Za uprzejmością wydawnictwa Esprit publikujemy wywiad z Oliverem Pötzsch’em, który mówi o swojej debiutanckiej powieści. Wywiad w wersji origonalnej ukazał się w „Süddeutsche Zeitung” (1.04.2008).
Oliver Pötzsch, lat 37, spełnił swoje marzenie. Napisał powieść. Wydawnictwo Ullstein wprowadzi ją w najbliższy wtorek do księgarń. Jest to powieść historyczna pt. Córka kata. Nie każdy jednak, kto jest utalentowany i chciałby napisać książkę, potrafi narzucić sobie odpowiednią dyscyplinę. Nie każdy też ma w zanadrzu historię rodzinną, która sama w sobie jest materiałem na bestseller. Oliver Pötzsch posiada jedno i drugie: samodyscyplinę i przerażających przodków. Pochodzi z rodu katów.
Süddeutsche Zeitung: Bohater Pana powieści, Jakub Kuisl, istniał naprawdę?
Oliver Pötzsch: Tak, istniał. Moimi przodkami byli kaci z Schongau. Kuzyn mojej babci prześledził historię naszej rodziny do XVI stulecia wstecz. Jeżeli jego notatki się zgadzają, pochodzimy nawet od Jörga Abriela, słynnego kata, który w 1589 roku ściął w Schonau głowy ponad 60 kobietom. Jakub Kuisl był jego wnukiem.
SZ: Przyjemna rodzinka. Wierzy pan w dziedziczne piętno?
OP: Jest to ciekawsze, niż kiedy ma się przodków, którzy byli np. piekarzami. Jako dzieci stykaliśmy się z tymi historiami. Moja babcia ciągle dzieli nas, swoich wnuków, na Kuislów i nie-Kuislów.
SZ: I?
OP: Kiedy na Wielkanoc podarowałem jej tę książkę, powiedziała: ty jesteś prawdziwym Kuislem. Ja widzę to jednak trochę inaczej. Zgodnie z zachowanym opisem Kuislowie byli raczej niscy, bardzo owłosieni, mieli szponiaste palce i duże nosy. Mój nos można by w najlepszym wypadku określić jako, wydatny. Poza tym Kuislowie byli ponoć melancholikami, którzy chętnie zaglądali do kieliszka.
SZ: Pana Kuisl pije niemało. A swoją drogą, ile wspólnego ma Pana powieść historyczna z prawdziwą historią?
OP: Wiele postaci mojej książki rzeczywiście istniało. Kat, jego żona, trójka dzieci, radni miejscy. Pracując w bawarskiej telewizji, przez rok prowadziłem badania i gromadziłem detale, od jedzenia i ubioru czasów wczesnej nowożytności poczynając, a na warunkach w Schongau kończąc. Fabuła jest jednak tak samo zmyślona jak położna Marta Stechlin, której mój bohater z powodu podejrzenia o czary musi przyśrubować kciuki.
SZ: Co wie pan o Jakubie Kuislu?
OP: Niewiele poza tym, że kiedyś ustrzelił wilka. Ale wiem całkiem sporo o życiu kata. Kuzyn mojej babci zebrał wiele informacji. Nie mogli żyć z samego wykonywania egzekucji i tortur, chyba że mieli do wykonania duże zlecenia jak Abriel. Zatem kaci musieli imać się dodatkowych zajęć. W istocie sami zajmowali się czarnoksięstwem, ponieważ handlowali preparatami, które miały znaczenie magiczne – nie tylko ziołami leczniczymi, ale np. nasieniem wisielców czy ludzkim tłuszczem. Zaopatrywali w nie aptekarzy, którzy sprzedawali je, jak dzisiaj sprzedaje się specyfiki Ayruvedy.
SZ: Jak udało się Panu opublikować książkę w tak znanym jak Ullstein wydawnictwie?
OP: Coś takiego załatwiają dziś tylko agenci. W czasach e-maili, kiedy autorzy nie muszą już sami powielać swoich rękopisów i zanosić ich na pocztę, wydawnictwa są dosłownie bombardowane propozycjami publikacji. Dzięki Bogu poznałem kilka lat temu dobrego agenta, kiedy napisałem sztukę dla dzieci.
SZ: O ścinaniu głów?
OP: Nie… Całkiem nieszkodliwą. Moja żona pilnuje, żeby dzieci nie wiedziały na razie za dużo o naszej rodzinnej przeszłości. Teraz mają siedem i cztery lata i wierzą, że Kuislowie byli policjantami. I niech tak na razie zostanie.
Zainteresowanym polecamy także ciekawy trailer: