“Kiedyś to było dobrze, za PRL’u” – na takie lub podobne słowa reaguję najczęściej alergicznie. Jak to za komuny miało być lepiej. Dzisiaj jednak usłyszałem, coś z czym choć trochę mogę się zgodzić. Mianowicie, z komuny ludzie częściej potrafili się cieszyć z tego co mają. Może dlatego, że nie było prawie nic. Zabawek, mieszkań, telewizorów, samochodów itd. Paczka z “Efu”, czy z Zachodnich Niemczech to był rarytas. Miałem to szczęście, że babcia paczki posyłała. Jednak i tak pamiętam radość z zabawy przy rowie za śmietnikiem, który raz był fosą zamku, raz stanowił element tajemnej twierdzy, a jeszcze innym razem był po prostu wyzwaniem, kto przeskoczy go w najszerszym miejscu. Nie było potrzeba wiele do szczęścia.
Dziś gonimy za szczęściem. Wydajemy na to coraz więcej, zaciągamy kredyty i tak naprawdę gubimy się. Chcemy coraz więcej, mamy coraz mniej. Bogatym okazuje się nie ten z milionem dolarów na koncie, ale ten co potrafi cieszyć się z tego co ma. Nie gra tu roli kwestia ile ma, tylko czy pogoń za “więcej” nie stała się bożkiem. Dziś dzieci muszą mieć komórkę, laptopa, telewizor, skuter i jeszcze mnóstwo innych gadżetów. Cierpią, gdy tego nie mają. Kiedyś wystarczył kijek i krzak, i była baza, kawałek podwórka i można było bawić się w chowanego. Nie uświadczysz tego jednak dzisiaj, gdy dzieci zostały zamknięte przez rodziców w więzieniu dobrobytu i telewizji, gdy rodzice dali dzieciom to czego im brakowało, ale odebrali to co tak naprawdę ważniejsze.
Takie społeczeństwo nam rośnie, bez szczęścia i radości. Społeczeństwo, które ciągle goni, ale czy jeszcze wie za czym?
Takie czasy. Nie chodzi o to, żeby złapać króliczka tylko żeby go gonić. W sumie to przykre.