniony. Osoby stwierdzające zgon wypełniają kartę zgonu w dwóch egzemplarzach – jeden rejestruje urząd stanu cywilnego i wędruje on do administracji cmentarza, drugi służy do celów statystycznych. Problemy zaczynają się, gdy lekarz stwierdzający zgon poweźmie podejrzenie, że przyczyną śmierci była choroba zakaźna. Konieczne jest wtedy powiadomienie inspektora sanitarnego. Ponadto łamie się regułę niepodejmowania balsamacji, kremacji i chowania przed upływem dwudziestu czterech godzin, zapobiegającą pochowaniu żywcem. W wypadku choroby zakaźnej zwłoki powinny być pochowane lub skremowane przed upływem doby. Ku mojemu zaskoczeniu prawo dopuszcza… zatopienie zwłok w morzu. Praktykuje się je jedynie wtedy, kiedy zgon nastąpił na morzu, w miejscu, z którego przybycie w ciągu dwudziestu czterech godzin na ląd w celu pochówku byłoby niemożliwe. A zawsze myślałam, że to tylko filmowy chwyt.

Dowiedziałam się, że prawo do przechowywania zwłok po upływie dwudziestu czterech godzin od śmierci mają jedynie kostnice, prosektoria i domy pogrzebowe. To również jedyne miejsca, w których można otworzyć trumnę po jej uprzednim zamknięciu. Powoli zaczynałam rozumieć, że mam okazję przynajmniej pobieżnie zapoznać się z działalnością prosektoriów i zakładów pogrzebowych, której głębi nawet nie podejrzewałam.

Pewnego dnia zapytałam Mirosława już nie o pracę, ale o to, czy napije się kawy, i usłyszałam, że chętnie. Więc przygotowałam ją i stanęłam przed drzwiami ubieralni z kubkiem. Zapukałam.

– Wejdź, wejdź. Postaw ją tu – dobiegł zza drzwi głos szefa. Przez chwilę się zawahałam. Czy dam radę? Czy nie zemdleję? – Proszę – ponaglił, więc nacisnęłam na klamkę i weszłam niepewnie do środka.

– Postaw ją tu – powtórzył. Postawiłam kubek na małej szafce.

Na stole leżały zwłoki sześćdziesięcioletniej kobiety. Ubrana była w ciemną spódnicę, ciemne rajstopy i białą bluzkę. Obok wisiał żakiet będący pewnie drugą częścią garsonki. Pan Mirosław właśnie czesał i układał włosy starszej pani.

– Jak ci się podoba? – zapytał nagle. Trochę mnie to zaskoczyło. Jak mi się podoba co? Zwłoki? Strój? Jego „dzieło”? Samo to, że o cokolwiek mnie pyta, było zaskakujące.

– Czy wygląda dobrze? – ponowił pytanie.

– Tak, dobrze… – Podeszłam bliżej, zastanawiając się, co w męskim języku i w takiej sytuacji oznacza słowo „dobrze”. – Znaczy się, normalnie wygląda… mam na myśli rysy twarzy i kolor, ale… jakoś tak… woskowo – odpowiedziałam. – Nie, nie wiem… No, niby w porządku, ale jakoś tak… no, woskowo właśnie… – Wstydziłam się swojego zmieszania i nieprecyzyjnej odpowiedzi.

– Jak to woskowo? – dopytywał się szef, ale ja nie bardzo potrafiłam wyjaśnić.

– No tak… płasko i jakby… Może trochę jasnobeżowego cienia na skronie, cielistego, ale lekko rozświetlającego. I odrobina korektora na zasinienia pod oczami. Oczy przestaną wyglądać na zapadnięte – poniosły mnie wizje retuszu tych mankamentów. Zrobiło mi się głupio. Własny pogrzeb to nie sesja zdjęciowa dla magazynu mody. Ten człowiek pewnie lepiej wie, co robi.

Ale Mirek zaciekawił się.

– Nie rozumiem. Możesz to zademonstrować?

Wpadłam w pułapkę. Chciał nie chciał, poszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam własną paletę do makijażu z własnej torebki! Całe szczęście pędzle były w wyposażeniu zakładu. Wróciłam i zaczęłam oszczędnie nakładać kosmetyk na twarz. Lekko rozświetlający puder na skronie, o ton ciemniejszy na czoło, nos i brodę, korektor pod oczy, na powieki naturalny, jedwabny cień. Na koniec leciutkie muśnięcie policzków różem w kolorze malwy.

– Gotowe – powiedziałam szeptem i czekałam ze spuszczoną głową na falę krytyki i wykład, że zwłoki nie mogą być pomalowane, że muszą wyglądać naturalnie, że mam zmiatać do swoich papierów. Ale nic takiego nie nastąpiło.

– Nieźle – odezwał się Mirek. – W ogóle nie widać makijażu, a wygląda dobrze. Faktycznie wcześniej było woskowo – ugryzł się w język – niedobrze raczej. Hmmm… Ciekawe. – Podchodził bliżej, to się oddalał, nachylał się nad twarzą zmarłej i drapał po głowie. Był zaskoczony podwójnie: jako pracownik prosektorium i jako mężczyzna. – Gdzie się tego nauczyłaś?

– Czasem pracuję jako modelka.

– Nie-moż-li-we… – mruknął pod nosem, przeciągając kolejne głoski. Popatrzył na mnie uważnie, jakby nie wierząc, że blada chudzina z ogromnymi oczami o jasnych rzęsach i włosach koloru słomy niedbale zebranych w koński ogon, na której prosektoryjny strój wyglądał jak wór na wieszaku, może być modelką. (…)

 

About the author

Ioannes Oculus

I am addicted to languages, both modern and ancient. No language is dead as long as we can read and understand it. I want to share my linguistic passion with like minded people. I am also interested in history, astronomy, genealogy, books and probably many others. My goals now are to write a novel in Latin, a textbook for Latin learners, Uzbek-Polish, Polish-Uzbek dictionary, modern Uzbek grammar and textbook for learners. My dream is to have a big house in UK or USA where I could keep all my books and have enough time and money to achieve my goals.

Leave a Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.