Jennifer Lee Carrell, Szyfr Szekspira, [Świat Książki] Warszawa 2008
Jennifer Lee Carrell to urodzona w 1962 roku w Waszyngtonie, amerykańska pisarka. Zrobiła doktorat na Uniwersytecie Harvarda, na którym później wykładała. Reżyserowała dla Hyperion Theatre Company. Po rzuceniu pracy dydaktycznej przez klika lat pracowała jako krytyk muzyczny, pisała dla „Arizona Daily Star” oraz „Smithsonian Magazine”.
Zanim zabrałem się za tą powieść nie znałem autorki ani jej dorobku. W jednym punkcie przeczucie mnie nie myliło – to, że ma mały dorobek pisarski. Natomiast w drugiej kwestii już nie trafiłem – dopiero przeczytanie biografii wyprowadziło mnie z przekonania, że powieść wyszła spod pióra nieopierzonej jeszcze, bardzo młodej osoby. Ale o szczegółach za chwilę.
Kate jest amerykanką, absolwentką Harvardu, historykiem literatury, szekspirologiem. Z bliżej niedopowiedzianego powodu jednak opuszcza mury szacownej Alma Mater, aby w Londynie przyjąć propozycję wyreżyserowania szekspirowskiego „Hamleta”. Czy to magia świątyni Globe Theatre ją do tego skłoniła, czy chęć ucieczki, odcięcia się od Rose, swojej mentorki i promotorki zarazem, tego pewnie nie wie sama Kate.
Pewnego jednak dnia, poświęconą reżyserowaniu sztuki Kate, odwiedza sama Rose. Zza oceanu przyjeżdża, aby nakłonić swoją niedawną podopieczną do porzucenia sztuki dla pracy naukowej i w zawoalowany sposób proponuje przystąpienie do rozwiązania wielkiej zagadki. Kate ma przystąpić do swoistej gry, śmiertelnej gry, której, jak się później okaże, nie może się oprzeć. Wyzwaniem jest poszukiwanie zaginionej sztuki samego Szekspira. Na taki zew Kate nie może nie odpowiedzieć. Rozwiązanie tej historii staje się tym istotniejsze, że Rose zostaje zamordowana, i to w Globe, który zostaje podpalony i to dokładnie w rocznicę pożaru tego przybytku w XVII wieku. Tajemnica goni tajemnicę, zagadka rodzi kolejną. Trup ściele się gęsto. Pojawia się oczywiście przystojny obrońca – Ben, który pełen cnót wszelakich, staje ramię w ramię z bohaterką, aby pomóc jej rozwiązać zagadkę zaginionego dzieła Szekspira. Oboje, w pogoni za tajemnicą, ścigani przez tajemniczego mordercę oraz policję, przemierzają w tą i z powrotem tysiące mil, od Anglii do Ameryki, od Waszyngtonu po Dziki Zachód, tropiąc zaginione dzieło. W końcu wszystko się dobrze się kończy, jak to w takich opowieściach zwykle bywa.
No właśnie. Zacznę może od końca. Nie zdradzając finału tej historii, powiem tylko, że rozczarowuje. Od dłuższego bowiem czasu czytelnik podskórnie wyczuwa, jak się to wszystko skończy. Ale kiedy już do tego dochodzi, pozostaje niedosyt, jakby nagle autorce zabrakło pomysłu na staranne wykończenie, jakby zmęczona pisaniem próbowała jak najszybciej uciąć w pół zdania opowieść.
Jennifer Lee Carrell prowadzi akcję linearnie, w czasie rzeczywistym, czego absolutnie nie stawiam jako zarzut. Tempo w jakim akcja się toczy jest niesamowite, więc opanowuje w ten sposób fabułę. W pierwszoosobowej narracji brak rozbudowanych retrospekcji. Nie do pominięcia są jednak nieliczne, niestety, wojaże do czasów minionych, gdzie autorka z kunsztem nakreśla okres, w którym żył i tworzył Szekspir. Zbudowana intryga jest zarazem banalna, jak i w swoisty sposób wciągająca. Jednym razem wywołuje uśmieszek politowania, aby po chwili zmuszać czytelnika by niemalże z wypiekami na twarzy śledził kolejne losy bohaterów. Pod tym względem powieść jest bardzo nierówna.
Autorka buduje postacie schematycznie. W przewijających się w powieści bohaterach trudno doszukiwać się wieloznacznych, złożonych charakterów. Raczej mamy do czynienia z typowym dla tego typu awanturniczych historii kalejdoskopem barwnych, ale jednoznacznie określonych twarzy. Ale można i tutaj mile się rozczarować, co niech będzie jedną z zachęt do sięgnięcia po ta książkę.
Natomiast zalew historycznych postaci i ich losów, które Carrell przywołuje na kartach powieści, tworzy skomplikowaną mozaikę. Trudno się w niej poruszać, jeśli nie ma się przygotowania w dziedzinie historii sztuki angielskiej i samej Anglii w ogóle. Jako laik przeszedłem nad tym do porządku, co z jednej strony mnie irytowało, ale z drugiej strony smacznie podało na tacy tą opowieść, bo nie potrafiłem zweryfikować, co i kto jest fikcją, co jedynie przekłamaniem, a co żywą prawdą.
Tak jak wspomniałem na początku, powieść robi wrażenie niedopracowanej. Nie ujmując niczego autorce, widać że brak jej doświadczenia, pisarskiego warsztatu. Niewątpliwa akademicka wiedza w temacie, mogłaby zostać przyobleczona w bardziej wyrafinowany strój. A tak „Szyfr Szekspira” jest kolejną książka w nurcie modnych w ostatnich latach opowieści o tajemniczych kodach, szyfrach i tajemnicach. Jeśli ktoś lubi tego typu książki, to polecam, jako lekturę rozrywkową, nie zmuszającą do intelektualnych wygibasów.
[…] 1: Rafał Kosz (recenzowana książka: Jennifer Lee Carrell, Szyfr Szekspira) Miejsce 2: Marek Szwajnoch (recenzowana książka: Mieszko Zagańczyk, Allah […]